MIUOSH – POWROTY [RECENZJA]

Od premiery ostatniej płyty Miłosza Boryckiego minęły prawie 3 lata. W życiu rapera wiele się przez ten czas zmieniło, co doskonale słychać na najnowszym wydawnictwie. Kiedy w marcu 2017 roku na półki sklepowe trafił POP., wielu starszych słuchaczy zarzucało Panu z Katowic, że odcina już kupony. Sam tytuł może sugerować, jak brzmi album. Miuosh nie zapomniał jednak o swoich muzycznych korzeniach. POP. był bardzo świeży i spójny. Podobnie sytuacja wygląda z dwunastym już longplayem założyciela Fandango Records. Nosi on tytuł Powroty.

Facet ze skrzydłami

Muszę na wstępie zaznaczyć, że płytę z 2017 roku uważam za najlepsze wydawnictwo Miuosha. Raper od paru dobrych lat przełamuje konwencje, eksperymentuje, łączy style i miesza gatunki. Ciągle poszukuje oraz odkrywa nowe ścieżki. Dowodami tego niech będą występy w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia z Jimkiem, rozwinięcie tego projektu z Andrzejem Smolikiem czy koncert Scenozstąpienie na Stadionie Śląskim, na którym pojawiło się ponad 40 tysięcy osób! Nic więc dziwnego, że oczekiwania były spore. I owszem, wymaganiom tym Pan z Katowic sprostał.

Wrażliwość kluczem

Miuosh zaczął pisać teksty na Powroty zaraz po premierze poprzedniego albumu. Jak już wspominałem, od tamtej pory pozmieniało się w życiu rapera. Nic dziwnego więc, że Borycki przelał na muzykę swoje spostrzeżenia, rozliczenia wobec siebie czy podsumowanie kroków, zarówno na ścieżce muzycznej, jak i życiowej. Raper występuje tym razem nie tylko jako mąż i przyjaciel, ale również jako rodzic. Utwór BLCKSTR powstał dla jego córki, a swoją singlową premierę miał w drugą rocznicę jej urodzin. Gościnnie na tym kawałku pojawił się Paluch, z którym Miuosh w przeszłości wielokrotnie współpracował. Na przestrzeni całego wydawnictwa Borycki powraca i nawiązuje do swojej dotychczasowej twórczości. Słuchacze bardziej zaznajomieni z jego dyskografią z pewnością te nawiązania wyłapią. W Lhotse z kolei, artysta sięga do historii polskiego himalaisty, Jerzego Kukuczki. Porusza takie wartości jak odwaga, upartość w dążeniu do celu czy autentyczność, której według muzyka, brakuje obecnie wielu młodym raperom.

Gość w dom…

Na płycie nie zabrakło rzecz jasna innych gości. Oprócz Palucha, pojawili się na niej Natalia Nykiel, Mateusz Konieczny, Mela Koteluk, The Dumplings, Igor Walaszek i Fair Play Quartet. Biorąc pod uwagę gościnki z poprzedniej płyty, taki wybór nie powinien dziwić. Chciałbym móc powiedzieć, że każdy z zaproszonych wniósł coś więcej oprócz wokalu, jednak z tego grona wybiła się, w negatywnym znaczeniu, Mela Koteluk. Jej udział jest po prostu nijaki. Inaczej sprawa ma się chociażby z The Dumplings, którzy dołożyli kilka swoich cegiełek i wyraźnie zaznaczyil swoją obecność. Justyna Święs współtworzyła tekst do utworu Lęk, a Kuba Karaś rzecz jasna zajął się częścią instrumentalną. Jest to według mnie najlepszy gościnny występ na albumie. Na uwagę niewątpliwie zasługuje też trzeci singiel, wydany chwilę przed premierą, Motyle.

Królewski orszak

Tytuł Powroty skutecznie nawiązuje również do warstwy muzycznej. Jej twórcami są sam Miuosh, Maciej Sawoch, Michał Kush, wspomniany już Jakub Karaś oraz Michał Fox Król. Ten ostatni zajął się również złożeniem wszystkiego do kupy i wyprodukował całość. Należą się mu za to pokłony, ponieważ to, co producent zrobił z dostarczonym mu materiałem nasuwa mi pytanie: czy dostaniemy wersję z samymi instrumentalami? Fox po raz kolejny udowodnia, że jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym producentem muzyki elektronicznej w Polsce. Jak przyznał Miuosh, Król jest człowiekiem, który w trakcie pracy nad materiałem potrafi wyciągnąć z szafy jakiś stary, radziecki syntezator. Dźwięki oferowane nam przez Powroty rzeczywiście mogą to potwierdzać. Dostaliśmy zatem między innymi surowe, kojarzące się z początkami rapu bity w świeżej, elektronicznej oprawie. Nasunęły mi skojarzenie zarówno z najciemniejszymi, miejskimi alejkami, jak i tętniącymi życiem ulicami.

Śląskie Lhotse

Najnowsza płyta katowickiego rapera utwierdza mnie w przekonaniu, że skutecznie zerwał on ze środowiskiem hip-hopowym. Można zaryzykować stwierdzenie, że Miuosh powoli tworzy swój własny podgatunek muzyczny. I bardzo mu to wychodzi. Powroty w zasadzie bardziej się wchłania, aniżeli słucha. Cała kompozycja jest spójna, zarówno na płaszczyźnie tekstowej, jak i dźwiękowej. Teoretycznie rapowy album może być również bardziej przystępny dla tych, którzy nie lubują się w muzyce nawijanej. Miejmy zatem nadzieję, że przy okazji następnego wydawnictwa, Borycki pozostanie na obecnej ścieżce.