Cohen wiecznie żywy, czyli relacja z koncertu Cohen i Kobiety

It’s four in the morning, the end of December…

 

„Najpierw wziąć Manhattan, potem Berlin wziąć”. A gdzieś pomiędzy usłyszeć te słowa w Sali Ziemi w Poznaniu, w wykonaniu najlepszych polskich artystek.

„First We Take Manhattan” to tytuł popularnej pieśń Leonarda Cohena, kanadyjskiego barda, poety, pieśniarza, który większą popularnością cieszył się nad Wisłą, niż w rodzimej Ameryce. Jego rozpoznawalność w komunistycznej Polsce lat 80, to przede wszystkim zasługa wspaniałych tłumaczeń i polskich coverów autorstwa Macieja Zembatego. Jednak, by naprawdę zrozumieć fenomen Cohena trzeba w grudniowy wieczór wsłuchać się w jego hipnotyzujący, głęboki głos i otworzyć się na to, co ważnego ma do powiedzenia.

Choć zarówno legendarny mistrz liryki, jak i jego wspaniały polski tłumacz nie żyją, to piosenki te mają się całkiem dobrze. Projekt Cohen i Kobiety dał im nowe, alternatywne życie.

Zresztą nie powinno to nikogo dziwić, bowiem gdy na scenie pojawiają się czołowe polskie wokalistki w towarzystwie pierwszorzędnych muzyków i na warsztat biorą takie piosenki jak Hallelujah, Dance Me to the End of Love czy In My Secret Life to musi powstać coś zjawiskowego.

Koncert, który odbył się w Poznaniu 15 grudnia w Sali Ziemi, mógłby zostać poddany krytyce tylko z trzech względów. Po pierwsze, publiczność zgodnie uznała że był trochę za krótki i nie pojawiły się w nim wszystkie najlepsze kompozycje Cohena. Po drugie, był nazbyt perfekcyjnie przygotowany i nie było tam zbyt wiele spontaniczności lub koncertowego szaleństwa. Po trzecie, ceny biletów na pewno nie były na „studencką kieszeń”.

Jednak po dłuższym zastanowieniu zrozumiemy, że artyści grają po 2 koncerty dziennie i nie sposób zmieścić wszystkie uwielbiane przez publiczność utwory w jednym występie (trwałoby to co najmniej 4 godziny!). Perfekcyjność spodoba się wszystkim biernym odbiorcom – uwielbiającym siedzieć, patrzeć, podziwiać, od czasu do czasu bijąc brawo i – absolutnie nigdy – nie wstawiać z wygrzanego siedzenia. A ceny? No cóż, zrozumiałe gdy na scenie pojawiają się TAKIE artystki.

I to o nich na koniec. Bo jak to nie wspomnieć, że we wspaniałych aranżacjach pojawiają się: Urszula Dudziak, Grażyna Łobaszewska, Natalia Kukulska, Anita Lipnicka, Julia Pietrucha, Matylda Damięcka, Barbara Wrońska i Daria Zawiałow. To im zawdzięczamy, że Cohen znów porusza, zachęca do refleksji, pozwala się zatrzymać i rozkoszować muzyką.

Zresztą, nie ma co zbyt wiele pisać. Najlepiej niech opowie Wam o tym sprawca całego zamieszania, producent muzyczny, kompozytor i muzyk, znany chociażby z Republiki – Leszek Biolik.

Dowiecie się między innymi:

  • Skąd czerpie inspirację do tworzenia muzyki?
  • Dlaczego to Daria Zawiałow śpiewa Suzzane?
  • Która z artystek jest największą fanką kanadyjskiego barda?
  • Oraz czy możemy się spodziewać płyty z tak niezwykłego koncertu?

Zachęcamy również do obejrzenia naszych zdjęć z wydarzenia. Bo koncert Cohen i Kobiety to nie tylko uczta dla ucha, ale prawdziwa przyjemność dla oka!

 

PS Jeśli jest ktoś ciekawy, która pieśń na mnie zrobiła największe wrażenie, to zdradzę, że było to I’m Your Man w wykonaniu Darii Zawiałow.

 

~Jeśli chcesz boksera, będę nim

I na każdy wejdę ring

A jeśli chcesz doktora, zbadam Cię

Cal po calu, tak jak nikt

Jeśli chcesz kierowcy, proszę, wsiadaj

A jeżeli wolisz wziąć mnie sama

Możesz, bo jestem Twój ~ Leonard Cohen, tłum. Maciej Zembaty