Minnesota faworytem w play-offach? – Wataha sieje postrach!

Minnesota
źródło: clutchpoints.com

Minnesota Timberwolves pisze własny scenariusz! Niemal wszystkie historie współczesnych super-bohaterów łączy jedno: upadek. To właśnie od momentu, gdy heros sięga dna, jego droga zmierza ku przeznaczeniu. Drużyna wiecznych przegranych ligi NBA wróciła w tym sezonie do wielkiej formy sprzed lat i obudziła wyczekiwaną nadzieję na tytuł. Wszystko to po kompletnym załamaniu w minionych play-offach oraz gruntownej przebudowie składu. Czy podopieczni Chrisa Fincha faktycznie są w stanie dźwignąć ciężar bycia faworytem i sięgnąć po trofeum już w tym sezonie?

Drift nad przepaścią

Koniec poprzedniego sezonu w wykonaniu Minnesoty zwiastował wszystko co najgorsze. Jeszcze przed wejściem w decydujący etap walki doszło do jawnej konfrontacji między nową gwiazdą drużyny – Rudym Gobertem, a Kylem Andersonem. W meczu z Pelicans obaj zawodnicy na oczach wszystkich skoczyli sobie do gardeł przy ławce rezerwowych. Francuz uderzył swojego kolegę z zespołu po tym, gdy ten, zdaniem mediów, kazał mu się 'zamknąć’.

Wskutek zawieszenia, kluczowego gracza All-Defensive, zabrakło w przegranym meczu play-in z Lakers, co m.in. poprowadziło Timberwolves do następnej porażki z późniejszymi mistrzami, Denver Nuggets, już w pierwszej rundzie play-off. Pierwsza próba sił odnowionej Minnesoty została oblana z kretesem. Pomimo wielkiego transferu Goberta nie udało się pozytywnie odmienić losu. Bariera pierwszej rundy wciąż była nie do przeskoczenia, a plan sukcesywnej rewolucji zawisnął na włosku.

Geniusz zza kurtyny

Wszystko, co dobre dla Timberwolves nie zaczęło się bynajmniej od transferu Goberta, a od zmiany na ławce trenerskiej. To Chris Finch, żółtodziób w roli pierwszego coacha, pierwszy raz od lat wprowadził Minnesotę do play-offów. Przejął on pieczę po Ryanie Saundersie, który nie potrafił wyciągnąć klubu z 13 lokaty w tabeli. Kiedy Finch zastąpił w połowie rozgrywek zasadniczych swojego poprzednika Minnesota odniosła aż o połowę więcej zwycięstw i przegrał raptem jeden mecz więcej.

Natomiast już w swoim pierwszym, pełnym sezonie na stanowisku pierwszego trenera, Chris Finch zapewnił Timberwolves wyczekiwane od trzech lat play-iny. Do bezpośredniej fazy play-off zabrakło zaledwie dwóch zwycięstw. Ponadto Finch w nowej, prestiżowej roli zajął 8 miejsce z 30 w głosowaniu na najlepszego szkoleniowca. Czy trudno o lepszą wróżbę na przyszłość dla klubu z północy?

Finch - trener Minnesota
Niepozorny, szerzej nieznany Chris Finch, stał się fundamentem pod obecny projekt „Wolves”/ źródło: zonecoverage.com

Pragmatyzm to podstawa!

Transfery przeprowadzone przez Timberwolves na początku drogi Fincha jasno pokazały, jakie są oczekiwania trenera. „Atak wygra ci mecz, lecz obrona wygra ci ligę” – tą myślą Sir Alexa Fergusona być może kierował się coach. Objawiło się to przyjściem m.in. Patricka Beverley’a i Taureana Prince’a. W teorii zmiany te niewiele znaczyły. Pat Bev po latach służby w Clippers został odesłany z kwitkiem, a Prince nie osiągał niczego konkretnego w żadnej znaczącej ekipie.

Jednak ściągnięcie tych zdyscyplinowanych taktycznie koszykarzy, znanych ze zbalansowanej gry, poprawiło notowania „Wilków” w obronie. Przy obecności nowych defensorów Minnesota odniosła 13 porażek mniej niż w poprzednim tragicznym sezonie! Aktualnie drużyna jest 6 najlepiej zbierającą ekipą w ataku i 16 w ogóle. W momencie, gdy Finch obejmował zespół zajmował on 9 i 19 miejsca w obu tych statystykach w lidze.

Baverley
Transfer kontrowersyjnego Beverley’a wniósł do drużyny pasję, poświęcenie i solidną obronę/ źródło: sportsnaut.com

Echa przeszłości

O ile aktualnie najlepsza drużyna wschodu kontynuuje rewolucję i ulepsza podejście do koszykówki autorstwa Steve’a Kerra w Golden State Warriors, o tyle Minnesota, wykorzystał taktykę summer-time w innej strefie parkietu. Ekipa z San Francisco zbudowała swoją pozycję na błyskawicznym rozrzucaniu piłki po obwodzie i częstych rzutach z dystansu. Strefa podkoszowa pozostawała często poza zasięgiem „Wojowników” i służyła do pozorowania zagrożenia, które w istocie miało ściągać obrońców rywali z obwodu. Skutkowało to koncentracją przeciwników w centrum i czystymi pozycjami do rzutu za trzy.

