W tym roku mija pół wieku od premiery jednej z najbardziej absurdalnych komedii wszech czasów. Po 50 latach Monty Python i Święty Graal wraca na wielkie ekrany, byśmy znów mogli odbyć spektakularną podróż w poszukiwaniu świętego naczynia u boku Króla Artura.

W 1975 roku swoją premierę miał drugi film grupy Monty Pythona – Monty Python i Święty Graal. Pięćdziesiąt lat temu ekipa niedoświadczonych w produkcji filmowej brytyjskich komików, znana z programu telewizyjnego Latający Cyrk Monty Pythona, stworzyła dzieło, które dziś uznawane jest za jedną z najlepszych komedii wszech czasów. Co ciekawe, twórcom brakowało nie tylko doświadczenia, ale też pieniędzy. Pomimo znaczącej pomocy finansowej od takich gwiazd sceny muzycznej jak Pink Floyd czy Led Zeppelin, podczas produkcji Pythoni wciąż operowali minimalnym budżetem. Niemniej jednak udało im się dopiąć swego i stworzyć dzieło tak absurdalne, że stało się wyznacznikiem stylu w swojej kategorii.
Cyrk na kółkach
Monty Python i Święty Graal to film będący parodią znanej legendy o Królu Arturze. Stanowi on jeden wielki narracyjny skecz filmowy, który z każdą minutą staje się coraz bardziej absurdalnym zlepkiem zwariowanych scen, pełnych brytyjskiego humoru. Za reżyserię tego „cyrku na kółkach” odpowiadają Terry Jones i Terry Gilliam. W rolę Króla Artura wcielił się Graham Chapman. Jeśli nigdy nie widzieliście Monty Pythona i Świętego Graala, możliwe, że obiły Wam się o uszy cytaty z filmu, np. Rycerze, którzy mówią „Ni”, lub „Your mother was a hamster”. Brzmi niedorzecznie? A to tylko dwa dziwactwa wyciągnięte z tego rollercoastera śmiechu.
Na urok Monty Pythona i Świętego Graala składa się wiele czynników, jednak jednym z najważniejszych jest wspomniany wcześniej budżet. By przygody Króla Artura mogły ujrzeć światło dzienne, do produkcji zdecydowali się dorzucić członkowie zespołu Pink Floyd. Będący wielkimi fanami Latającego Cyrku Monty Pythona artyści przeznaczyli na film znaczną sumę zarobioną ze swojego albumu The Dark Side of the Moon. Kilka lat temu Eric Idle ujawnił, ile pieniędzy zespoły rockowe przeznaczyły na sfinansowanie filmu. Led Zeppelin przekazali 31 tysięcy funtów, a Pink Floyd dołożyli dodatkowe 21 tysięcy. Po uwzględnieniu inflacji oznacza to, że inwestycja Led Zeppelin z 1974 roku dziś byłaby warta prawie 336 tysięcy funtów, a Pink Floyd – około 224 tysięcy.

Idle zaznaczył, że nawet przy takiej sumie „nie było nas stać na konie”. W filmie Król Artur jeździ więc konno w dość specyficzny sposób. Mianowicie, Graham Chapman grający króla udaje kłus, a biegnący za nim giermek imituje stukot kopyt, uderzając o siebie dwoma łupinami kokosa. Początkowo planowany jako żart zabieg, finalnie okazał się koniecznością wynikającą z braku pieniędzy. Niemniej jednak przeszedł do historii jako jeden z najbardziej utożsamianych ze Świętym Graalem elementów produkcji.
Monty Python i Święty Graal – angaż za 2 funty
Monty Python i Święty Graal jest produkcją pełną wpadek i niespodziewanych sytuacji, które napotkali twórcy – nie tylko z powodu ograniczonego budżetu. Jedna z zabawniejszych historii dotyczy sceny z bestią – białym królikiem. Grające potwora zwierzę musiało wyglądać groźnie i krwiożerczo, więc ekipa postanowiła ubrudzić je czerwoną farbą. Niestety, okazała się ona trudna do zmycia, więc nagrania trzeba było przerwać, aby doczyścić królika przed oddaniem go właścicielowi. Twórcy żałowali wtedy, że nie kupili zwierzęcia, zamiast je wypożyczać.
Choć większa część filmu powstała po taniości, finałowa armia Króla Artura robi wrażenie. Podczas produkcji do wielu scen wykorzystywano członków ekipy, jednak w przypadku tej konkretnej potrzeba było znacznie więcej osób. Twórcy postanowili więc zaangażować studentów Uniwersytetu w Stirling w Szkocji. Każdy student otrzymał za udział zawrotną kwotę dwóch funtów. Ciekawa historia kryje się również za jedną z najbardziej kultowych scen. Chodzi o walkę Króla Artura z Czarnym Rycerzem, w której ten pierwszy obcina przeciwnikowi wszystkie kończyny. Do jej nakręcenia zatrudniono lokalnego złotnika, który rzeczywiście nie miał jednej nogi.

Za mało zamków, za dużo alkoholu
Mimo iż Monty Python i Święty Graal to produkcja na wskroś śmieszna, niedorzeczna i przezabawnie głupawa, jej realizacja kosztowała twórców sporo nerwów. Niewystarczający budżet doskwierał grupie na każdym kroku. Dotyczyło to kostiumów, lokacji, obsady i wielu innych elementów produkcji filmowej, na które zwyczajnie nie było ich stać. Wielu z nich doprowadzało to do szału. Ekipa napotykała przeszkody niemal na każdym kroku. W ostatniej chwili przed rozpoczęciem nagrań twórcom odebrano możliwość kręcenia w wielu zamkach, zaplanowanych jako lokacje. W efekcie musieli oni „ograć” jeden zamek. Doune Castle pokazany został z różnych stron, aby widz nie zorientował się, że to wciąż ta sama budowla.
Poważną przeszkodą podczas nagrań był również alkoholizm Grahama Chapmana. Grający główną rolę aktor nie był w stanie funkcjonować na planie bez alkoholu. Pijany, notorycznie zapominał swoich kwestii, co znacznie utrudniało pracę. Najtrudniejsza do zrealizowania okazała się scena, w której Król Artur przechodzi przez Most Śmierci. W tym czasie Chapman nie miał możliwości napić się alkoholu i zaczął przejawiać objawy delirium tremens. Do tego stopnia ogarnęło go majaczenie alkoholowe, że na moście musiał zastąpić go asystent operatora kamery. Jak wspominał potem aktor, była to jedna z sytuacji, która skłoniła go do podjęcia leczenia.

Monty Python i Święty Graal – już w kinach
W tym roku kultowy Monty Python i Święty Graal wraca do kin w zupełnie nowym wymiarze. Minęło już pół wieku od premiery projektu, który – w teorii – nie miał prawa się udać. A jednak! Fakt, że po dziś dzień jeden z najlepszych filmów Pythonów potrafi wyprzedać salę kinową, naprawdę robi wrażenie. Czy słusznie? To już musicie ocenić sami. Seanse Monty Pythona i Świętego Graala w Poznaniu zaplanowane są na maj i czerwiec – w wybranych kinach.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura