Karolina Kulig : 'Współczesne dzieciaki naprawdę mają tyle problemów w życiu, że niestety jest o czym robić filmy.’ [WYWIAD]

38. Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza Ale Kino! odbył się w tym roku inaczej, niż dotychczas – seanse oglądano w sieci, po wcześniejszym zakupie biletów. Ludzie z całej Polski mieli okazję zobaczyć niemal 120 różnych filmów z całego świata. Rzecznikiem prasowym tego wydarzenia i jego organizatora, Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu, jest Karolina Kulig. Związana z wieloma instytucjami kultury w Poznaniu, wykładowczyni na poznańskim Collegium da Vinci. Przy tej edycji mierzyła się z wieloma nowymi zadaniami, które przyniosła nam pandemia.

Myślałem nad tym, jakie miałaś odczucia w okolicach lutego, kiedy zaczęły napływać pierwsze informacje o koronawirusie i wszyscy zaczynali myśleć ‘co będzie z festiwalami?’

Karolina : Dokładnie to pamiętam, niemal dokładnie leżałam pod choinką u rodziców i w telewizji ktoś mówił o wirusie w Chinach. Byłam święcie przekonana, że to po prostu podkręcanie tematu w sezonie ogórkowym. Jednak rzeczywiście potem zaczęło być coraz gęściej. Przyszedł marzec i wszyscy oberwaliśmy – w Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu (organizator festiwalu) dotknęło nas to szczególnie. U nas niemal codziennie coś się działo: czy to warsztaty, spotkania, spektakle teatralne czy akcje twórcze, więc od razu musieliśmy zawiesić działalność. Dla mnie osobiście to był duży szok, zastanawiałam się, czy w ogóle praca w kulturze będzie miała dalszy sens – okazało się z dnia na dzień, że da się żyć bez chodzenia do teatru i do kina, ale nie da się żyć np. bez Pani w Żabce. Do samego festiwalu było jednak wciąż tak daleko, że byliśmy niemal pewni wyjścia na prostą do tego czasu. Myślę, że nasza – a na pewno moja – wyobraźnia po prostu nie mogła tego ogarnąć, że wszystko się tak zmieni z dnia na dzień.

Na głównej stronie jest wpis dyrektora o powrocie z Berlinale. Mówił tam o narastającej niepewności co do najbliższej przyszłości festiwali filmowych.

Tak, na Berlinale, które jest pod koniec lutego, zaczęły się już pojawiać dosyć stresujące informacje. Berlinale wtedy odbyło się jeszcze normalnie, a akurat marzec to nie jest jeszcze taki intensywnie festiwalowy okres w Polsce, więc wszyscy czekali do pierwszych wiosennych wydarzeń. Mieliśmy chwilę przerwy, latem niemalże wróciła normalność, a potem znów się wszystko popsuło, więc dopiero jesienią mogliśmy decydować, co robimy z Ale Kino! Mieliśmy takie wewnętrzne przekonanie, że ‘pracujemy tak, jakby festiwal miał się odbyć następnego dnia, bo nie wiemy co się wydarzy w ciągu następnego tygodnia’. 

Pamiętam, że Opener czy Off Festival zachowywali się podobnie, tak jakby wszystko miało odbyć się normalnie. Dopiero w momencie, gdy już było wiadomo, że żadne festiwale się nie odbędą, organizatorzy zaczęli podawać informacje żeby nastawiać się na 2021 rok.

Branża koncertowa jest w zdecydowanie trudniejszej sytuacji niż kina. W kinach chociaż da się jeszcze zachować jakieś podstawowe zasady bezpieczeństwa, rozdzielić ludzi, narzucić zasady, by żeby siadali co dwa miejsca – na koncercie nie jesteś w stanie tego zrobić. Pod gołym niebem jeszcze jest może jakaś szansa, że się nie pozakażamy wszyscy, ale w klubach? Nie mam pojęcia, kiedy to wróci do normy.

