The Bullseyes – W sam środek tarczy [Rozmowa]

fot: facebook.com/thebullseyes

W ramach uzupełniania radiowego archiwum prezentujemy tekst, który pierwotnie ukazał się 20.09.2020r. Duet The Bullseyes czyli Mateusz Jarząbek oraz Darek Łukasik opowiedzieli nam wtedy o procesie powstawania płyty The Best Of The Bullseyes oraz okolicznościach towarzyszących jej wydaniu. Zapraszam do lektury!

To dość niespotykane, że debiutanci wydają najpierw koncertówkę, a dopiero później pełnoprawny album.

MJ: Swego czasu uważaliśmy, że ludziom odpowiedzialnym za bookowanie koncertów może nie odpowiadać fakt, iż wydajemy pojedyncze single, a nie prezentujemy całego albumu. Mogło to rodzić wątpliwość czy mamy tyle materiału, żeby zagrać półtorej godzinny set, więc postanowiliśmy upublicznić to nagranie. Każdy mógł posłuchać, a przy okazji fajnie wyszło, więc czemu się tym nie podzielić.

Żadna rozmowa z debiutanckim zespołem nie może się odbyć bez jednego pytania: Skąd nazwa na zespół? Czy to jesteś jakaś konotacja do znanej postaci z uniwersum Marvela?

MJ: Mimo, iż ta postać jest całkiem cool, to jednak nie jesteśmy, aż tak wgłębieni w to uniwersum. U nas ta nazwa wzięła się od pewnego eksperymentu , o którym dowiedziałem się studiując psychologię. Niemowlę szukając różnych bodźców, gdy jego zmysły dopiero się kształtują, zawsze podąża za twarzą matki. Ale jest jeden symbol, który wygrywa nawet z tą twarzą i jest to właśnie symbol tarczy. I właśnie stąd, że jest nas dwóch i tworzymy prostą, nachalną muzykę, chcielibyśmy „trafiać” wprost do ludzi. Dlatego zdecydowaliśmy się używać tego symbolu.

To w interesujący sposób łączy się z tym co proponujecie pod względem wizualnym: czy to na płycie, czy w waszych teledyskach czerwień w waszej estetyce jest kolorem dominującym. Lubicie zwracać na siebie uwagę?

MJ: Jakoś tak się przyjęło, że tarcza musi być czerwona, więc idziemy za ciosem. Może z przyszłymi albumami zdecydujemy się na jakąś zmianę, ale na razie – zakochani w czerwieni.

DŁ: Ta cała sfera wizualna była budowana na koncepcie nazwy oraz tego loga. Musiało być wprost a nie ma koloru, który bardziej zwraca uwagę niż czerwony.

Nie męczy już was ciągłe porównywanie do pewnych dwóch znanych amerykańskich duetów?

DŁ: Mam dystans do tego.

MJ: Ja też. Myślę, że jakiś czas temu może by nas to bardziej dotykało, jednakże zmierzamy teraz w takie muzyczne rejony, iż bardzo trudno usłyszeć jednoznaczne porównania. Natomiast nie wstydzimy się tego, iż sam koncept grania we dwóch, wzięliśmy od owych zespołów. Nie mielibyśmy tej pewności w sobie, że duet wystarcza do grania rockowej muzyki, nagrywania płyt i grania fajnych koncertów.

DŁ: Oni pokazali nam, że można, ale nie jesteśmy w stanie stwierdzić, że brzmimy jednoznacznie jak te zespoły. Teraz dopiero, w pełni zaczyna kształtować się nasz styl.

Pretekstem naszego spotkania jest wydanie waszego debiutanckiego albumu The Best Of The Bullseyes. Płyta ukazuję się w trudnych czasach, choć właściwie dla płyt, jako formie dystrybucji, czasy już nigdy nie będą dobre. I z całym tym konceptem „Best Of” wiąże się pewne ryzyko, bo wydajecie płytę, która jest już w większości znana.

MJ: Tak jak mówisz, z dystrybucją „płyty” czy dokładniej z CD – to jest strasznie niepotrzebny nośnik w dzisiejszych czasach. Wszystko jest w portalach streamingowych a jeśli ktoś decyduje się na fizyczny zakup to woli wybrać winyl, gdzie doświadczenie nośnika jest jeszcze bardziej namacalne.

DŁ: Posiadając trzy komputery w domu, na żadnym z nich nie posiadam napędu do płyt. Nie jest mi to potrzebne.

