Folk i jego konserwatorzy [Felieton]

Folk ma bez wątpienia ważne miejsce w amerykańskiej historii. Od początku istnienia tego państwa była to muzyka zwykłych ludzi. Grana przez nich i dla nich. Przez swój niekiedy kolektywny sposób powstania i niewielką estymę, jaką cieszyła się ta forma sztuki, jej archiwizacja była trudnym zajęciem. Jak więc pojawienie się możliwości rejestracji muzyki zmieniło ten stan rzeczy?

folk
Woody Guthrie

Przed przejściem do sedna, należałoby wyjaśnić, dlaczego ten gatunek muzyki ma charakter
eklektyczny. Pierwszym dużym źródłem była dużo starsza tradycja pieśni angielskiej. Świetnym
przykładem jest ballada Barbara Allen, której początki sięgają XVI wieku, a którą imigranci
spopularyzowali na terenie Nowej Anglii. Drugim dużym źródłem była muzyka spirytualna
czarnoskórej ludności Południa, której rodowodu należy szukać w Afryce. Popularne w niej było
tworzenie utworów na bazie zawołań i odpowiedzi, polirytmia czy wykorzystywanie instrumentów
niespotykanych w zachodniej kulturze.

Nie bez znaczenie miał wpływ długich dekad zniewolenia tych ludzi na pesymistyczny wydźwięk muzyki, którą tworzyli południowcy. Praktycznie każda nowa grupa imigrantów ze starego świata dodawała coś od siebie do tego muzycznego tygla, ale te dwa źródła są fundamentem, bez którego amerykański folk nie byłby tym, czym jest teraz. Z czasem gatunek się rozwijał, a miejscem, gdzie kultury miały punkt styczny, był obszar Appalachów. Przez rozpowszechnianie treści w formie ustnej wszelkie granice między nowym a starym zacierały się. Czasem nowe utwory były modyfikacjami starszych standardów, innym razem były to zupełnie nowe kompozycje, które mogły nie dotrwać do naszych czasów.

Folk na jednym obrazku

Folk a fonografia

Niemal jednocześnie mają miejsce dwa wydarzenia rzutujące na dalszy rozwój amerykańskiego folku. Pod koniec lat pięćdziesiątych XIX wieku francuz Édouard-Léon Scott de Martinville dokonuje pierwszego w historii nagrania ludzkiego głosu. Kilka lat później dokonuje się emancypacja, już w większości chrześcijańskiej, czarnej ludności Stanów Zjednoczonych. Następne lata przyniosły zalążki bluesa i kowbojskich piosenek, czyli country, ale przełom nastąpił dopiero w 1890 roku. Tej zimy, gdzieś na terenie Manhattanu, uwagę dwóch gentelmanów przykuł występ George’a W. Johnsona. Mężczyzna, z wielkim kunsztem, wygwizdywał melodie. Zarówno popularne wówczas standardy, jak i autorskie kompozycje. Sposób, w jaki to robił, musiał wywrzeć duże wrażenie na Charlesie Marshallu i na Victorze Emersonie, ponieważ jeden i drugi zaproponowali mu współpracę. Obaj byli przedstawicielami firm fonograficznego przemysłu, który właśnie się rodził za sprawą popularyzacji woskowych cylindrów Edisona.

Sprzedaż nagrań, na owych cylindrach, była zarówno pomysłem nowym dla konsumentów, jak i trudnym w realizacji. Każde gotowe do sprzedaży nagranie musiało powstawać osobno, a ich jakość i trwałość pozostawiała wiele do życzenia. Nie bacząc na te trudności, ci trzej bohaterowie zabrali się za tworzenie historii zarówno przemysłu fonograficznego, jak i muzyki folkowej. Przez kolejne lata tworzyli pierwsze, dostępne w sprzedaży, nagrania tego gatunku muzyki.

Notka w prasie

Dynamiczny rozwój branży

Kolejne lata nie przynosiły drastycznych zmian dla formuły wydawniczej. Na rynku dominowali biali artyści wykonujący coś, co dzisiaj nazwalibyśmy tradycyjnym popem. Bardzo niewielkie przebicie mieli wykonawcy innego pochodzenia i wykonujący inny rodzaj muzyki. Nie trafiali w gusta zamożniejszej części społeczeństwa, którą było stać na słuchanie muzyki w domu. Sytuacja odmieniła się na początku lat dwudziestych XX wieku wraz z popularyzacją bardziej trwałych płyt szelakowych i spadkiem cen odtwarzaczy.

Otworzyło to rynek na bardziej różnorodnych odbiorców, którzy poszukiwali brzmienia folku czy bluesa. Sytuacje wykorzystały wytwórnie takie jak Okeh Records czy Vocalion Records, tworząc tzw. race records, czyli płyty z muzyką odstającą od ówczesnych komercyjnych standardów. Wraz z rozwojem intratnego przedsięwzięcia zakres działań wytwórni, zajmujących się tym segmentem, zwiększał się.

Prócz nagrywania i dystrybucji, pojawiła się możliwość promocji w branżowych czasopismach czy organizacji koncertów gwiazd. Najważniejszym novum było wysyłanie pracowników w odległy teren celem znalezienia nowych, jeszcze niezarejestrowanych, artystów. Okres ten charakteryzował się niebywałym rozwojem.

Przez kilka lat liczba dostępnych nagrań zwiększyła się kilkudziesięciokrotnie, liczba nowych artystów również uległa pomnożeniu, a ponadto pojawiła się większa świadomość istnienia tych ludzi i ich kultury w społeczeństwie amerykańskim. Tę idyllę przerwał wielki kryzys roku 1929, który ponownie skrępował ręce wielu twórcom, wydawcom czy animatorom wiejskiej kultury Stanów Zjednoczonych.

Pierwsze nagrania terenowe

Do tych ostatnich z pewnością zaliczał się John Lomax, będący folklorystą pochodzącym z Teksasu. Od początku XX wieku zajmował się badaniem pochodzenia i kategoryzowaniem folkowych pieśni. W czasach, kiedy zajmowanie się tego typu wytworami kultury nie wiązało się z powszechną aprobatą, jemu udało się założyć regionalny odział American Folklore Society i wydać antologię analizowanych przez niego ballad.

Latami organizował spotkania i konferencje mające na celu zwiększyć zakres wiedzy o amerykańskim folku, mimo że sam nie miał z tego powodu wielu korzyści. Pracę Lomaxa odmienił grant, który otrzymał w czerwcu 1933 roku. Dzięki tym pieniądzom udało się zacząć realizować pierwsze nagrania polowe archiwizowane przez bibliotekę Kongresu. Podróżował on z członkami swojej rodziny do miejsc, gdzie występowali muzycy, których nie można było inaczej nagrać.

Specjalnie zmodyfikowany Ford pozwalał, w okolicy pozbawionej prądu, rejestrować napotkaną muzykę. Tym sposobem John Lomax odwiedził wiele muzycznie dziewiczych terenów, jak farmy głębokiego Południa, małe miasteczka rodzinnego Teksasu, czy wszelkiego rodzaju więzienia. Wówczas na swojej drodze poznał i zdołał pomóc w karierze wielu muzykom, z których najsłynniejszym był Leadbeally, były więzień, znany obecnie najbardziej z wykonywania piosenek dla dzieci.

Przykład Johna Lomaxa pokazuje, że wytrwały upór prowadzi do celu, którym poniekąd była w jego przypadku walka z czasem, który na zawsze mógł odebrać ludziom część ich kulturowego dziedzictwa.

folk
John Lomax podczas jednej z wypraw

Alan Lomax i jego osiągnięcia

Kontynuatorem tych wysiłków został Alan, młodszy syn Johna. Z czasem to na jego barki zaczęły spadać kolejne obowiązki związane z przygotowywaniem wypraw i ich dokumentacji. W pewnym momencie był w stanie sam na nie wyruszać. Tak, jak w przypadku jego ojca, sesje nagrywane w plenerze okazywały się sukcesem, a i znalazło się grono muzyków, którym pomógł. Szczególnie warte odnotowania są przyszłe gwiazdy: Woody Guthrie, Muddy Waters jak i Big Bill Broonzy.