Tak, od razu wysypało się bardzo dużo koncertów online – teraz to tak naprawdę wszyscy starają się je zrobić jak najciekawiej. Bardzo mi się podobają koncerty organizowane przez Off festival, chociażby Coals w kościele parafii ewangelicko-augsburskiej w Mysłowicach, Artur Rojek ma zagrać w swoim dawnym liceum. Ty jako rzecznik prasowy musiałaś się pewnie mierzyć z różnymi rzeczami nieoczekiwanymi. Tym bardziej, że teraz media pełnią jeszcze ważniejszą funkcję, niż wcześniej.

Wiesz co, przez to, że zamknięto kraj i polityka też została bardzo ograniczona w mediach, to wiele z nich zaczęło się nagle interesować kulturą. Dzięki temu mieliśmy nagły przypływ ogromnego zainteresowania. Widzowie z całej polski zaczęli odkrywać nasze oferty online. Jako Centrum Sztuki Dziecka robiliśmy też streamingi spektakli dla dzieci: mieliśmy je wcześniej nagrane i pokazywaliśmy je w sieci. Oglądało je po dwa, trzy, a nawet sześć tysięcy widzów. To jest publiczność, której nigdy byśmy nie osiągnęli w teatrze, który ma sto miejsc do zapełnienia. Ale potem nastąpił taki przesyt oferty, że bardzo szybko ludzie się zmęczyli bogactwem oferty online. Z biegiem czasu zaczęli bardziej wybiórczo przyglądać się propozycjom. Razem z tym trzeba było bardzo szybko zadbać o dobre narzędzia, żeby móc tą ofertę dostarczyć w doskonałej formie. Ludzie są teraz przyzwyczajeni do tego – i słusznie – że Netflix zawsze szybko chodzi, nie ma żadnych bugów ani problemów z odbiorem. W ramach festiwalu my też musieliśmy postawić platformę dokładnie tej jakości i to w trzy miesiące, albo nawet jeszcze krócej. Na szczęście wyszliśmy z tego obronną ręką. To grząski grunt – jeśli festiwal przenosi się do sieci, to od razu staję się festiwalem ogólnopolskim i możesz rozczarować zdecydowanie więcej widzów, niż byś rozczarował w Poznaniu (śmiech). Na pewno zmienił się nasz odbiorca i naprawdę musimy go czymś zaskoczyć. Jeśli chodzi o festiwal filmów dla dzieciaków, to my byliśmy idealną opcją dla rodziców, którzy interesują się tym, co oglądają ich pociechy.

No właśnie – jeśli chodzi o młodych, to na waszym festiwalu było jury dzieci! Genialny pomysł – jestem bardzo ciekaw jak oni funkcjonowali w takiej formie online?

Sam pomysł jury dziecięcego i młodzieżowego jest inspirowany Berlinale, bo tam też jest konkurs filmów dla dzieci i młodzieży. Zresztą nagrody Berlinale często wpływają na to, co się pokazuje na festiwalach na świecie. Tam też są takie składy jurorskie i oni zawsze mieli filozofię, że traktują młodych widzów poważnie – nie puszczają im bajeczek, nie traktują infantylnie, tylko jak równych w rozmowie. My też już od wielu lat z tą myślą kroczymy, bo z jednej strony jest  jury profesjonalne, z drugiej młodych i dziecięce – oni niemal zawsze przyznają zupełnie inne nagrody! To jest bardzo ciekawe, bo dzieciaki mają zupełnie inne refleksje i przemyślenia. No i do kogo należy prawda w tym zestawieniu? (śmiech).

Jak jesteśmy przy poważnym traktowaniu widzów, to chcę wspomnieć o krótkometrażowym Gdy ptaki zniżają lot , który był pokazywany w kategorii filmów dla dzieci od lat 14. Opowiada historię dziewczynki, która opiekuje się swoim bratem, bo rodzice nie poświęcają im czasu. Jest w nim pokazana mocno szara codzienność. W dodatku ambientowa muzyka Minco Eggersmana pełni znaczącą rolę – dodaje jeszcze więcej zimna. Kurcze, w jakiej bajce disneya zdecydowaliby się na taki zabieg?

