„Jujutsu Kaisen 0” – miłość, klątwy i potwory

Jakiś czas temu pisałem dla Radia Meteor recenzję „Belle”, a już trochę ponad miesiąc później na ekrany polskich kin znów trafia anime. Tym razem jest to „Jujutsu Kaisen 0: The movie”, czyli prequel popularnej japońskiej animacji z 2020 roku. Mimo że sam nadrobiłem serial na krótko przed seansem postaram się odpowiedzieć na pytanie – czy warto wybrać się na seans nawet bez znajomości oryginału?

Grafika promocyjna filmu Jujutsu Kaisen 0.  Postacie układają się w piramidę, a od dołu widoczny jest Yuuta, wyżej Panda, Toge oraz Maki. Na samej górze znajduje się Geto a obok niego zauważyć można oko Gojo
Źródło: mush.pl

Zacznijmy od fabuły. Opowiada o Yuutcie Okkotsu. Nie jest to zwykła osoba. Posiada bardzo potężną klątwę, która w momencie zagrożenia ujawnia się poprzez zamianę chłopaka w groźnego potwora. Po tragicznych wydarzeniach w szkole Yuuta chce zamknąć się w sobie. Pomocną dłoń wyciąga wtedy do niego Satoru Gojo – nauczyciel z tokijskiego Jujutsu High. W szkole chłopak ma się nauczyć panować nad swoją klątwą oraz walczyć z innymi przeklętymi istotami. Na miejscu poznaje trójkę rówieśników, z którymi musi nauczyć się współpracować. Toge Inumaki włada przeklętą mową, Maki Zenin jest mistrzynią w posługiwaniu się przeklętym orężem oraz poznaje tam Pandę (tak, dobrze czytacie). W międzyczasie Yuutą i jego klątwą zaczyna interesować się Suguru Geto – były przyjaciel Satoru, obecnie pałający nienawiścią do ludzi nieposługujących się mocą Jujutsu.

Historię przedstawioną w filmie ogląda się przyjemnie. Scenarzyści poradzili sobie z balansem scen akcji oraz scenami oddechu, żeby wyjaśnić widzom niezbędne szczegóły, a jednocześnie go nie znudzić. Oczywiście zdarzają się momenty łopatologicznej ekspozycji, jednak jest ona niezbędna dla widzów niezaznajomionych z serią. Autorzy w tej sprawie również opracowali w tej kwestii złoty środek, ponieważ osoby, które obejrzały już pierwszy sezon Jujutsu Kaisen dostają odpowiedzi na kilka kwestii nierozwiniętych w serialu. Zaś widzom, którzy nie obejrzeli pierwowzoru, nadal wyjaśniane są podstawowe kwestie świata przedstawionego, choć nie na tyle, żeby zasnąć w kinie lub popsuć seans anime. 

Jujutsu sorcerers

Yuuta w roli protagonisty sprawdza się przyzwoicie, choć to typowy główny bohater. Jest taką ciepłą i dobrą postacią, próbującą być dobrym w każdej sytuacji. W oczy rzuca się też od razu jego szybki rozwój umiejętności. Rozumiem, że w pewnym momencie przeskok w czasie o parę miesięcy był potrzebny, żeby to uzasadnić skok profesjonalizmu i od razu przejść do ciekawszych rzeczy. Jednak nadal wygląda to sztucznie i nienaturalnie. Jednym taka postawa będzie odpowiadała, a drudzy zaczną narzekać na brak większej głębi postaci.

Nie znajdą jej niestety też wśród rówieśników chłopaka z klasy. Toge Inumaki, Maki Zenin oraz Panda dostają oczywiście trochę więcej czasu ekranowego niż w serialu, jednak dalej mam wrażenie, że ich potencjał nie został w pełni zrealizowany. Cieszą natomiast ich relacje. Każdy z członków klasy jest inny więc i dynamika między nimi jest zróżnicowana. Świetnie ogląda się na ekranie i chce się tego więcej. Szkoda, że postacie drugo i trzecioplanowe, to albo camea wciśnięte trochę na siłę, żeby można było ich zobaczyć na wielkim ekranie, albo jakieś jednowymiarowe istoty bez cienia głębi. Ci drudzy mają służyć tylko jako tymczasowi przeciwnicy w drodze do celu, przez co niestety czuć, że są zbędnymi ogniwami.