MJ: Jadąc dziś do Darka starym samochodem musiałem szukać jakiś starych płyt, bo nawet nie mam na czym wypalić sobie jakiejś składanki. Niemniej dla radiowców, recenzentów ten fizyczny nośnik wciąż jest istotny i w tej sferze promocyjno-radiowo-prasowej wciąż się sprawdza. Z ludzkiego punktu widzenia ten nośnik nie rozwiązuje żadnej potrzeby konsumenckiej. W 90 procentach CD jest tylko po to, że ktoś chce nas wesprzeć a w 10 procentach jest to unaocznienie tego wsparcia. Natomiast sam produkt jest trochę bez sensu. (śmiech)

DŁ: Posiadając te informacje, chcemy na jak największej ilości tego plastiku się podpisać, żeby jeszcze jakąś wartość dodać tej płycie. A jeżeli dla części ludzi, którzy nas wspierają ma to znaczenie to z chęcią to zrobimy.

MJ: Wracając jeszcze do pierwszej części twojego pytania: płyta została w większości wydana, ale dopóki nie pojawił się ten plastik wieńczący ten cały sezon naszej działalności to byliśmy traktowani jako zupełnie inny zespół. Ta płyta domyka jakąś powagę bycia muzykiem. Cały czas ten „duch” płyty gdzieś widnieje. Patrząc na dokonania współczesnych raperów, gdzie nowy utwór pojawia się co tydzień, to ta płyta to totalny vintage, ale jak widać ta formuła jest wciąż potrzebna. I też nam było to potrzebne. Na tej płycie znajdują się zarówno utwory sprzed dziesięciu lat jak i sprzed pół roku. Trochę się obawialiśmy czy to razem zażre, ale inżynier dźwięku i masteringowiec odwalili kawał świetnej roboty. Musieliśmy postawić kropkę w jakimś miejscu, żeby teraz móc tworzyć dalej.

DŁ: Słychać na tej płycie tę naszą drogę ośmioletnią. Dodając jeszcze jedno: ludzi na naszej planecie jest ponad 7 miliardów, więc dla większości z nich to i tak będzie nowe. (śmiech)

W obronie tych radiowców i oldschoolowców, do których sam się zaliczam, myślę, że warto zadać pytanie: „Czym jest płyta?”, bo przecież to nie tylko zawartość, ale też i okładka, książeczka, jej wnętrze itd. i to wszystko stanowi jej integralną całość. W dobie streamingów i wszechobecnej kultury w internecie być może jest już tego za dużo a taki fizyczny nośnik zachęca do posłuchania całości. Zastanawiając się ostatnio nad stanem obecnego rynku muzycznego doszedłem do wniosku, że jesteście idealnym przykładem zespołu podążającego za obecnymi trendami. Zatem – co to mówi o słuchaczach? Czy obecny słuchacz woli otrzymywać nowe treści w krótkich odstępach czasu? A może, przez swoją percepcję, nie jest w stanie przesłuchać całej płyty ciągiem?

MJ: Moim zdaniem jedno i drugie jest prawdą. Z jednej strony algorytmy serwisów streamingowych działają na podstawie singli. Żaden szanujący się serwis nie zachęca cię, po przesłuchaniu jednego utworu, do posłuchania reszty albumu. Z racji też przesytu rynku i liczby obecnych artystów taka sytuacja jest wszystkim na rękę. Im większą uwagę artyści będą przywiązywać do wydawania singli tym lepszy będzie ich odbiór w serwisach.

DŁ: Być może niedługo same zwrotki będziemy wydawać. (śmiech)

A w jaki sposób wy poznajecie muzykę. Też głównie streaming, czy może jakieś antyczne nośniki?

MJ: Trzy lata temu jeszcze bym się chwalił kolekcją winyli, ale to jest straszne jak ludzki organizm jest leniwy. Dąży do tej homeostazy, żeby zużywać tej energii jak najmniej. Stał ten winyl, stał ten gramofon to i tak szybciej jest kliknąć ikonkę streama i przesłuchać to samo. Aż człowiek jest zły, że musi te objawy człowieczeństwa przejawiać.

DŁ: Leży człowiek w tym samym pokoju, a to i tak za duży dystans.

