Psychoza po 65 latach

Mało jest wiekowych filmów, które wciąż potrafią zachwycić współczesnego widza. W czasach gdy suspens nie robi na nas wrażenia, dopóki nie trzyma nas za kołnierz na skraju przepaści, ciężko o autentyczne emocje podczas seansu czarno-białego filmu z lat 60. Zupełnie inaczej sprawa się ma w przypadku produkcji, której premiera odbyła się 16 czerwca 1960 roku w DeMille Theatre i Baronet Theatre w Nowym Jorku. Dokładnie 65 lat temu, wielkie ekrany po raz pierwszy nawiedziła Psychoza. 

Janet Leigh w filmie Psychoza
źródło: imdb.com

Psychoza to prawdopodobnie najwięcej razy obejrzany, najdokładniej przeanalizowany, najczęściej recenzowany, najbardziej wychwalany i najbardziej rozkładany na części pierwsze film w historii. To jedno z tych dzieł, które stanowi synonim kina, jego wizytówkę i zarazem produkt flagowy. Nic w tym dziwnego, film reżyserii Alfreda Hitchcocka w dniu swojej premiery był obrazem absolutnie przełomowym, nowatorskim i niezwykle odważnym. Co ciekawe, mimo ponad sześciu dekad na karku, Psychoza potrafi obronić się i dziś. Czy to kwestia wyrafinowania filmu? A może jednak suspens wszczepiony w dzieło przez Hitchcocka jest skuteczny nawet po tylu latach?

Wiele osób z pewnością zastanawia się, na czym właściwie polega fenomen Psychozy. Też należałem do tego grona. Wszystko zmieniło się, gdy zmusiłem się do obejrzenia tego „jakże wybitnego dzieła” – jak jest ono opisywane praktycznie na każdej platformie. Do momentu odpalenia tego 60-letniego starocia, byłem przeświadczony, że cały szum wokół Psychozy to kwestia prekursorskiego charakteru produkcji i ocen specyficznie nastawionych do starych, klasycznych filmów krytyków. Niemniej jednak przekonanie się do seansu Alfreda Hitchcocka z 1960 roku uświadomiło mnie, że w Psychozie tkwi coś więcej. Nie jest to oklepany, nudny film, którego jedyne właściwe miejsce to ekrany projektorów Filmoznawstwa. Psychoza to kino nad wyraz zaskakujące, trzymające w napięciu i wciągające – nie żartuję. 

Anthony Perkins i Janet Leigh w filmie Psychoza
źródło: amazon.com

Psychoza, historia Marion Crane

W Psychozie przedstawiona zostaje nam historia, a raczej – historie kilku postaci. Mimo iż są one wszystkie powiązane w jedną spójną całość, każda z nich żyje własnym życiem. Każda ma swój czas i miejsce na rozwój, co bardzo doceniam w Psychozie. Fabularnym punktem centralnym thrillera jest jednak osoba Normana Batesa – młodego mężczyzny prowadzącego przydrożny motel. Biznes nie kręci się jednak zbyt dobrze. Lokalizacja względem autostrady nie jest zachęcająca, a klientów jest mało. Czasem nawet nie opłaca się zapalać neonów na drogowskazie. Mimo to pewnego wieczoru, do motelu Normana trafia młoda kobieta z miasta – Marion Crane. Bates oferuje zmęczonej i wyczerpanej – bliżej niezrozumiałym mężczyźnie pośpiechem i zdenerwowaniem – kobiecie nocleg w pokoju numer 1. 

Bohaterowie poznają się podczas wspólnej kolacji na tyłach biura Normana, w pokoju pełnym wypchanych ptaków. Bates ujawnia wtedy, że jego hobby jest wypychanie tych zwierząt. Marion po zjedzeniu kilku kęsów chleba – niczym przysłowiowy ptaszek (o zgrozo) – daje Normanowi do zrozumienia, że ma dość wrażeń na jeden dzień i udaje się na spoczynek. Nie ma jednak pojęcia, że jakkolwiek stresujące by nie były wrażenia tego dnia, to co ją jeszcze czeka po udaniu się do swojego pokoju, okaże się ostatnim doświadczeniem w jej życiu. Oczywiście mowa tu o najbardziej klasycznej w historii kina scenie – zabójstwa pod prysznicem – którego ofiarą pada właśnie Marion Crane. 

Alfred Hitchcock i Janet Leigh na planie filmowym
źródło: flashbak.com

Ofiara błędnego założenia

Jestem pewien, że ta znana scena – z którą w pewnym momencie swojego życia, przez jej powielanie i reprodukowanie w popkulturze nieprzyzwoitą ilość razy, został zapoznany każdy z nas – dla wielu, którzy Psychozy nie widzieli, wydaje się clue filmu. Ujęciem, po którym wybrzmiało na planie „It’s a wrap!”. Nic bardziej mylnego! Wszystkim, którzy dotychczas czuli się zniechęceni do obejrzenia Psychozy, myśląc, że „to ten film, w którym na końcu ginie kobieta pod prysznicem” z czystym sumieniem mogę powiedzieć: jeszcze nic nie widzieliście. Scena morderstwa pod prysznicem, choć szokująca i ikoniczna, to zaledwie punkt zwrotny. Po nim Psychoza dopiero zaczyna odsłaniać swoje prawdziwe oblicze.

Nie jest to bowiem opowieść o jednej zbrodni. To historia o tym, co kryje się pod powierzchnią normalności. O szaleństwie maskowanym uprzejmością, o psychologicznych otchłaniach, w które Hitchcock z chirurgiczną precyzją wciąga nas krok po kroku. W scenie pod prysznicem ginie nie tylko bohaterka, ale i nasze poczucie bezpieczeństwa, nasze oczekiwania wobec narracji. 

Alfred Hitchcock na planie filmu Psychoza
źródło: theasc.com

Psychoza, śmiercionośna zagadka

Historię Marion Crane poznajemy na samym początku filmu. Pracująca jako sekretarka w biurze sprzedawcy nieruchomości kobieta, pewnego dnia postanawia ukraść swojemu pracodawcy pokaźną sumę pieniędzy. Z zabezpieczoną gotówką udaje się w drogę do swojego kochanka. Chce pomóc mu spłacić długi i prawdopodobnie zacząć z nim nowe życie. Przez cały ten czas, aż do punktu zwrotnego, Psychoza wydaje się raczej filmem drogi. Wciąż, od samego początku wprawia nas w stan zaintrygowania i zaciekawienia. W motelu Normana Batesa wszystkie te emocje zostają podkręcone niemalże do maksimum. Stopniowo wzrastają aż do finału filmu. Tam czeka na widza potężnego kalibru plot twist, którego osobiście nigdy bym się po Psychozie nie spodziewał.

Drugiej połowy Psychozy nie będę głębiej analizować, żeby uniknąć zdradzenia choćby najmniejszej części tajemnicy, którą przygotował dla nas Hitchcock. Zagadka Psycho była dla reżysera na tyle istotna, że w czasie premierowych pokazów poinstruował kierownika kina, aby pod groźbą utraty życia nie wpuszczać nikogo po rozpoczęciu seansu. Po jego zakończeniu, pod żadnym pozorem nikt nie mógł zdradzać zakończenia. Co więcej, kampania reklamowa zakładała wykupienie całego nakładu książki, na podstawie której został nakręcony film. Wszystko, żeby utrzymać finał w tajemnicy. Efektem były ogromne kolejki, które ustawiały się pod kinem od samego rana i nie znikały aż do wieczora. 

Premiera filmu w 1960 roku w teatrze DeMille
źródło: davidstagg.com

Potworna historia

Czy warto sięgnąć po Psychozę 65 lat po jej premierze? Zdecydowanie tak. Mimo swojego wieku miejscami przestarzałych zabiegów i pozornego przereklamowania Psychoza uczciwie zarobiła na każdy ułamek z oceny 8.5/10 na IMDb. Nasycona symbolika, genialnie poprowadzona narracja, hojnie rozwinięte sylwetki bohaterów oraz zaskakująco aktualny suspens, który sprawia, że Psychoza mogłaby być nakręcona równie dobrze dziś. Film zdecydowanie wyprzedzał tematyką, charakterem i stylem swoje czasy. Jakby był inwestycją dla przyszłych pokoleń. 

W dniu premiery, krytycy nie byli Psychozie zbyt przychylni. W porównaniu do dzisiejszego statusu filmu, recenzje z 1960 roku brzmią co najmniej zabawnie. Zostawiam was z jedną z nich, jednocześnie z całego serca zachęcając do seansu jednego z najbardziej pozytywnie zaskakujących filmów w moim życiu. 

I wtedy następuje jedna z najbardziej obrzydliwych scen mordu w historii. Rzecz dzieje się w łazience, co daje pretekst do późniejszego pokazywania wycierania kafelek i spłukiwania toalety. Mogę to uczciwie opisać jako brzydkie. „Psychoza” nie jest długim filmem, ale się dłuży. Być może dlatego, że reżyser rozwleka się nad efektami technicznymi; a może dlatego, że trudno – jeśli nie wręcz niemożliwe – przejąć się losem któregokolwiek z bohaterów.

Głupawa aura tajemniczości i złowieszczego znaczenia, którą otoczono pokaz Psychozy, wydaje mi się ogromnym błędem […] Nie mógłbym zdradzić zakończenia, nawet gdybym chciał — z prostego powodu: cała ta potworna historia tak mnie zmęczyła i obrzydziła, że nie zostałem do końca. Twój zakaz może mnie, drogi Hitchcocku, powstrzymać przed wejściem do kina, ale niech mnie, jeśli zdoła mnie w nim zatrzymać.

C. A. Lejeune, The Observer, 1960

Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura