Trzy dekady bez Freddiego

Trzydzieści lat – tyle dzisiaj upłynęło od czasu, kiedy Freddie Mercury odszedł z tego świata. Jest to idealny moment by powspominać go takim, jakim był naprawdę. Choć wszyscy znamy go jako wokalistę Queen, na pewno nie chciałby pozostać w pamięci swoich fanów jako dwumiarowa, tekturowa wycinanka, ot kolejnego śpiewak znanej rockowej grupy. Był, poza tym znanym faktem, barwną postacią, osobą z wieloma talentami, z wielką charyzmą, która nigdy nie bała pokazywać jaka jest naprawdę. I to takiego Freddiego Mercurego spróbujmy dzisiaj wspomnieć – wielką postać popkultury, która odeszła z tego świata zbyt szybko, w wieku 45 lat.

Jak Farrokh stał się Freddiem 

Freddie Mercury, a raczej Farrokh Bulsar (bo tak nazwano późniejszego muzyka przy narodzinach) urodził się w Zanzibarze, będącym wówczas brytyjską kolonią. Rodzina chłopca nie pochodziła z tych stron, byli bowiem parsami z Gudźaratu. Freddie wkrótce odwiedził rodzinne strony, gdy w wieku ośmiu lat został posłany do szkoły z internatem w okolicach Mumbaju. To tam, będąc już wcześniej doświadczonym przez wpływy różnych kultur, Mercury rozpoczął swoją trwającą całe życie przygodę z muzyką, gdy zaczął pobierać lekcje gry na pianinie. Założył również z kolegami zespół nazwany The Hectics, który wykonywał covery popularnych wówczas rock ‘n rollowych przebojów. Wtedy też zainteresował się sportem, ćwicząc kilka dyscyplin w tym samym czasie. Powrót na Zanzibar dla Freddy’ego nie trwał długo – Rodzina Bulsarów musiała uciekać przed wojną domową z kraju. I to w ten właśnie sposób, w 1964 roku, Freddie trafił do Anglii co na zawsze zmieniło jego życie i dało mu szanse na zostanie wielką gwiazdą. 

Tam kontynuował swoją edukację, kończąc ostatecznie studia z grafiki, co miało istotny wpływ na symbolikę Queen, dla którego to samodzielnie stworzył charakterystyczny herb. Wciągnął się również w temat ówczesnej mody swingującego Londynu. Przełomowym dla młodego artysty okazał się być rok 1970, kiedy jego pasja do śpiewu znalazła swoje ujście w już poważniejszym zespole jakim było Smile. To tam zetknął się po po raz pierwszy m.in. z Brianem Mayem, który towarzyszył mu później przez całą trwającą ich muzyczną przygodę, znaną jako Queen, która nie powstałaby bez wcześniejszej działalności Smile

Król i jego królowa

Queen to zespół znany każdemu fanowi rocka, więc zamiast przybliżać ich grupowe osiągnięcia, skupmy się na roli jaką odgrywał w nim Freddie Mercury. Wokalistę można na pewno nazwać siłą napedową grupy – czy to na koncertach, co potwierdzi chyba każdy kto widział jak porywał on tłumy, czy też w studiu spajając pozostałych członków kapeli. Mercury musiał posiadać równie wielki talent do pisania przebojowej muzyki, jak do zjednywania sobie ludzi, bo bardzo możliwe, że Queen z innym wokalistą o wiele wcześniej pogrążyłoby się w animozjach i rozpadło o wiele szybciej. Freddie choć z zewnątrz wydawał się człowiekiem nieposiadającym żadnych problemów, przez wiele lat mierzył się z uzależnieniem od narkotyków. Nigdy nie rzutowało to w drastyczny sposób na jego pracę w zespole, ale mówi nam wiele o wewnętrznych zawirowaniach Mercurego i trudnościach z jakimi się codziennie mierzył.

 Co odróżniało Freddy’ego Mercurego na tle wielu innych gwiazd estrady to to jak duży nacisk kładł na swój sceniczny image. Myślę, że taką formę własnej ekspresji opanował do perfekcji, pojawiając się co rusz w nowych i zaskakujących strojach. Wielu swoim fanom dawał tym samym pokaz tego, że oni również nie powinni bać się pokazywania jacy są w rzeczywistości – bez względu na to co nakazują normy i zasady. 

Kariera Mercurego zakończyła się niestety w niespodziewanym momencie. W latach osiemdziesiątych Freddie Mercury był już jedną z największych gwiazd w przemyśle muzycznym – wokalista o niewiarygodnej skali głosu, potrafiący znaleźć sobie miejsce tak w popie, jak i w muzyce poważnej. O tym jak jasno świeciło wówczas jego nazwisko świadczy fakt, że publicyści muzyczni typowali jego solowy debiut jako jedyny album będący w stanie powstrzymać szturmującego wówczas notowania Thrillera. Niestety, wówczas również nadeszła bardzo smutna wiadomość – Freddie miał pozytywny wynik badania na wirusa HIV. Choroba zmusiła go do co raz rzadszych występów i odwołania planowej trasy z Queen. O chorobie fanów poinformowano dzień przed tym, jak po trwającej przynajmniej cztery lata batalii Freddie Mercury zmarł.

Pamięć i wspomnienia

Jeśli chodzi o moje własne wspomnienia, to pamiętam, kiedy po raz pierwszy świadomie usłyszałem kogoś takiego jak Freddie Mercury. Kiedy byłem dzieckiem, rodzice puścili mi którąś z kompilacji Queen. Pamiętam, że kawałek Radio Gaga wbił mi się do głowy na kilka dni. Nie zdawałem sobie oczywiście wtedy sprawy, jakim kolosem jest jest ten zespół w świecie muzyki rockowej, ale kto wie czy dzięki tamtej chwili, z tą płytą, nie nakierowałem się bardziej na ten rodzaj muzyki, który pozostaje mi tak bliski po dziś dzień. 

Niedługo przed śmiercią

Choć Freddiego nie ma z nami już trzydzieści lat, to jego muzyka wciąż pozostaje w kulturze popularnej. Mają na to wpływ na pewno takie czynniki jak chociażby wyjście filmu Bohemian Rhapsody, ale myślę, że to przede wszystkim ponadczasowość tego co przez całą karierę tworzył i co sobą w tym czasie reprezentował. Jego muzyka, tak jak i jego osoba, jeszcze wiele lat będzie gościć na ustach wszystkich tych, dla których postać Freddiego Mercurego, to nie “kolejny” rockowy wokalista, lecz wyjątkowy twórca wyjątkowej muzyki. Wykonawca, który wypracował sobie miano „nieśmiertelnego”.