Najsłynniejsza bajka disneya Frozen na pewno nie ma zimnej muzyki (śmiech). Trudno się nie odnosić do Disneya i Hollywood, jak się myśli o muzyce dla dzieci. Jednak wydaje mi się, że amerykańska muzyka jest skrojona nie tylko pod dzieciaki, ale pod Oscary czy inne nagrody. Generalnie – robiona jest pod sprzedaż. Nie wiem jak twórcy myślą o funkcji tej muzyki. Ale mówimy o zupełnie innych budżetach – filmy krótkometrażowe w Europie to zupełnie co innego, niż filmy w Stanach.

Na festiwalu były też pokazywane filmy dla osób ze specjalnymi potrzebami . Dostaliście jakieś feedback od rodziców tych osób lub od nich samych?

W Polsce jest kilka fundacji, które zajmują się adaptowaniem filmów na potrzeby niesłyszących lub niewidzących. Na przestrzeni ostatnich dwóch, trzech lat ten system został intensywniej wcielony w życie. My pokazaliśmy premierowo dwie polskie produkcje w tej formie – Tarapaty 2 i Czarny Młyn. To naprawdę duże wydarzenie, bo tych filmów nie ma w kinie, można zobaczyć je tylko na specjalnych festiwalach. Skorzystało z tego kilkaset osób, również ludzie, którzy znaleźli się na tych projekcjach przypadkiem. Wiele osób po raz pierwszy zobaczyło jak wygląda tłumaczenie migowe i z ciekawości obejrzało tak cały film.To rzeczywiście jest arcyciekawa sprawa.

W ogóle myślę, że my dorośli, często nie traktujemy dzieci poważnie. Albo nawet robimy z nich większe dzieci, niż naprawdę są. Wasze podejście pozwala im zobaczyć historie, które są bardzo prawdziwe i nie ma w nich infantylności. Ich reakcje na te filmy na pewno dają nam coś nowego, jakieś inne spojrzenie na temat.

Zauważ w ogóle, że sama nazwa tego festiwalu, czyli Festiwal Filmów Młodego Widza już zniechęca wiele osób, bo mają tak zakodowane w głowie, że filmy dla młodzieży muszą być infantylne i pewnie będą po prostu płytkimi bajeczkami. Bardzo trudno jest sprzedać ten festiwal nastolatkom czy dwudziestolatkom, dla których mamy dziesiątki fascynujących filmów.Te wszystkie powyżej 16 roku życia to często bardzo dorosłe obrazy. Zresztą ja sama na początku myślałam trochę takim stereotypem, a potem… zobaczyłam te filmy. Dotyczą one realnych problemów: szukaniu własnej tożsamości, imigracji, planowanych i przypadkowych przestępstw, przemocy seksualnej i problemów życiowych – i myślisz sobie ‘przecież tam nie ma nic infantylnego, to wcale nie jest dziecinne i niepoważne’. Współczesne dzieciaki naprawdę mają tyle problemów w życiu, że niestety jest o czym robić filmy.

To samo miałem przy wspomnianym Gdy Ptaki Zniżają Lot. Myślałem sobie ‘kurcze, to jest film dla dzieci? Dla mnie to jest ciężka i poważna historia’. Po chwili sobie uświadomiłem, że multum dzieci mierzy się dokładnie z takimi problemami.One na pewno też szukają jakiegoś oparcia.

