Me And That Man – SkwerPlay 12/07/21r.

Gdy w kwietniu tego roku ogłosili powrót do wspólnego grania, wielu entuzjastów ich wspólnej twórczości było mocno zaskoczonych. Wiadomo przecież, że ich pożegnanie nie przebiegło w dobrej atmosferze. Niemniej, przynajmniej na razie schowali osobiste urazy by jeszcze raz wystąpić pod szyldem Me And That Man. Nergal i Porter są znów razem na scenie.

Od czasu odejścia Johna Portera z tego projektu, nie byłem szczególnie zainteresowany tym, co działo się z tym projektem. Wystarczyło mi wyjątkowo żenujące zachowanie Nergala, który uśmiercił Portera w teledysku do Run with the Devil a i sama „dwójka” jako płyta broniła się średnio, choć próbowano to maskować zapraszając mnóstwo znanych gości. Niemniej, liczyłem, że powrót Portera do tego składu przywróci klimat znany z Songs Of Love and Death i na szczęście to się udało.

Rzadko się zdarza by przed polską kapelą występował jakiś support, a podczas całej letniej trasy MATM, towarzyszą im dwie kapele: Dance Like Dynamite i Mùlk. Pierwsi z nich reprezentują rockowe brzmienie, oscylujące wokół jarocińskich tradycji. Człowiek stworzył sztukę, Nie ma nas czy Litania kłamstw to utwory, które brzmią jakby były napisane te cztery dekady temu. Zarówno publiczności jak i mnie, dużo mniej spodobały się piosenki napisane w nierodzimych językach np. Geheimnis. Tychże kompozycji stanowczo bym odradzał słuchanie. Równie ciekawie zaprezentowała się kapela Mùlk, która również dała się poznać słuchaczom z energetycznego brzmienia. Od pierwszych dźwięków Huku, po ostatnie Biesa scena emanowała hałasem, który roztaczał wokół siebie kwartet. W trakcie koncertu, systematycznie przybywało osób zgromadzonych pod barierkami, co chyba może być najlepszym komplementem dla supportu.

Zanim zespół Me And That Man wkroczył na scenę, z podkładu wydobyła się muzyka, która, jak się później miało okazać, wyznaczała przerwy pomiędzy poszczególnymi segmentami. Gdy zespół wkroczył na scenę, rozpoczął koncert tak jak sześć lat temu na debiucie, czyli piosenką My church is black. Po nim wybrzmiało wyśmienite Nightride oraz dedykowane pewnej grupie osób Get Outta This Place. Oczywiście, jak przystało na Darskiego, nie mogło zabraknąć wielu bezpośrednich uwag o charakterze polityczno-społecznym, jednakże nie widzę sensu ich przytaczania, gdyż są one powszechnie znane, a nie wpływają na odbiór prezentowanych muzycznych treści. Licentia poetica niech pozostanie sprawą sceniczną. Pomimo, iż większą część repertuaru stanowił debiut, to nie mogło zabraknąć również piosenek z „dwójki”. I tak obecne były m.in.: Run with the devil, Down by the River czy How Come?, jednakże pomimo starań muzyków, brak wokalistów obecnych na płycie był mocno odczuwalny podczas występu. Jak wspominałem wcześniej, podczas samego występu następowały momenty, w których lekko została zmieniana scenografia. Techniczni sprawnie ustawiali krzesła na scenie by zespół mógł wykonać akustyczny repertuar. Szczególnie pięknie zabrzmiało solowe wykonanie Of Sirens, Vampires and Lovers przez Johna czy perełka w postaci Submission, której próżno szukać w serwisach streamingowych (utwór został umieszczony na wersji deluxe debiutu grupy). Pod sam koniec zespół grał już te najbardziej żywiołowe piosenki jak Coming Home czy Love & Death. Zaskoczeniem był pierwszy utwór wykonywany bis, gdyż był to cover kompozycji John The Revelator znanej chociażby z serialu Sons Of Anarchy. Pożegnanie stanowił brudny Shaman Blues zawierający solo każdego z członków grupy.

Powrót Johna Portera do projektu Me And That Man zdecydowanie wpłynął na jakość prezentowanej muzyki. Jest jakaś siła w tym duecie, która sprawia, że ich kompozycje brzmią dużo lepiej. Wielka szkoda, że w procesie nagrywania nowej płyty pod tym szyldem ponownie nie usłyszymy Walijczyka. Warto sprawdzić jak sprawuję się ta kapela w tym składzie, bo nie wiadomo czy ta współpraca wytrzyma próbę czasu.

Zespół Me And That Man wystąpił w składzie:

Adam „Nergal” Darski – voc, git

John Porter – voc, git

Matteo Bassoli – bass, voc

Sasha Boole – git, harmonica, voc

Łukasz Kumański – dr