Tauron Nowa Muzyka 2019 – relacja

Katowice już od kilku lat dumnie noszą miano „Miasta Muzyki”, wśród licznych wydarzeń kulturalnych dając przestrzeń przede wszystkim dwóm dużym festiwalom. Na początku sierpnia w malowniczej Dolinie Trzech Stawów odbywa się OFF Festival, natomiast pod koniec czerwca, w Katowickiej Strefie Kultury położonej w samym sercu miasta przez trzy dni dominują elektroniczne brzmienia. Czternasta już edycja festiwalu Tauron Nowa Muzyka po kilku latach lekkiego marazmu przywraca go na należny piedestał, potwierdzając, że wśród wydarzeń promujących nowoczesne brzmienia jest jednym z najważniejszych.

fot. Jędrzej Furmann

Frekwencja na Tauronie bije kolejne rekordy, w tym roku osiągając liczbę aż 25 tysięcy uczestników. W szczycie upalnego sezonu nawet wieczorno-nocną porą pamiętać trzeba o nawodnieniu i tu ogromny plus dla organizatorów, którzy we współpracy z Górnośląskimi Wodociągami zapewnili stały i bezpłatny dostęp do wody pitnej (którą – co wcale nie jest na festiwalach standardem – można było nalewać sobie do własnych bidonów).

Muzycznie już sam line-up festiwalu był fantastycznie przygotowany. Do przyjazdu do Katowic zachęcała legenda Kraftwerk oraz popularni od niespełna dekady Apparat i GusGus. Poza tym objawienie zeszłego roku w postaci Yvesa Tumora, jeden z ciekawszych projektów z nurtu deconstructed – Amnesia Scanner, ale również znany fanom uk hip hopu Skepta albo zachęcający do długiego nocnego tańczenia Kornél Kovács czy Laurel Halo. Przekrój gatunkowy ogromny, wszystkie propozycje świeże, przemyślane. Programu miała dopełnić świetna Marie Davidson, której jednak na początku występu padł syntezator i do końca slotu już nie zadziałał. Na tym właściwie jednak większe minusy się kończą.

Kraftwerk – fot. Jędrzej Furmann

Choć idea festiwalu skupia się wokół promowania nowych nazw i nurtów stylistycznych, zdecydowanie nie można było odpuścić okazji do zobaczenia na żywo koncertu w 3-D, jaki już od lat dają dziadki z Kraftwerk. I choć ze składu, który w latach ’70 i ’80 dawał podwaliny pod jakąkolwiek elektronikę został już tylko Ralf Hütter, to zdecydowanie nie członkowie zespołu byli tym, co przykuwało na scenie wzrok. I tak podziwialiśmy niemal reklamową gloryfikację starego IBM’u podczas Computerworld, monochromatyczny przejazd nocnym pociągiem na Trans-Europe Express, lądowanie statku kosmicznego tuż obok katowickiego Spodka przy Spacelab oraz długą podróż kolorową autostradą Nadrenii w Autobahn. Do tego na The Robots czterech panów zastąpiły roboty, a słowa Pocket Calculator zgodnie z długą tradycją Ralf recytował w języku polskim. Choć panowie grają identyczne koncerty już od kilkunastu lat, dorabiając sobie do emerytury, to wciąż występ Kraftwerk jest kapitalnym doświadczeniem.

fot. Jędrzej Furmann

Fascynującym przeżyciem krótko później było wybranie się na Amnesia Scanner. Deconstructed club niekoniecznie jest muzyką do wieczornego relaksu, a są projekty z tego nurtu niemal asłuchalne w studyjnych warunkach, natomiast na koncercie ten fiński duet robi coś wspaniałego na pograniczu oczyszczenia ciała i umysłu. Świetny ruch wykonali organizatorzy, ustawiając ich występ w dobrze nagłośnionej Tauron Music Hall. Lekkim failem było zaplanowanie tam kolejnego dnia koncertu GusGus, na który najprawdopodobniej próbowało się dostać prawie tyle ludzi co na Kraftwerk. Wydawać by się mogło, że po ostatniej nieudanej płycie i po tak częstych koncertach w naszym kraju Islandczycy nie będą już budzić takiego zainteresowania – a jednak, chętni nie zmieścili się w hali. Wystarczyło kilka minut by zrozumieć, skąd to zainteresowanie. Energia tego duetu jest chyba nie do zabicia. Chcąc iść dalej w klimat house’u, pierwszego dnia punktem must-be musiał być niezwykle pozytywny set Kornéla Kovácsa, a drugiego doprowadzająca do olbrzymiego zmęczenia nóg Laurel Halo.

Yves Tumor z kolei potraktował bliskość z fanami bardzo dosłownie i większość koncertu odbył wmieszany w publiczność lub niesiony na jej rękach. Kto był w pobliżu sceny i znał teksty, bawił się świetnie (potwierdzone). Wrażenie mogłoby być lepsze, gdyby na scenie towarzyszył mu jakiś band i gdyby utwory nie były w większości z odtworzenia, niemniej bawiliśmy się świetnie.

Yves Tumor – fot. Jędrzej Furmann

Na Tauronie oprócz dwóch głównych scen zlokalizowanych w Międzynarodowym Centrum Kongresowym, dwóch kolejnych w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia i jednej w Muzeum Śląskim, kilka scen mieściło się w namiotach na zewnątrz, gdzie można było bawić się do ósmej rano. Tam też można było najlepiej potańczyć – niech żałuje ten, kto podczas setu dogheadsurigeri nie skakał do Explosion lub kogo ominęła spontaniczna radość coucou chloe. Ta pierwsza artystka należy do warszawskiego kolektywu Oramics (ogromny plus dla kuratora sceny Future!/carbon za zaproszenie pokaźnej grupki ich artystów), coucou zaś swój występ przełożyła z piątku na sobotę, co przy problemach Marii Davidson poważnie osłabiło skład pierwszej nocy. Do artystek poruszających kwestie społeczne warto jeszcze dopisać na plus glamour występ Fatimy Al Qadiri, ale tak naprawdę dobrych okazji do pogibania się było w Katowicach znacznie więcej. I wierzymy, że równie dobrą ofertę pokaże Miasto Muzyki również za rok.

fot. Jędrzej Furmann