F1, czyli Top Gun w bolidzie

25 czerwca miała miejsce światowa premiera jednego z najbardziej wyczekiwanych filmów 2025 roku. F1: The Movie to produkcja twórców hitu z 2022 roku – Top Gun: Maverick. Czy sprostał oczekiwaniom widzów? Czy Josephowi Kosinskiemu udało się stworzyć najlepszy film o wyścigach samochodowych wszech czasów? W polskich kinach produkcję możemy oglądać od piątku 27 czerwca.

Brad Pitt w filmie F1
źródło: filmofilia.com

Nowy film twórców Top Gun: Maverick

W 2022 roku na wielkich ekranach pojawił się największy filmowy comeback ostatnich lat. Po ponad 30 latach od premiery legendarnego Top Guna, powstała kontynuacja, która niemalże zmiotła oryginalną część z planszy. Fenomenalny scenariusz, mocarna oprawa wizualna, niesamowite efekty specjalne, które były efektem wieloletnich przygotowań i pracy. Top Gun: Maverick był bezsprzecznie najlepszym blockbusterem 2022 roku (naszą recenzję możecie znaleźć tutaj).

Maverick był też filmem Josepha Kosinskiego, który pełnił w jego ramach rolę reżysera. Produkcja sprawiła, że o nazwisku filmowca stało się niesamowicie głośno w świecie kina. Ogromna dawka pochłaniającej akcji zamieniającej kinowe siedzenie widza w fotel odrzutowca sprawiła, że publika pokochała metody Kosinskiego. Nie trzeba było długo czekać, zanim fani tego typu kinematografii zaczęli się zastanawiać: kiedy kolejny film?

Kosinski nie zwlekał z odpowiedzią. W lipcu 2024 roku, za pośrednictwem Apple Original Films ogłoszono, że w czerwcu 2025 roku w kinach pojawi się superprodukcja pod tytułem F1 z Bradem Pittem w roli głównej. Od tej pory czekaliśmy na efekty pracy twórców z zapartym tchem. Oczekiwania wobec produkcji rosły z dnia na dzień, osiągając na chwilę przed premierą niewyobrażalne rozmiary. Mając z tyłu głowy sukces Mavericka, Kosinski musiał pewnie mierzyć się z niemałą presją. Zarówno od fanów, jak i od producentów F1. Premiera F1 wybrzmiała jednak potężnym rykiem silnika bolidów, prezentując nam dokładnie ten film, na który czekaliśmy (co nie zdarza się często!).

Javier Bardem i Brad pitt
źródło: formula1.com

F1 – najlepszy z najlepszych

W F1 przedstawiona zostaje nam historia weterana wyścigów motorowych – Sonny’ego Hayesa – który debiutował w Formule 1 jeszcze w latach 90. Niestety, drastyczny wypadek, którego efektem był między innymi poważny uraz kręgosłupa, pozbawił Hayesa możliwości dalszego starowania w zawodach. Po latach bezczynności, 3 rozwodach i wpadnięciu w uzależnienie od hazardu kierowca postanawia znów sięgnąć po to, co za młodu sprawiało mu największą satysfakcję – prędkość. Sonny, żyjąc w ciągłym ruchu, w kamperze po liftingu, jeździ po USA, chwytając się każdej okazji, by wystartować w jakimś wyścigu samochodowym. My poznajemy go, gdy wygrywa 24 Hours of Daytona, prowadząc Porsche 911 GT3 R.

Hayes, po zrobieniu tego, co robi najlepiej (czyli wygraniu wszystkiego, co się da) i zgarnięciu zatrważającej kwoty 5,000 dolarów, udaje się w dalszą drogę. Podczas postoju w zajeździe, odwiedza go jednak tajemniczy mężczyzna w ekskluzywnych okularach i bordowym garniturze Gucci. Jak się okazuje, grany przez Javiera Bardema Ruben jest przyjacielem Sonny’ego z czasów startów w Formule 1. Ruben składa przyjacielowi propozycję nie do odrzucenia, polegającą na dołączeniu do jego teamu – Expensify APXGP. Nad APXGP wisi bowiem widmo sprzedaży teamu, jeśli ten nie wygra ani jednego z dziewięciu wyścigów Grand Prix w bieżącym roku. Dla Sonny’ego jest to możliwość, aby w końcu oficjalnie zostać najlepszym z najlepszych kierowców na świecie.

Brad Pitt w filmie F1
źródło: motorsportmagazine.com

Brad Pitt jako 80-letni dziad

Mimo odmowy Rubenowi Sonny Hayes zjawia się w umówionym miejscu o umówionej porze niczym kowboj na pojedynek w samo południe. Na torze Silverstone, Hayes poznaje młodego kierowcę – Joshue Pearce’a (Damson Idris), z którym ma docelowo jeździć w duecie. Jazdy testowe nie idą jednak emerytowanemu kierowcy po jego myśli. Po osiągnięciu gorszych czasów od młodzika Hayes przypadkowo rozbija bolid. Joshua załamany decyzją Rubena o pozostawieniu Sonny’ego w ekipie obawia się, że sylwetka przemądrzałego „80-letniego dziada” negatywnie wpłynie na jego wizerunek i wyniki podczas starów. Między mężczyznami zaczyna rodzić się napięcie, które swoje ujście znajduje w trakcie wspólnej jazdy na torze. Zawodnicy, zamiast współpracować, rywalizują ze sobą, doprowadzając do coraz większych strat dla APXGP.

Z czasem, Sonny Hayes zdaje się jednak chować dumę do kieszeni i zaczyna działać na korzyść teamu. Naginając wiele zasad wyścigów i balansując na granicy prawa, umożliwia młodemu Pearce’owi wspięcie się na wyższe pozycje w notowaniach. Wszystko trafia szlag, gdy w młodziku budzi się cwaniaczek i zamiast posłuchać się rad doświadczonego Hayes’a, postanawia wykonać ryzykowny manewr po swojemu. Sytuacja kończy się dramatycznym wypadkiem Pearce’a, przez który ten trafia do szpitala, zostawiając zespół na lodzie. Po zakończeniu leczenia i jeszcze kilku spięciach kierowcy wreszcie postanawiają ze sobą współpracować. Wszystko aby wygrać najważniejszy, kończący sezon wyścig Grand Prix w Abu Dhabi.

Brad Pitt w filmie F1
źródło: deadline.com

F1 – dedykacja Kosińskiego

Na pierwszy rzut oka, fabuła F1 do złudzenia przypomina scenariusz filmu Top Gun: Maverick – poprzedniego tworu Kosinskiego i jego ekipy. Czy słusznie? Zdecydowanie tak. Podobnie jak w Top Gun przedstawiona zostaje nam historia emerytowanego bohatera motoryzacji (lotnictwa), który powraca, aby ostatni raz udowodnić, co to znaczy być w czymś mistrzem. W obydwóch sytuacjach mamy wątek rywalizacji z młodszym pokoleniem, które nie jest w stanie zrozumieć tradycyjnych, często bardziej efektywnych metod seniora. W każdym z tych filmów znajduje się też chwytliwy wątek miłosny, który nadaje nieco głębi zmitologizowanym postaciom. No i oczywiście, creme de la creme. Szybkie, głośne, nie do nieokiełznania i zachwycające bestie, w których poruszają się bohaterowie. Kolejnym podobieństwem pomiędzy F1 i Top Gun jest dedykacja Kosinskiego w kontekście wykorzystania tradycyjnych metod filmowania. Tego nauczył się od Toma Cruise’a.

W przypadku F1, podobnie jak w Top Gun, twórcy zdecydowali się na jak najwierniejsze odwzorowanie doświadczenia płynącego z kierowania taką maszyną jak bolid F1 (czy myśliwiec F-14). Zamiast opierać sceny wyścigów na makietach CGI, Kosinski zdecydował się na umieszczenie bolidów na prawdziwym torze wyścigowym. Podczas gdy podczas zawodów, samochody prowadzone były przez doświadczonych kierowców, aktorzy również mieli możliwość usiąść za kierownicą. I to nieraz. Przygotowały ich do tego 3-miesięczne treningi, zakładające przyzwyczajenie Pitta i Idrisa do obsługi tych bestii – przynajmniej w minimalnym wymiarze.