Dla mnie jednak najciekawszymi postaciami byli potężny, a jednocześnie uroczy Satoru Gojo oraz szalony i niesamowicie pyszny Suguru Geto. Ową dwójkę uważam za najjaśniejszy punkt produkcji. Dawni serdeczni przyjaciele, obecnie wrogowie o odmiennych poglądach na rzeczywistość i przyszłość. Oboje uchodzący za jednych z najlepszych wojowników i magów jujutsu swoich czasów. Widać, że Gojo nie chce z nim walczyć, jednak nie pozostawia mu wyboru, kiedy Geto deklaruje wojnę. Jeśli macie skojarzenia z relacją Dumbledore’a oraz Grindelwalda to dobry trop. Suguru w roli antagonisty też sprawdza się wybornie. Ma plan, jest przygotowany oraz jest śmiertelnie groźnym przeciwnikiem. Przyznam się nawet, że ta postać bardziej przypadła mi do gustu w roli głównego złego niż ci przedstawieni dotychczas w serialu. 

Jujutsu technique

Studio „Mappa” stanęło na wysokości zadania i znowu dostarczyło rewelacyjną oprawę graficzną. Sceny akcji ogląda się z przyjemnością, czując przy tym epickość wydarzeń. Starcia są płynne oraz czytelne, a ich choreografia bardzo dobrze zaplanowana i wykonana. Dzięki temu akcja ani na chwilę nie zwalnia tempa w ważnych momentach. W chwilach oddechu zaś lokacje i tła są również wykonane na bardzo wysokim poziomie. W Jujutsu High czujemy szkolną atmosferę połączoną z tradycyjną japońską architekturą. Zaś na zamkniętym bazarze brud oraz stęchlizna aż wylewają się z ekranu. Mnie szczególnie ujęła sekwencja otwierająca film, w której Yuuta pierwszy raz przybywa do nowej szkoły. Widoki są piękne a w połączeniu ze spokojną muzyką, daje to niesamowity efekt.

A jak już jesteśmy przy oprawie audio to ona stoi również na wysokim poziomie. Może to nie są utwory, które zapiszą się w waszej pamięci na lata. Jednak połączenie elektronicznych brzmień w scenach akcji oraz tradycyjnych japońskich brzmień w spokojnych momentach zdaje egzamin. Obecnie lubię wracać do utworów „The Cursed Child”, „Greatest Strenght” oraz „Declare War”

Projekty postaci zaś są praktycznie żywcem wyjęte z oryginalnego anime z drobnymi modyfikacjami wyglądu. Na przykład wygląd Gojo różni się tylko kolorem opaski na oczy, którą nosi bohater. Są to bohaterowie dość charakterystyczni, a ich kreskę można polubić lub nie, kwestia gustu. Mi osobiście to nie przeszkadzało. Wyglądy istot przeklętych i potworów też spełniły swoje zadanie – są obrzydliwe i zarazem surrealistyczne niczym wyjęte wprost z obrazów Salvadore’a Dalego 

zwiastun „Jujutsu Kaisen 0: the movie”

Jujutsu High?

„Zerówka” to historia niepowiązana z głównym anime. Oczywiście są tutaj wydarzenia oraz informacje ważne dla rozwoju świata przedstawionego i jego historii. Jednak to też dobre miejsce, żeby rozpocząć swoją przygodę z serią. Więc jeśli nie przeszkadza tobie stylistyka japońskich animacji to jest to dobra propozycja w kinowym repertuarze. Fanów serialu na pewno nie muszę zachęcać do seansu. Historia Yuuty może i nie jest szczególnie oryginalna. Dostarcza jednak sporo frajdy i emocji, a oprawa audiowizualna to coś co warto zobaczyć na dużym ekranie.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/