Harry Styles – Harry’s House [Recenzja]

Harry Styles w końcu wydaje swój trzeci, studyjny krążek. Każdy z utworów na najnowszym albumie Harry’s House przekroczył 5 milionów odtworzeń na Spotify w ciągu doby. To pierwszy krążek w historii, który tego dokonał. Czy najnowsze wydawnictwo niekwestionowanej gwiazdy muzyki popularnej rzeczywiście jest warte takiego poruszenia?

Okładka albumu Harry’s House

Fundamenty domu Harry’ego

Harry Styles zaczerpnął inspiracje do okładki najnowszego albumu najprawdopodobniej od Haruomi Hosono i płyty Hosono’s House. Do czasu premiery pozostawił fanom dozę niepewności, dawał wskazówki odnośnie zbliżającego się wydawnictwa, ale nie wyłożył wszystkich kart na stół. Niewątpliwie Harry lubi to robić. Fani dzięki temu czują jeszcze większą ekscytację przed każdą jego nową aktywnością. Klimat lat 80. można było wyczuć już podczas jego występu na Coachella, a ostateczny design krążka tylko to potwierdził. Harry balansuje na alternatywno-popowej warstwie instrumentalnej. Wplecenie namiastki dawnych brzmień, staje się elementem spójności i swoistym fundamentem kompozycyjnym.

Inspiracje latami 80. słyszymy już w pierwszym kawałku na albumowej setliście!

Misja promocja

Nie da się ukryć, że po zawieszeniu działalności zespołu One Direction, każdy z członków poszedł — opozycyjnie do nazwy zespołu — w zupełnie innym kierunku muzycznym. Dwa poprzednie wydawnictwa szybko pozwoliły artyście pozbyć się łatki chłopca z boysbandu i jasno przedstawiły jego własną, indywidualną, niekonwencjonalną wizję na muzykę. Fani z niecierpliwością czekali, aż krążek pojawi się na platformach streamingowych. Zarówno pierwszy album Harry Styles (2017), jak i drugie wydawnicwo Fine Line (2019) cieszyły się ogromną popularnością, między innymi ze względu na doskonale dopracowane single. Tak stało się i tym razem. Jedyny jak dotąd singiel As It Was w kilka godzin po premierze znalazł się na pierwszych miejscach zarówno w serwisach streamingowych, jak i radiowych listach przebojów. Zrobił fantastyczną robotę promocyjną, dając niezwykle energiczną i alternatywą namiastkę nadchodzącego wydawnictwa. Nie mniejszym zaangażowaniem w akcję promocyjną wykazali się fani. W wielu miastach na świecie (również w Polsce) mogliśmy dostrzec plakaty promujące nową muzykę artysty.

As It Was opiera się na alternatywnej warstwie instrumentalnej. Fani takich zespołów jak Wallows, Dayglow, Blossoms, czy The Wombats z pewnością od razu polubili się i z tym utworem. Sama do tego grona osób należę. Znając doskonale poprzednie wydawnictwa Harry’ego, jak i jego muzyczne poczynania w zespole One Direction, byłam miło zaskoczona dość radykalną zmianą gatunkową. Pierwsze dźwięki singla As It Was od razu przypomniały mi o świetnym, alternatywnym krążku Fuzzybrain od Dayglow (2019) i wierzyłam, że cały album zostanie zachowany w podobnym klimacie.

Czym chata bogata

Album Harry’s House w założeniu miał być zaproszeniem do osobistego, intymnego świata artysty. Wiele utworów jest jednak opowieścią o osobach trzecich. Harry skupia się nie tylko na swoich doświadczeniach życiowych. Czerpie z innych ludzkich historii i przeżyć, przedstawiając niejako swoje stanowisko i subiektywną opinię o ich życiowych doświadczeniach. Matilda, to subtelna ballada o przeżyciach młodej, zranionej przez rodzinę dziewczyny. Cinema to lekko funkowy i nieoczywisty kawałek o właścicielce kina, a Boyfriends to oda do kobiet, które są źle traktowane przez mężczyzn, przez co nie mogą doznać miłości. W związku z tym trudni mi powiedzieć, czy Harry’s house jest najbardziej osobistym albumem w dyskografii Stylesa. Jest na pewno szczery, bardzo wyważony, ale niekiedy zbyt mało wyrazisty. Brakuje elementów zaskoczenia i rockowej energii, która była wręcz fundamentem Fine Line.

Liryka na najwyższym poziomie

Harry’s house jest w moim mniemaniu najlepszym albumem Stylesa, pod względem warstwy lirycznej. Sposób, w jaki artysta opowiada historie, sprawia, że trudno nie znaleźć w nich odniesienia do realiów życia codziennego. Moimi absolutnymi faworytami są kawałki Little Freak, Satellite oraz Love Of My Life. Lekko psychodeliczna, spokojna melodia, idealnie łączy się z prostą, ale niezwykle urzekającą liryką. Zmysłowy wokal, klimatyczne syntezatory i fenomenalny bridge, czynią ten album wyjątkowo wartościowym. Owszem, chwilami brakuje mi trochę chwytliwej, niebanalnej alternatywy, czy rockowych brzmień z Fine Line. Harry’s House niesie jednak ze sobą ogromny ładunek emocjonalny, wobec którego nie umiem przejść obojętnie.

Harry Styles bije rekordy

Harry’s House jest najszybszym albumem w historii, na którym wszystkie kawałki przekroczyły 100 000 sprzedanych egzemplarzy w USA. Zajęło mu to niecałe siedem dni. Poprzedni rekord należał do Olivii Rodrigo i SOUR, która to samo osiągnięcie zdobyła w jedenastym dniu po premierze debiutanckiego krążka. Harry zbudował na rynku muzycznym taką pozycję, która pozwala mu bawić się muzyką, tworzyć w różnych gatunkach, eksperymentować, a i tak zawsze dobrze na tym wychodzi. Wierni fani zostaną, a ci, którzy z poprzednimi wydawnictwami nie do końca się polubili, być może znajdą w najnowszym albumie coś intrygującego.

Jako solowy wokalista, Harry przeciwstawia się tworzeniu muzyki pod komercję. Nie jest już marketingowym pionkiem. Nie kreuje go wytwórnia na podstawie własnego widzimisię. Robi muzykę zgodnie ze swoją naturą i wyznawanymi wartościami. Dzięki temu syndrom wypalenia scenicznego, póki co mu zdecydowanie nie grozi. Harry’s House to przemyślane, spójne, sensualne indie brzmienia, które może nie wprawiają w osłupienie, ale pozwalają poczuć się jak w domu. Biorąc pod uwagę tytuł albumu, chyba dokładnie o to artyście chodziło.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/