„Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa” – głośny film Macieja Kawulskiego (recenzję znajdziecie tutaj). W 2019 r. film został bardzo pozytywnie przyjęty zarówno przez krytyków, jak i przez zwykłych zjadaczy chleba. Czy spin off filmu sprzed trzech lat, jakim jest „Jak pokochałam gangstera” dorównuje swojemu poprzednikowi?
Film fabularny, nie biografia
Pierwsze, co ukarze się naszym oczom po rozpoczęciu seansu, będzie wytłumaczenie, że tego tworu nie można traktować jako biografii, czy dokumentu, a jedynie jako film fabularny. Jest to założenie bardzo poprawne, ponieważ człowiek wgłębiony w życiorys Nikosia mógłby przyczepić się do wielu mankamentów, które odbiegają od stanów faktycznych. Głównego bohatera poznajemy, kiedy jeszcze jest dzieckiem. Towarzyszymy mu podczas pierwszego przestępstwa, jesteśmy świadkami słynnego zdania skierowanego do rodzeństwa, by się „uczyli, a on będzie zarabiał”. Ukazane nam jest pięcie się Nikosia po szczeblach mafijnej kariery. Jednak na potrzeby filmu, jak zazwyczaj w tego typu produkcjach bywa, dodano wątki nieprawdziwe, a niektóre z nich zostały podkoloryzowane.
Nowy film, ale twarz jakaś znajoma…
Przed premierą trudno nie było usłyszeć głosów narzekających na drugi film z uniwersum „Jak zostałem gangsterem…”. Najwięcej zamieszania skupiało się na temat castingu do roli Nikosia, w którego wciela się Tomasz Włosok. W poprzednim filmie grał on ważną dla fabuły postać Waldena, najbliższego przyjaciela głównego bohatera. Każdy głowił się, jak twórcy będą chcieli połączyć fakty, że jeden aktor gra dwie różne postacie w tym samym uniwersum. Mnie osobiście to nie przeszkadzało, również byłem ciekaw, jak twórcy zechcą nam wytłumaczyć to zjawisko, ale wolałem poczekać do premiery. Jest to osobna historia, więc aktorzy odgrywający postacie w poprzednim filmie się nie spotykają. To, że oba filmy dzieją się w podobnym czasie, nie oznacza, że towarzyszy im ta sama historia. Jednakże widz, mając tę świadomość, niecierpliwie wyczekuje, chociaż jakiegoś małego nawiązania, które faktycznie mają miejsce.
Vega, czy to ty?
Reżyserowi Maciejowi Kawulskiemu przy okazji premiery „Jak zostałem gangsterem” gratulowano z wielu względów. Czy to ciekawego pomysłu narracji, czy też z tego względu, że na ekranie nie ma nudy. Relacje bohaterów są przejmujące, a sam pomysł jest nowatorski, mimo podobnej tematyki poruszanej przez kolejnego twórcę. Wtedy słyszano, że reżysera można umiejscowić gdzieś między Vegą, a Scorsese. Faktycznie, było to coś, co wyróżniało się nad innymi filmami gangsterskimi stworzonymi nad Wisłą, ale, mimo że oglądało się to dobrze, nadal nie dorównywało to mistrzowi gatunku, jakim jest amerykański twórca. Niestety, przy okazji tworzenia „Jak pokochałam gangstera”, Kawulski najwyraźniej spoczął na laurach, bo ten film przypomina bardziej niesławne produkcje Patryka z Warszawy.
Przerost formy nad treścią
Film z pewnością można by skrócić o chociażby pół godziny. Wiele niepotrzebnie przedłużanych wątków, zapychaczy, które mają nam ukazać, jak brudne i groźne to były czasy, wygrywają na rzecz uciętych i niedopowiedzianych, o wiele ciekawszych, motywów. Dlaczego nie ukazano bardziej konfliktu Nikosia z innymi gangsterami? Zamiast tego poświęcono czas Nikicie, która zdecydowanie nie budzi sympatii widza, podobnie jak gra aktorska Julii Wieniawy. Do tego dochodzi ciągła zmiana narracji, przełamywanie czwartej ściany co dziesięć minut i czerstwe dialogi, co w efekcie daje nam film przekombinowany.
Czy da się pokochać tego gangstera?
W ostatnim czasie nietrudno zauważyć w naszym społeczeństwie idealizowanie mafii. Świetnie ukazać mogą to liczne filmy skupiające się na tej tematyce, które ujrzały światło dzienne na przestrzeni lat. Nikoś przedstawiony nam jest po prostu jako chłopak z miasta, który porzuca naukę na rzecz zarabiania pieniędzy w szemranych okolicznościach. Jest to z pewnością bohater tragiczny, któremu widz normalnie w świecie współczuje ze względu na dokonane przez niego złe wybory. Z drobnego cwaniaka, który o wszystko musi samemu walczyć, staje się pogubionym, samotnym, uzależnionym od kokainy człowiekiem. Film mimo dużych oczekiwań niestety nie dorównuje swojemu poprzednikowi. Staje się stylistycznie chaosem, a widz zamiast dobrej historii, dostaje ciągłą zmianę stylów.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj -> meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/