Chris Finch natomiast maksymalnie wykorzystał potencjał „Leśnych Wilków” w obrębie strefy podkoszowej. Pozornie była to szalona taktyka, przywodząca na myśl stare, dawno minione lata 90. naznaczone fizyczną koszykówką. W obecnych czasach nastawionych na dynamiczność i inteligentne operowanie piłką, wydawać się mogło, że strategia nastawiona na dominację pod koszem nie ma szans na przebicie. Okazało się jednak, że Chris Finch realnie zmienił oblicze gry swojego zespołu na lepsze.

Finch - trener Minnesota
„Tylko powoli, żeby dwa razy ktoś czasem plakatu nie dostał” zdaje się sygnalizować szkoleniowiec Minnesoty/ źródło: yardbaker.com

Koszykarska ekonomia

Minimalizacja strat, maksymalizacja punktów – Minnesota i jej prosty sposób na osiągnięcie sukcesu. Trener Finch nie próbował zaklinać rzeczywistości i dostosował taktykę pod swoich graczy. Wzrost, tężyzna, dominacja fizyczna – z tych cech szkoleniowiec uczynił atuty drużyny, sprawiając, że strefa rzutów za dwa okazała się niepodzielnym królestwem Minnesoty. Wszakże, jak słabsi budową ciała shooterzy, nastawieni na ataki zza łuku mieliby rywalizować pod koszem z „KATem”, Gobertem, McDanielsem i Edwardsem?

Siłą „Wilków” jest przede wszystkim liczba zbiórek pod własnym koszem. To trzecia najlepsza defensywa w tej statystyce. Lepsi zaledwie o 0.1 są gracze Bucks, a wyraźnym liderem, ze średnio jedną zbiórką więcej, jest Boston.

Timberwolves przyjęli ciekawą taktykę. Poprzez silne zagęszczenie strefy podkoszowej nie dają większych szans rywalom na teoretycznie łatwiejsze rzuty dwupunktowe. Tym samym zmuszają oponentów do rzucania za trzy, co jest zdecydowanie bardziej ryzykowne i mniej skuteczne od tradycyjnych rzutów. Wskaźnik „trójek” w lidze NBA utrzymuje się na poziomie 30, a czasem 40%. Odsetek rzutów za dwa oscyluje zaś w granicach 60 i 70 punktów procentowych. Nie ma zatem wątpliwości, że „Wilki” zmuszają rywali do wyboru mniej opłacalnej formy ataku, podczas gdy sami decydują się na pewniejsze rzuty.

Stary, dobry Rudy

Ofensywa Timberwolves, jakżeby inaczej, bazuje w dużej mierze na wzroście i tężyźnie, ale bynajmniej nie sprawia to, że ta część gry staje się dysfunkcyjna. Rudy Gobert stał się centralną postacią w zespole z wielu powodów. Odstawiając na bok jego historyczne osiągnięcia, na parkiecie dzięki swojemu nieprzeciętnemu wzrostowi, łatwo przyciąga uwagę rywali. To powoduje, że szczególna koncentracja oponentów na jednym graczu otwiera przed jego partnerami wiele innych możliwości do ataku.

Rudy mierzy 216 cm i waży 117 kg. To wystarczające warunki fizyczne, by tworzyć trywialne sytuacje rzutowe zza łuku dla Mike’a Conley’a i Anthony’ego Edwardsa po zasłonach. Gobert udowadniał, że ma także możliwość powstrzymania aż dwóch zawodników na raz, by dać rzucającym odpowiednią przestrzeń.

Praca ciałem Goberta ułatwiała również wejścia pod kosz Townsowi, który dzięki agresywnym atakom pewnie zdobywał punkty. Poprzez takie zagrania „KAT” z łatwością unikał trudniejszej rywalizacji pod koszem. Ponadto gra na pick&rollu z byłym „Jazzmanem” ze względu na jego wzrost bywa zabójcza i stanowi kolejny skuteczny atrybut ataku Minnesoty.

Rudy w barwach Minnesoty
Transfer dominującego pod koszem Goberta miał niebagatelny wpływ na strategię Minnesoty w tym sezonie/ źródło: New York Times

Od żaby do krwiożerczego Wilka

Każdy, kto oglądał „Rzut życia” z Adamem Sandlerem w roli głównej, doskonale wie, skąd porównanie popularnego „ANTa” do tego niepozornego płaza. Poza planem filmowym nie ma jednak powodu, by żartować koszykarza. Edwards w tym sezonie jest bestią przez wielkie „B”.

