Kwarantannik #6

Ostatnio coraz bardziej przekonuję się, że najfajniejsze rzeczy dzieją się w wyniku przypadku. Często się mówi, że najfajniejsze wycieczki to te nie planowane i coś w tym jest, bo nie mamy konkretnego planu, który musimy zrealizować, więc możemy robić co chcemy, a jak nam nie wyjdzie to nie czujemy rozczarowania.

Właśnie przez taki przypadek kilka dni temu wylądowałam na rybach ze znajomymi. Jak usłyszałam, że jedziemy nad jezioro i jakie mamy plany to chciałam zrezygnować. Jakoś nigdy nie kręciła mnie ta rozrywka, kojarzyła mi się z siedzeniem w jednym miejscu i ewentualnym czekaniu, aż po kilku godzinach coś chwyci. Dużo się nie pomyliłam….

Ryby moich znajomych wyglądają dość podobnie do tego jak je sobie wyobrażałam, nic szczególnego. Ale chyba właśnie w tym „nic szczególnego”, było coś co tak mega mnie przyciąga. Bo po siedzeniu tyle tygodni w domu i oglądaniu świata przez okno, albo ekran laptopa/telefonu/telewizora* to nawet nic szczególnego jest czymś szczególnym.

*niepotrzebne skreślić

Zacznijmy od samego spędzania czasu z drugim człowiekiem, który nie jest członkiem twojej rodziny. I tak, obostrzenia, zakazy i nakazy są już zniesione (w większości), więc pewnie osoby, za którymi tęsknimy będziemy mogli za niedługo, chociaż na chwilę, zobaczyć, ale całkowity powrót do normalności trochę potrwa. Do tego czasu trzeba sobie ułożyć nowy „normalny” tryb życia, a wydaje mi się, że właśnie ten czas sprzyja poznawaniu nowych rzeczy. I to właśnie jest druga szczególna nie szczególna sprawa w tym wszystkim – mamy tak dużo wolnego czasu (oczywiście teoretycznie), że sprzyja nam to poznawaniu nowych rzeczy i doświadczaniu na taką skalę na jaką teraz możemy. A ryby w środku lasu z garstką znajomych to chyba nie jest aż tak zły pomysł, jak wydawał mi się jeszcze tydzień temu.  

Więc wiatr w żagle, wędki w ręce, czy co tam chcecie i róbcie co chcecie albo czego chcieliście spróbować. Oczywiście w bezpieczny sposób!

Peace!