Szef ekipy NWJ w Poznaniu – relacja z koncertu Tedego!

Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę miał okazję pojawić się na koncercie Tedego w Poznaniu.
Jak dobrze wiemy, jeszcze jakiś czas temu występy warszawskiego rapera były skutecznie „odwoływane”,
z resztą nie bez przyczyny. Impreza odbyła się 25 stycznia w Klubie u Bazyla, który jest dobrze znany słuchaczom hip-hopu, gdyż raperzy często wybierają to miejsce dla swoich występów.

 

Był to mój, tak na oko, siódmy, może ósmy koncert TDFa. Ostatnio miałem przyjemność obserwować jego występ niespełna dwa lata temu, więc na koncert wybrałem się z wielkimi oczekiwaniami. Niestety muszę przyznać, że z klubu wyszedłem z niedosytem. Szczerze mówiąc byłem zawiedziony po tym, co zobaczyłem. Miałem cichą nadzieję, że po tak długiej przerwie w pojawianiu się na koncertach szefa ekipy NWJ zobaczę coś, nie wiem, nowego? W ciągu tego czasu zdążył wydać niejedną płytę, a i na samej rapscenie wiele się pozmieniało. O ile szanować Tedego można za to, że od lat nie zmieniał swoich przekonań pod wpływem kolegów z fachu, to na nieszczęście schemat koncertów pozostał taki sam. Mam tutaj na myśli poszczególne punkty koncertu, takie jak puszczanie disco polo i wygłupianie się do niego jako przerywnik między kolejnymi utworami, podawanie butelki wódki w stronę publiczności, rzucanie fałszywymi banknotami o nominale 500zł i tak dalej.

Wszystkie te zabiegi sprawdzały się świetnie w czasach, gdy Tede miał na każdym koncercie sold out.
Na piątkowej imprezie miałem wrażenie, że pula biletów sprzedała się w nakładzie nieco większym niż połowa. Sama relacja widz – artysta na koncercie momentami zawodziła. Może właśnie dlatego, że ujrzeliśmy patenty, którymi TDF Nas urzekł podczas „odkuwania się” nie serwując Nam nic nowego po tylu latach.
No, może poza sławnym od jakiegoś czasu w jego wykonaniu autotune na mikrofonie.

Słyszałem różne opinie od znajomych nt. tego zabiegu technicznego podczas używania miktrofonu,
właśnie w wykonaniu rapera ze stolicy. Niektórzy mówili, że nie jest tak szkodliwy dla odbioru koncertu jak się mówi, ale zdania były naprawdę podzielone, nie mogłem się wiec doczekać aż sam będę mógł wydać swój werdykt. Muszę przyznać rację znajomym, którzy są przeciwnikami tego wykonania. Oczywiście, są utwory,
w których sam autotune podczas koncertu jest koniecznością, ale byłem zmuszony go słuchać przez cały występ. Osobiście uważam, że dużo lepszym zabiegiem byłoby puszczenie podkładu w tle i najzwyczajniej
w świecie zrezygnowanie 
w jakimś stopniu z autotune . Jednak trzeba przyznać, że dj Tedego – Młody Grzech, zrobił naprawdę dobrą robotę za konsoletą.

Co do samego repertuaru muzycznego nie ma się co przyczepić. Tede uraczył Nas klasykami jak Drin za drinem czy Xenon, ale nie brakowało typowych bangerów w postaci Brodagaccio, Michael Kors
lub standardowo na zakończenie koncertu – Ostatnia noc. Podobno również utwór Boatever, który jest singlem promującym planowaną płytę KARMAGEDON został zagrany pierwszy raz w wersji koncertowej właśnie w Poznaniu. Jedyne nad czym ubolewam to fakt, że podczas rozrzucania gadżetów PLNY w postaci koszulek lub czapek miejsce utworu Streetwear zajął #CTZK, który nie jest moim faworytem. Chyba każdy się ze mną zgodzi, że Tede jest mistrzem jeśli chodzi o rozkręcanie melanżu na scenie, lecz ten koncert był chyba najgorszym w jego wykonaniu, jaki miałem okazję zobaczyć.

Następny koncert Tedego w Poznaniu zapewne po wakacjach, wtedy z reguły zaczyna trasy koncertowe promujące nowe wydawnictwo. W sumie trzeba przyznać, że dla kogoś, kto jest zielony jeśli chodzi o imprezy
z udziałem TDFa – koncert mógł się podobać, bo tak naprawdę było na nim wszystko, czego potrzeba dla dobrej zabawy. Dobra muzyka, darmowe gadżety dla wybrańców, energia od wykonawcy, no i przede wszystkim – sama otoczka koncertu „Tede w Poznaniu”. Po prostu jako słuchacz, który miał niesamowitą zajawkę na jego koncerty przez długi czas, może zwyczajnie się wypaliłem? Mam nadzieję, że nowa płyta będzie tak dobra, jak zwiastują ją zapowiedzi, a przez to koncerty Tedego przeżyją drugą młodość, jak sam wspomniany nawijał w utworze Forever JA.

 

tekst: Michał Barski
zdjęcia: Dawid Szafraniak