Jego statystyki rzutowe za dwa znacząco urosły, sprawiając, że rozgrywa aktualnie najlepszy sezon ofensywny w karierze. Edwards notuje średnią 26 punktów na mecz i 38% skuteczności rzutów za trzy. To dwunasty najlepiej punktujący koszykarz w lidze dysponujący celnością na poziomie 46% z gry. W swoim trzecim sezonie zdążył osiągnąć lepsze wyniki od LeBrona Jamesa, Anthony’ego Davisa, Nikoli Jokica, Kawhi’ego Leonarda i Tyrese’a Haliburtona!

Co jednak rzeczywiście przemawiać za Edwardsem, to realny wpływ na formę drużyny. Jego gra na izolacji jest zabójcza dla kostek rywali, a rzuty z półdystansu stanowią największe zagrożenie. „ANT” jest zupełnie nieprzewidywalny. Potrafi oddać szalony rzut za trzy przez dłonie rywali i trafić niczym Kobe. Umie wsadzić piłkę do kosza ponad gigantami, takimi jak Vince Carter, a także pozostaje nieomylny spod kosza, niczym Tracy McGrady w swoich najlepszych latach.

Jego występ przeciwko Indianie Pacers był dowodem na to, że choć Edwards nie ma realnych szans na zdobycie statuetki MVP sezonu, to z pewnością może być wymieniany, jako rzeczywisty kandydat do miana wirtuoza w NBA. Zdobyte 44 punkty zrobiły kolosalne wrażenie, ale nie bardziej niż obłędny blok, który z pewnością zapisze się w historii ligi. Po nieudanym rzucie osobistym „ANTa” Indiana popędziło z kontrą by zamknąć rywalizację. Lay-up mogący skończyć mecz na korzyść Pacers powstrzymał właśnie Edwards, niemal zabijając się przy tym o obręcz.

Game-changer

Wieść o kontuzji Karla-Anthony’ego Townsa na niecały miesiąc przed play-offami była jak uderzenie obuchem w twarz dla „Leśnych wilków”. Informacja o rozerwaniu rzepki i tym samym zakończeniu sezonu przez Kubańczyka sprawiła, że drużyna z północy znów, niemal po roku, mogła poczuć, że jest na zakręcie. Wybitny sezon mógł skończyć się katastrofą, i to na ostatniej prostej.

Bez „KATa” Minnesota przegrała na razie tylko dwa mecze, z Cleveland Cavaliers oraz Los Angeles Lakers. Nie zmienia to faktu, że „Wolves” stracili 'chodzące’ średnio 22 punkty na mecz, zdobywane na skuteczności 50%. Zespół traci także shootera zza łuku ze statystyką aż 42%! Niepowetowana zatem strata dla ofensywy!

Trade deadline za nami i Minnesota nie ma już szans na żaden poważny transfer. Zastępcą Townsa będzie Kyle Anderson – o klasę słabszy koszykarz. Notuje on 6 punktów na mecz i tylko 20% skutecznych rzutów za trzy. Do tego bardzo słabo prezentują się jego statystyki zbiórek – jedynie 3.5 na mecz, podczas, gdy „KAT” miał ich 8.5. To wszystko sprawia, że sposób gry ekipy Chrisa Fincha może się zmienić.

Kyle Anderson Minnesota
„Co cztery ręce to nie dwie. Kyle Anderson będzie musiał jednak dołożyć wszelkich starań, by godnie zastąpić gwiazdę swojej drużyny i prowadzić Timberwolves, jak najdalej w play-offach”/ źródło: startribune.com

All-in

Minnesota jest drużyną młodą, ale też waleczną, świadomą własnych umiejętności, zmotywowaną i przede wszystkim… pozbawioną presji. „Leśne Wilki” nie mają za plecami wygórowanych oczekiwań kibiców czy zarządu, które muszą spełnić. Mają swój plan, który realizują własnym tempem, bez nacisków i niepotrzebnych ingerencji. Oprócz kontuzji Townsa, wszystko idzie zgodnie z planem Finach, który nie omieszkał podkreślić pewności siebie zawodników z północy.

„Nie jestem pewien, czy ktokolwiek w lidze się nas boi… ale jednocześnie wątpię, żebyśmy obawiali się kogokolwiek.”

Tym samym coach inteligentnie pozostawia sobie margines błędu, a jednocześnie pokazuje, że ta drużyna naprawdę chce więcej. W szeregach Timberwolves widać, póki co, wszystko co najlepsze: ogrom talentu, trenera z jasno określonym i skutecznym planem, wiarę w zwycięstwo i nieprzewidywalność. Trudno o lepszy czas dla kibiców ekipy „Wilków”. Wydaje się, że Minnesota ma wszystko jak na tacy, by dostać się do finałów w swojej konferencji. Jedyne, co znajduje się poza kontrolą, to czynnik ludzki. Pozostaje pytanie, czy nie zaprowadzi on watahy Fincha na pożarcie jeszcze groźniejszych?

***

Michał Korek

Po więcej ciekawych tekstów ze świata sportu zapraszamy tutaj -> Planeta Sportu