Backstage F1
źródło: mirror.co.uk

Marzenie Brada Pitta

Aktorzy w ramach nagrań do filmu jeździli zmodyfikowanymi samochodami F2, które zostały przebudowane, aby od zewnątrz przypominały F1. Wszystkie sceny nakręcone z aktorami wewnątrz bolidów, zostały rzeczywiście nagrane gdy Pitt i Idris prowadzili samochody. Brad Pitt kierował bolidem Dallara F2 2018 z silnikiem podmienionym na elektryczny. Samochody były dodatkowo wyposażone w osprzęt nagraniowy – kamery i systemy zasilające. W 2022 roku fenomenem było wykorzystanie ekstremalnie małych kamer, które zamontowane były w odrzutowcach, w których kręcono sceny do Top Guna. W F1 twórcy poszli o krok dalej, wykorzystując jeszcze mniejsze wersje kamer filmowych, które specjalnie w tym celu zaprojektowało Sony. Były to w zasadzie same sensory pełnoklatkowe z komercyjnie dostępnych dla nas, śmiertelników – FX3, wyposażone w niewielkie obiektywy. W niektórych momentach wykorzystano podobno nawet kamery Iphona 15 pro – w końcu to produkcja Apple.

Możliwość znalezienia się za kierownicą bolidu było nie tylko spełnieniem marzeń dla nas – widzów doznających magicznej immersyjności kina. Było to również spełnienie marzeń dla samego Brada Pitta, który podobny film chciał zrealizować już od dawna. Aktor podjął taką próbę z Kosinskim w 2013 roku. Wtedy to wystąpili z propozycją zrobienia projektu o rywalizacji pomiędzy Fordem i Ferrari w trakcie 24-godzinnego wyścigu Le Mans w latach 60. Pomysł jednak nie został zrealizowany aż do 2019 roku. Stało się to jednak z ręki Jamesa Mangolda i Michaela Manna.

F1 – najlepszy film o wyścigach samochodowych?

Jednym z najważniejszych aspektów F1 są zapierające dech w piersiach wyścigi na torach całego świata. Co ciekawe, nagrania tych wyścigów miały miejsce podczas prawdziwych weekendów Grand Prix z udziałem gwiazd F1. W celu zapewnienia jak największej autentyczności, twórcy filmu ściśle współpracowali z Formułą 1. Jednym z producentów F1 był nawet sam Lewis Hamilton, który nadzorował prace nad filmem od samego początku. Wszystkie te aspekty, składające się na niesamowity realizm produkcji ulegają zintensyfikowaniu, gdy ogląda się film w dedykowanym formacie IMAX. Doświadczenie płynące z seansu F1 w IMAXie jest zdecydowanie wrażeniem nieporównywalnym. Joseph Kosinski, nauczony Top Gunem, dobrze zadbał o to, żeby F1 rzeczywiście było najlepszym jak dotąd filmem o wyścigach samochodowych.

Może i fabuła F1 jest trywialna. Brakuje jej rozwinięcia postaci, a głębsze dialogi często zastępuje ryk silnika. Trzeba jednał przyznać, że rozrywkowo F1 ma wszystko, czego potrzebuje. Jest tu wartka akcja, jest immersyjność, jest oszałamiająco cool postać Brada Pitta, którego spojrzenie kradnie każdą scenę, w której aktor się pojawia. Podczas premier wielu genialnych filmów często zapominamy, że nie ma czegoś takiego jak kino idealne. Zawsze trzeba zaakceptować pewne kompromisy, na jakie muszą iść twórcy, żeby dostarczyć nam produkcję satysfakcjonującą w jakimś konkretnym aspekcie. I takie właśnie jest F1 – niesamowicie satysfakcjonujące w swoim blockbusterowym, motorsportowym charakterze.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura