Nowa produkcja, ale estetyka wciąż pozostaje bez zmian. „Fenicki układ” w reżyserii Wesa Andersona to kino pełne dziwnego humoru, ironii i groteski. Każda scena to malowniczy obraz prosto z galerii sztuki. Przed seansem można jednak było się tego spodziewać.

„Fenicki układ” opowiada historię biznesmena Zsa-zsa Kordy. Bohater chce zrealizować projekt swojego życia budowy wielkiej, przynoszącej zyski przez 150 lat, budowli. Nie jest to jednak łatwe, z racji na jego licznych wrogów. Do projektu angażuje swoją córkę-zakonnicę, która ma wszystko po nim odziedziczyć.
Ostatnie dzieła Wes’a Andersona można nazwać eksperymentami. Reżyser tworzył krótkometrażowe filmy, które jeden do jeden miały przenieść prozę na ekran. Dla przykładu „Szczurołap” jest sztuką teatralną z ważną rolą narratora. „Fenicki układ” prezentuje za to powrót do głównej myśli Andersona. Film przypomina „Grand Budapest Hotel”, czyli jedno z największych osiągnięć reżysera.
Stałe elementy
Film to przede wszystkim irracjonalna komedia. W „Fenickim układzie” można znaleźć wiele absurdalnych i zarazem śmiesznych scen, które nadają dziełu charakter. Jest to typowe dla stylu Andersona. Humorowi towarzyszą do bólu symetryczne i kolorowe kadry, które tylko wzmacniają efekt groteski. Każdy detal jest dopracowany, co szczególnie widać w przemyślanych planach pełnych oraz pięknych zbliżeniach. Widz ma wrażenie, że ogląda inny, magiczny świat, stworzony na deskach teatru, gdyż wiele scen przypomina przedstawienie.
Grać w tego typu filmach nie jest rzeczą prostą. Może dlatego Andersonowi towarzyszy stała obsada aktorska. Takie postacie, jak Tom Hanks, Ralph Fiennes czy Willem Dafoe wielokrotnie pojawiali się w jego produkcjach. W dziele „Fenicki układ” główną rolę dostał Benicio del Toro, który z reżyserem współpracował po raz drugi w karierze (po filmie „Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun”). Ten niezwykle doświadczony aktor idealnie wpisał się w groteskowy świat. Jego mimika i ironia grały pierwsze skrzypce. Na pochwały zasługują również Mia Threapleton oraz Michael Cera, którzy stworzyli niesamowicie śmieszny duet.
Komedia w parze z powagą
Przesłanie i znaczenie danego filmu było dla Wesa Andersona bardzo ważne, szczególnie we wczesnej działalności. Widać to w animacji „Fantastyczny Pan Lis”, gdzie działania i słowa tytułowego bohatera wielokrotnie skłaniają do refleksji. W ramach rozwoju swojej kariery reżyser zaczął skręcać bardziej w stronę komedii. Jego dzieła potrafiły być potężną dawką humoru, jednak bez dawnej głębi.

„Fenicki układ” jest sygnałem, że Wes Anderson albo chce wrócić do mieszania humoru z dramatem, albo zastosował ten zabieg na potrzeby tego konkretnego dzieła. Tak czy inaczej, nie wyszło mu to najlepiej. Przejścia do świata po śmierci, które mają zbudować i pogłębić portret psychologiczny bohatera są zbyt powierzchowne i za mało rozbudowane. Na ekranie czuć mocny powiew kiczowatości. Dla widza tego typu momenty są jedynie chwilą oddechu przed kolejną dawką humoru, który zaraz zaserwuje dzieło. Co gorsze film mógłby w pełnej okazałości funkcjonować bez tych scen.
Niezmienny styl
Estetyka Wesa Andersona jest zdecydowanie jego wizytówką. Udając się na produkcję tego reżysera, można się już wiele rzeczy spodziewać. Wszyscy fani tego stylu z pewnością nie zawiodą się na „Fenickim układzie”. Film posiada to co powinien i po części na tym polega jego sukces-dzieło wywołuje mocne uczucie nostalgii wobec dawnych, świetnych produkcji. Co ważne, mimo iż reżyser staje się coraz bardziej przewidywalny, to dalej potrafi zaciekawić opowiedzianą historią.

Dla osób niezaznajomionych z Wesem Andersonem jest to zaproszenie do magicznego świata, w którym można znaleźć prawdziwe arcydzieła. „Fenicki układ” jest dobrym filmem, ale daleko mu do sukcesów reżysera sprzed lat. Jedno jest pewne, zakochanie się w tej specyficznej estetyce równa się zakochaniu w twórczości Andersona.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/