Bardzo dużo uwagi poświęcamy tym widełkom wiekowym, które nadajemy filmom. Nauczyciele przede wszystkim nam ufają, że jak coś jest dla dziesięciolatków, to mogą wziąć na to swoje dziesięciolatki. Była kiedyś sytuacja, że mieliśmy krótki metraż dla sześciolatków, który był tak pełen przemocy, że nasi dorośli selekcjonerzy kończyli go płacząc. Trochę nie wiedzieliśmy dla kogo ten film powinien być – jej bohaterem był sześciolatek, więc reżyserka twierdziła, że to film właśnie dla dzieci w jego wieku, bo życia się nie da ocenzurować. Dzieci mają w tym wieku też ogromne problemy, których dorośli nie są w stanie ogarnąć głową, ale życie ich nie oszczędza i nie łagodzi tej brutalności. Tu jest też osobny wątek, czy w ogóle mamy prawo cenzurować takie filmy.

Oglądając film Muchy, miałem od razu skojarzenie z filmem Nienawiść, który jest wstrząsający. Oglądając go przez taki pryzmat, dostrzega się dużo problemów młodych osób, które szukają się w otoczeniu i mają swoje problemy związane z dorastaniem. Ten film ma tylko 15 minut, a daje ogrom różnych refleksji.

Niestety krótkie metraże są wciąż niedocenianą formą. Widzimy to chociażby po sprzedaży biletów, które nie znikają tak szybko, jak te na filmy pełnometrażowe. Tak jak mówisz – one pomimo krótkiego trwania, wcale nie są uboższe w emocje! Na szczęście coraz więcej osób i instytucji pracuje nad tym, żeby ludzi przekonywać do krótkometrażowych filmów. W Poznaniu działa niezwykle prężnie festiwal Short Waves, który zapełnia sale co roku. Takie filmy to często perełki, które da się obejrzeć tylko na festiwalu, bo nie ma szans, żeby były dystrybuowane w kinach.

Pełne metraże – wiem, że jeśli chodzi o te filmy, to na festiwalu dużym zainteresowaniem cieszył się Klub Brzydkich Dzieci.

Tak, dostał parę nagród głównego i dziecięcego jury, ale też nagrodę publiczności.Ogrom sprzedanych biletów, to jest film, który nam się wyprzedał całkowicie, co nas mile zaskoczyło. Oglądałeś go?

No właśnie podobał mi się najmniej ze wszystkich filmów festiwalowych. Według mnie był mało odkrywczy i przewidywalny, jednak doceniam fakt, że mówił o ważnych rzeczach.

On był dla dzieci od 11 roku życia i myślę, że  ma taką datę ważności w pewnym wieku. Obraz takiej dyskryminacji i segregacji ze względu na wygląd może być dość ciężki i otwierający oczy dla dzieci . Myślę, że to jest dobry temat dla nauczycieli do pracy nad filmem. Bardzo byśmy chcieli, żeby nauczyciele nie traktowali tych filmów jak półtorej godziny spokoju, a jak lekturę – i na szczęście takich mamy. Z edukacyjnego punktu widzenia jest to na pewno wartościowy obraz, ale ja byłam dość nim wstrząśnięta, myślę, że dla jeszcze młodszych dzieci mogłaby to być jakaś trauma. Szczególnie bardzo podobał się dzieciakom – a dla nich właśnie robimy ten festiwal. Często zwracają uwagę na inne filmy, niż dziennikarze.

No tak, ja sobie nie wyobrażam jakbym zareagował na ten film będąc jedenastolatkiem. Jestem też bardzo ciekaw, czy znasz jakieś opinie dzieci na temat krótkometrażowego filmu Dziwolągi?

Znam tylko opinie dorosłych i wszyscy byli zachwyceni.Tak poza tym, to jest film na podstawie popularnej książki w Polsce. Książka jest popularna, film na popularność dopiero pracuje, choćby dzięki festiwalom takim jak nasz.

Mnie również bardzo zachwycił ten film. Urywki mogłyby posłużyć za teledyski Radiohead, a muzyka Thoma Yorke’a świetnie by się w niego wkomponowała. Nakręcony alternatywnie i dosyć awangardowo, pokazuje bardzo powszechny problem wycinania lasów, mając na końcu bardzo zerojedynkowy morał. Dla młodych widzów, których trzeba uświadamiać w tych tematach, coś takiego musi być bardzo ciekawe i zostawiające w głowie jakieś przemyślenia.

Tak, do dzieciaków trzeba mówić w ludzki, emocjonalny sposób, a nie teoretyzować i nauczać z góry. Swoją drogą, jak wspomniałeś o Radiohead i muzyce w tym filmie, to krótkie metraże są ciekawym przykładem. Tam nie ma zbytnio budżetu na muzykę, czasem pracuje się po znajomości, czasem pobiera muzykę z banku darmowych piosenek, by ciąć koszty. Nie będą to ‘disneyowskie hity’, ale często są dużo bardziej wiarygodne w swoim przekazie.

Festiwal Oscarowy to organizm, który rządzi się swoimi prawami. A czy festiwale dla młodych już mają jakieś swoje prawa, czy są ciągle za bardzo niszowe?

Wiesz, niemal wszystkie festiwale filmów dla młodych widzów w Europie się ze sobą przyjaźnią – to jest na pewno fakt. Nie ma między nami jakiejś konkurencji, bo nie ma powodu, żeby ona istniała. Wszyscy tak naprawdę interesują się głównie Berlinale i filmami, które są tam pokazywane i docenione – one na pewno znajdą się potem na innych festiwalach dla dzieci w całej Europie. U nas działa również otwarty nabór, więc można nam te filmy wysyłać. Z jednej strony selekcjonerzy jeżdżą po całym świecie i oglądają filmy (choć może nie w tym roku), a z drugiej strony jest ten otwarty konkurs, gdzie można się zgłaszać. Każdego roku przychodzi do nas około trzy i pół tysiąca filmów z całego świata – pełno- i krótkometrażowych. To jest ogrom materiału. Nasi selekcjonerzy wybierają z nich kilkaset, które potem pokazujemy na festiwalach. W Niemczech dziesięć procent produkcji rocznej to filmy dla dzieci – to jest super wskaźnik. Generalnie Europa trzyma się mocno. 

Organizujemy też spotkania branżowe, na które zapraszamy przedstawicieli innych festiwali i wspólnie debatujemy na temat przyszłości w czasie pandemii. Jak już ogłosiliśmy, że odbywamy się online, to dostaliśmy ogrom rad od innych festiwali.Także to jest raczej przyjaźń i nie ma tu żadnego współzawodnictwa.

Fajnie słyszeć, że ciągle jest to pozytywna atmosfera. Przychodzą do was już teraz jakieś filmy na przyszły rok?

Cały czas. Otwieramy oficjalnie nabór w marcu i kończymy go we wrześniu, więc jest to mniej więcej pół roku na nadsyłanie filmów i na bieżąco są one wszystkie oglądane. W tym roku dostaliśmy ich wiele, chociaż to był trudny rok. Wielu dystrybutorów zdecydowało się nie wypuszczać swoich produkcji, tylko poczekać na przyszły rok. Zaledwie dwóch wycofało swoje filmy, gdy dowiedzieli się, że festiwal będzie odbywał się online, bo nie chcieli pokazywać ich w sieci. Przez to, że wiele dużych filmów nie powstało, szansę do lśnienia miały małe, również domowe filmy. Dostaliśmy jeden film, gdzie rodzina nagrywała swoje dzieciaki podczas przebywania w domu przez 59 dni lockdownu. Czasem takie perełki też mogą pokazać się szerzej. Jeżeli coś zmieniła pandemia, to na pewno podejście dystrybutorów do pokazywania swoich filmów w sieci. Do tej pory internet zawsze był traktowany jako ten gorszy wybór i nikt nie chciał robić chociażby swoich premier internetowo. Nawet Netflix, po to żeby brać udział w wyścigu oscarowym, najpierw swoje filmy pokazuje w normalnym kinie przez pare dni, a później u siebie na platformie. Teraz dystrybutorzy zostali postawieni przed faktem. Musieli się godzić na to, żeby ich filmy były pokazywane w takiej formie, bo inaczej w ogóle by nie były pokazywane.

Tak, pamiętam, że Hejter bardzo szybko wszedł na player.pl. To był bardzo dobry ruch, bo końcem końców ten film osiągnął sukces i zbierał dużo dobrych opinii, poszedł szeroko. Widziałaś ten film?

Tak i bardzo mi się podobał, główna rola fantastyczna – ta postać przeraża mnie do tej pory. Naprawdę ciężki temat, który został bardzo dobrze pokazany. Wiem, że na playerze z początku kosztował chyba trzydzieści pięć złotych, czyli więcej, niż bilet do kina. Teraz rzeczywiście jest szeroko dostępny online. Pewnie nigdy nie wyjdą na zero finansowo, ale sam film wyszedł świetnie. Teraz mnie zastanawia, dlaczego w tegorocznej Gdyni został przemilczany. Nie dostał żadnej nagrody – a powinien.

Podczas waszego festiwalu były jakieś problemy techniczne siły wyższej?

Mieliśmy w tym roku może dwie takie sytuacje. Jednego dnia jednocześnie na serwer weszło tyle osób, że zawiesił nam się na jakieś piętnaście minut. Oczywiście każda minuta opóźnienia rodzi wiele pytań od – niezwykle cierpliwych, podkreślmy to – widzów. Byłam mile zaskoczona tym, jak to nam gładko poszło, ale to przez to, że wcześniej przeprowadziliśmy godziny testów i bardzo skrupulatnej pracy, żeby to wszystko zabezpieczyć. Byliśmy też mądrzejsi o doświadczenia innych organizatorów. 

Każdy z nas robił ten festiwal z domu, my jako organizatorzy nie widzieliśmy się twarzą w twarz od początku pandemii. Ile razy dźwięk łapek mojego psa odbijających się od parkietu był w radiu to tylko ja mogę policzyć (śmiech). Także wszelkie wpadki były miłe i drobne, niestety żadnego szokującego materiału tu dla Ciebie nie mam (śmiech).

Właśnie myślałem o tym, że edycja online pozwoliła wam w tym roku pójść dużo szerzej poza Poznań.

To było niezwykłe wyzwanie i niezwykle miłe doświadczenie. Do tej pory mieliśmy mocną markę w Poznaniu i Wielkopolsce – poznańskie szkoły nas znały i wiedziały, że istnieje Ale Kino! W tym roku jednak dostaliśmy zadanie wypromowania festiwalu ogólnopolskiego – trzeba wszystkim ludziom wytłumaczyć kim jesteśmy i o co nam chodzi. Wymagało to trochę innych decyzji promocyjnych. Odbiór był naprawdę super pozytywny. Na festiwalu “pojawił się” ogrom ludzi, w tym z małych miast i miejscowości, gdzie nawet nie ma kin. Możliwość dotarcia do ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z festiwalami na co dzień, to był niesamowity plus tego roku. To nami zostanie, bo już podjęliśmy decyzję, że nawet jak wrócimy w przyszłym roku do kin to na pewno jakaś część festiwalu zostanie w sieci – ta możliwość dotarcia do całej Polski była bezcenna.

Czyli teraz zaczynacie już pracę nad kolejną edycją?

Dosłownie. Do końca roku rozliczamy to, co zrobiliśmy teraz i myślimy nad przyszłością. Nasi programerzy czekają na to, co będzie z festiwalami filmowymi po nowym roku. Regularne działania Centrum Sztuki Dziecka są wciąż zawieszone, więc tą ofertę też staramy się przenieść do internetu. Zawsze tak jest, że koniec jednego festiwalu to początek pracy nad kolejnym. W marcu rozpoczynamy nabór filmów.

To możemy się umówić, że po rozpoczęciu naboru zaproszę Cię do radia i porozmawiamy o tym już na antenie?

Jasne, bardzo chętnie. (śmiech)