Ambicje Alana nie ograniczały się tylko do replikowania tego, co wypracował już jego ojciec. Wkrótce udało mu się przekonać CBS do powierzenia mu prowadzenia programu radiowego, w którym propagował folk na skalę niemożliwą do wyobrażenia jeszcze przed kilku laty. Zaangażował się w powstawanie zupełnie nowej fali nagrań dostępnych komercyjnie na terenie całego kraju.

Współorganizował też serie ogromnych, jak na poziom popularności tej muzyki, koncertów w Carnegie Hall, tym samym stwarzając dla wielu pierwszą możliwość posłuchania bluesa czy country na żywo, i to w dużym mieście. To tylko kilka przykładów działalności Alana Lomaxa na przestrzeni lat, których było o wiele więcej.

Nie skłamie ten, kto powie, że to, co po sobie pozostawił, to tysiące godzin nagrań audio, wideo i wszelkiego rodzaju tekstów dotyczących folklorystyki, nie tylko tej amerykańskiej. Bez wątpienia jego ogromny i pozytywny wpływ na cały gatunek i społeczeństwo amerykańskie można odczuwać po dziś dzień.

Nagranie dokonane przez Alana

Inspiracja do działania

Dziesiątki lat rozwoju muzyki folkowej miały wykrystalizować się w sierpniu 1952 roku. To wtedy
ukazała się niezwykle wpływowa kompilacja Anthology of American Folk Music. Nie powstałaby bez Harry’ego Smitha, który hobbystycznie kolekcjonował, już wtedy stare, szelakowe płyty. Interesował się również ich zawartością, dodatkowo starając się dowiedzieć jak najwięcej o tych, których słuchał z zamiłowaniem.

Spotkanie na swojej drodze właściciela wytwórni płytowej Folkways Records umożliwiło mu podzielenie się ułamkiem swojej kolekcji z całą Ameryką. Efektem końcowym stał się zestaw sześciu płyt, podzielonych wewnętrznie na ballady, muzykę biesiadną i pieśni. Ponadto każdy utwór otrzymał swój własny opis stworzony przez Smitha.

Szeroki wachlarz niedostępnych nagrań już wówczas musiał się wydawać interesujący dla pasjonatów, lecz nie przełożyło się to na sukces finansowy. Album sprzedawał się niezwykle wolno, a jego głównymi nabywcami były biblioteki publiczne i uniwersyteckie. Co zaś było niewątpliwym sukcesem, to wpływ, jaki miał ten zestaw na odrodzeniu folku. A miał ono miejsce kilka lat później.

Wielu przyszłych artystów folkowych czerpało z niego inspiracje i materiał do grania podczas koncertów. Ich rosnąca popularność w latach sześćdziesiątych otworzyła zupełnie nowy rozdział amerykańskiej muzyki ludowej.

Harry Smith

Folk – inny niż reszta

Historia muzyki byłaby inna, gdyby nie wpływ fonografii, co tyczy się szczególnie muzyki ludowej. Jakże bardziej uboga byłaby kultura, której przejawem jest ta muzyka, gdyby nie technologia i ludzie, którzy postanowili ją zachować. To dzięki takim postaciom jak Lomaxowie czy Harry Smith, prawdziwym pasjonatom, amerykański folk miał możliwość stać się muzyką jedyną w swoim rodzaju. Dlatego uważam, że warto pamiętać o tym, jakie trudności napotkali, aby móc utrwalić to, czego inaczej byśmy nie doświadczyli.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj –meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/