Kwarantannik #3

Próbowanie nowych rzeczy jest fascynujące, a czas kwarantanny jest najbardziej sprzyjający do tego. Oczywiście jeżeli te zainteresowania można ograniczać do realizacji w domu lub ogródku. W moim przypadku znalazły się dwie rzeczy.

Do pierwszej potrzebuję Internetu, laptopa, telefonu i mojej przyjaciółki z Meteora – Magdę. Mianowicie – przed kwarantanną dostałyśmy z Magdą audycję autorską, która miała ruszyć w drugiej połowie marca. Niestety wirus był od nas szybszy i musiałyśmy przełożyć nasze plany. Do pewnego wieczoru, gdzie znudzone podczas rozmowy zaczęłyśmy gdybać o czym byśmy zrobiły naszą pierwszą audycję i jak to tęsknimy za news roomem. No więc Magda długo nie myśląc powiedziała, że w sumie to dlaczego by tego nie zrobić zdalnie, przecież wszyscy mają Internet, a przygotowanie naszej dwójki nie jest problemem. Popisałyśmy do kilku osób, dostałyśmy zgody i ruszyłyśmy – 18 kwietnia świat ujrzał pierwszą (i dość nietypową) audycję K-WHAT.

Mega się stresowałyśmy. Magda nie jest typem, który pokazuje negatywne emocje, ale wtedy ten stres naprawdę był widoczny. Do czasu aż zaczęłyśmy rozmawiać o tym co naprawdę lubimy i co nas bardzo interesuje. Mam nadzieję, że osobom, które nas oglądały też się podobało.

Z prowadzeniem audycji wiąże się prowadzenie social mediów. Nigdy nie przykładałam do tego dużej wagi, mój instagram odżywa raz na dwa miesiące, a facebooka mam tylko ze względu na studia, pracę i radio. Tutaj Magda okazała się być dużą inspiracją i popycha mnie do działania. Często też musi mi przypominać, że promocja kont to nie tylko udostępnienie postu. Na razie sprawia mi to wielką frajdę i mam nadzieję, że jeszcze trochę to potrwa. Ale z drugiej strony nie mogę się doczekać, aż będziemy mogły swoją gadaninę promować w studiu Meteora, a nie tylko ograniczać się do długich postów na Facebooku czy Instagramie.

Drugim zainteresowaniem są druty. Dość nietypowe zajęcie. Jak na razie jestem po jednym dniu kursu u babci, ale naprawdę mocno się w to wkręciłam i sprawia mi to dużo radości. Chociaż frustracja, gdy trzeba pruć coś nad czym siedziało się dobre dziesięć minut jest ogromna. Moim pierwszym celem jest zrobienie szalika, później będzie czas na trudniejsze rzeczy, może jakiś sweter.

Za druty zabrałam się dość późno. Wełnę i przede wszystkim, druty mam już od miesiąca, ale jakoś ogarnianie nowej rzeczywistości zajęło mi więcej czasu niż przewidywałam. Gdy siadam z włóczką w salonie nagle zbiera się prawie cała rodzina obok mnie, mama mówi, że samo patrzenie na moje ręce ją uspokaja, siostra śmieje się z min, które robię jak się skupiam, a tata czasami tylko mnie poprawia jak zrobię coś źle (chociaż jak go pytałam czy umie robić na drutach to zaprzeczył i powiedział, że nie będzie mnie uczył).

Tak więc najwyraźniej moje zajęcie stało się zajęciem całej rodziny. Jest to miłe uczucie, nie ma co.

Mam nadzieję, że wy też macie jakieś twórcze lub zwykłe zajęcia, które trzymają was w ryzach i nie pozwalają wam zwariować.