MJ: Ja też się jaram jak to dobrze jest zrobione pod kątem technicznym. Kwestia algorytmu i dobierania muzyki do naszych gustów: nie zdarzyło mi się, żeby sekcja Discover Weekly, nie zaproponowałaby mi przynajmniej trzech utworów, które naprawdę mi się spodobają. To też świadczy o tym jak ten algorytm jest dobrze zaprogramowany. Czasami się zamykam w tej bańce i się zastanawiam – po co światu jeszcze jeden nasz utwór? Przecież jest tyle dobrej muzyki. Zawsze można pobrać dyskografię Bon Jovi czy Ozzy’ego Osbourne’a i starczy do końca życia. (śmiech)

To prawda, często dopada mnie myśl, że po co właściwie ta nowa muzyka powstaje? Tyle dobrej już zostało nagranej. Wciąż nie mam nadrobionej „klasyki” a wciąż nadrabiam nowości… Skąd wynika ta wasza chęć twórcza? Czemu zdecydowaliście się tworzyć muzykę a nie zająć się czymś pożytecznie społecznym? (śmiech)

DŁ: My na szczęście zajmujemy się czymś pożytecznym. Myślę, że bardzo trudno jest być pasjonatem i utrzymywać się z jednej rzeczy. W perspektywie długoterminowej nie dawałoby mi to życiowej satysfakcji. Muszę robić różne rzeczy. Cała ta otoczka: tworzenie muzyki, teledysków, robienie zdjęć – powoduje, że nie nudzimy się tym.

MJ: Nas jara cały proces. Utwór jest tylko produktem a w całym procesie bycia muzykiem współczesnym leży bardzo wiele innych czynników. Mnie np. bardzo interesuje ta strona marketingowa. Cały ten proces twórczy: tworzenie produktu, dotarcie do odbiorcy, zmuszenia ludzi do dotarcia do naszej muzyki – to jest fascynujące. Gdyby chodziło tylko o muzykę to pewnie grałbym na bębnach do świetnej muzyki z przeszłości a Darek lepiłby kosmiczne solówki.

DŁ: Może nauczyłbym się wreszcie porządnie je grać.

Jak wasz kompozycje powstają? Skąd te pomysły do Was przychodzą?

MJ: Rożnie to wygląda: czasami jest to kwestia jakiś słów wypowiedzianych po sobie, czasem jest to melodia i zdarza się, że ktoś pomyli się na próbie i przekształci się to w coś zupełnie innego.

Wszystkie kompozycje tworzycie razem?

MJ: Tekst zazwyczaj wychodzi ode mnie, natomiast cały proces jest wspólny.

Zanim przesłuchałem waszą płytę to miałem z tyłu głowy obawy, czy tak długi proces tworzenia płyty zaoferuję jakąś spójność. Moim zdaniem udało się to połączyć, aczkolwiek trudno nie dostrzec, że pomiędzy takim Love’s Blow a Moment’s Arrival różnica stylistyczna jest znaczna. Czy te utwory, które pojawiły się dopiero na tej płycie, to jest zapowiedź stylistyki w jaką zamierzacie zmierzać?

MJ: Za czasów Love’s Blow bardzo chcieliśmy udowodnić, że ta muzyka tworzona jest przez dwóch muzyków. Dopiero po jakimś czasie zrozumieliśmy, że częścią naszych umiejętności są te umiejętności producenckie. Przestaliśmy się bać tych czarów skoro to też jest nasz środek wyrazu.

DŁ: Zmieniliśmy założenie z „fajnej piosenki granej we dwóch”, na po prostu „fajną piosenkę”. Cały ten proces po drodze był nam bardzo potrzebny. Cały czas sprawdzamy, testujemy czy to co tworzymy jest dobre. Nie zastanawiamy się już nad naszym stylem tylko po prostu tworzymy.

Porównując to co wydaliście wcześniej: na tej płycie znalazły się dwa nowe utwory Nothing Disturbs Me, które jest dla mnie najjaśniejszym punktem tej płyty, oraz My Head Is Full Of You, które można było usłyszeć na koncertówce z radia Afera.

MJ: To oczywiście nie jest to samo nagranie, ale faktycznie jest to nasz najstarszy utwór. W tym utworze najbardziej słychać nasze punkowe korzenie.

Na tej koncertówce pojawia się jeszcze utwór I Just Want To Look At You, którego nie ma na płycie „Best Of […]”. Czy są jeszcze jakieś utwory, które trzymacie w szufladzie?

MJ: W tamtych czasach tych utworów nagrywaliśmy znacznie za dużo. Mnóstwo jest oczywiście pomysłów, które nawet w tej prawie skończonej, nagranej formie zostały porzucone i być może już nigdy nie wrócą [śmiech].

Zapoznając się z waszymi tekstami, w kontekście takich utworów jak Nothing Disturbs Me czy wasz przebój World Doesn’t Care, zastanawia mnie: Czy to jest deklaracja neutralności, pewnego dystansu do wydarzeń społecznych? Czy może są jakieś tematy, które Was poruszają?

MJ: Ja bardzo bym chciał, żebym taką postawę miał. Doceniać czas spędzony z bliskimi, nie zajmować się głupotami. Starzejemy się, nasi bliscy odchodzą a my zajmujemy się nieistotnymi sprawami. Prawdopodobnie na łożu śmierci człowiek zda sobie sprawę, że wszystko co robił było nieistotne a porównując to do tych jednostek kosmicznych to nic tak naprawdę nie ma sensu. Tylko przez nasze ego podejmujemy te działania.

Czy mimo wszystko jednostka może coś zrobić?

DŁ: Jednostka może sobie uświadomić, że coś może, ale coś się zmieni dopiero jeżeli wiele jednostek to sobie uświadomi w tym samym czasie. Niemniej, zmienianie świata zawsze warto zacząć od tej najistotniejszej jednostki – od samych siebie.

MJ: Każdy żyje swoim życiem. Wszystko jest tylko aktualnym, subiektywnie odbieranym zniekształceniem świata zewnętrznego. To są dosyć smutne tematy, które dotykają również nas, naszych bliskich. Jak np. gdy ktoś choruję na demencję czy inną chorobę – to cały jego świat ulega przekształceniu. Przez jakieś zaburzenie lub traumę może wywrócić się i przeorganizować cały nasz obraz świata razem ze wspomnieniami. Jednostka może coś zrobić, ale zawsze będzie to zrobienie czegoś „tylko” dla siebie…i widzisz, zadając mi takie pytanie ja już szykuję pięć odpowiedzi na pytania, których nikt nie zadał [śmiech]

Jednym z istotnych tematów tej płyty jest miłość. Jak wy zakochaliście się w waszych instrumentach?

DŁ: Gram na gitarze, bo moja sąsiadka ją miała. Gdy Mateusz na Pierwszą Komunię otrzymał PlayStation to często do niego przychodziliśmy. Tata Mateusza jest gitarzystą i z jego pokoju wyglądał za mną biały Fender Stratocaster. Od gitary się zaczęło i tak już zostało. Gitara chodzi za mną od 20 lat, ale nie tylko. Muzyka stała się dużą częścią mojego życia i nie ogranicza się to tylko do tego instrumentu.

MJ: Darek jest tą bardziej wykształconą muzycznie częścią naszego duetu.

DŁ: Tak, rozumiem żarty o kwintach równoległych. (śmiech)

Ja nie, ale nie wiem czy bym chciał rozumieć. (śmiech)

MJ: Mój tata jest gitarzystą a ja, chyba przez objaw młodzieńczego buntu, nie chciałem iść w jego ślady. Bardzo wcześnie zaczęły mnie kręcić różnego rodzaju zabawki elektroniczne: pady perkusyjne, gramofony, syntezatory. Okazało się, że ten rytm bardzo we mnie rezonuje. Im bardziej Darek szedł w gitarę, tym ja co raz bardziej odkładałem elektronikę na rzecz perkusji.

DŁ: Na początku The Bullseyes nawet na perkusji nie grałeś.

MJ: Tak, początkowo mieliśmy pomysł, że na koncercie przymocuje pad perkusyjny do ręki i zrobimy taki „cyfrowy garaż”, ale szybko z tego pomysłu zrezygnowaliśmy.

DŁ: Kto wie, może z takimi koncertami bylibyśmy bardziej rozpoznawalni niż teraz. (śmiech)

A czym właściwie jest dla was muzyka?

MJ: Muzyka jest soundtrackiem naszego życia, ale jest też silnym narzędziem do kontrolowania emocji, do kontroli umysłów. (śmiech)

DŁ: Czy tego chcemy czy nie, muzyka jest jedną z ważniejszych sztuk w życiu ludzi. Wystarczy zobaczyć sceny filmowe pozbawione jej i tak naprawdę otrzymamy wiele gestów oraz półtora minuty ciszy. Po to, dla mnie, jest muzyka. Bardzo lubię biczować się muzyką – słuchać o drugiej w nocy smutnych kawałków. Lubię ten nostalgiczny charakter muzyki. Większość muzyki jakiej słucham – jest smutne.

MJ: Pozwala Tobie przeżywać emocje, których nie doświadczasz, bo na co dzień jesteś wesołym człowiekiem. (śmiech)

DŁ: Być może, żeby utrzymać tę równowagę w życiu muszę dawkować sobie smutek.

Wasze ulubione płyty?

DŁ: Bon Jovi Crash, Radiohead The Bends

MJ: Ozzy Osborne No More Tears, The Black Keys Rubber Factory, Brian Jonestown Massacre Take It From The Man