Kwarantannik #1

Nie wiem, jaki jest dzień tygodnia, wiem, że mamy już kwiecień, ale znacznika w kalendarzu już dawno nikt nie przesuwał. Najwyraźniej wszyscy w domu stracili poczucie czasu. Jak większość studentów, aktualnie żyję raczej w stylu „Okay, dzisiaj wykład na 10, potem dwie godzinki przerwy i następny…”. A może czas zacząć ćwiczyć organizację?

Właśnie, czas… Jakoś do teraz zawsze go brakowało i marzyłam, żeby móc posiedzieć do czwartej nad ranem i oglądać głupi serial, który mimo wszystko mnie wciąga. Kiedy żyję tak już od kilku tygodni (może to już ponad miesiąc?) przestaje sprawiać to przyjemność. Bo co jak obejrzę już wszystko na Netflixie?  A nie wiemy kiedy będzie można wznowić produkcję nowych seriali, filmów, czegokolwiek.

Mam (chociaż nie, powinnam powiedzieć, że miałam) tę możliwość spacerowania po lesie, bo przecież tam i tak nic się nie dzieje. Kiedy na środku drogi postawili szlaban i zakazali wstępu to został mi ogród, na który i tak nie powinnam narzekać, bo to wciąż jakaś alternatywa (w takich momentach cieszę się, że mieszkam na wsi). I tak, niby można przeskoczyć szlaban i trochę się poszlajać, bo przecież ile można siedzieć na tyłku w jednym miejscu, poza tym, niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie poszedł do sklepu tylko po to, żeby się przejść. Ale z drugiej strony ciągle słyszymy o kolejnych chorych, a nie każdy ma ogród, las czy balkon i nie mieszka w małej miejscowości do której listonosz rzadko zagląda, a co dopiero koronawirus. I człowiek czuje się pośrednio winny, więc jednak zostaje w domu i szuka zajęcia.

Niektórzy mogą liczyć na szefów i całymi dniami siedzą w domowym biurze, próbując funkcjonować w zwariowanym czasie. Nie kończące się maile od wykładowców i e-wykłady też są odskocznią. Nigdy nie myślałam, że na wykład z Prawa Prasowego będę mogła przynieść kawę w moim ulubionym kubku. Koniec końców już chyba nigdy nie będę narzekać na to, że znowu muszę wstać na 8, bo słuchanie profesora siedząc w łóżku pod kołdrą może być jeszcze trudniejsze.

Można też liczyć na pomysłowość rodziców, którzy zawsze znajdują dla nas jakieś zajęcie. Wiosna już przyszła więc czas przekopać ogródek, za chwilę święta – dlaczego nie umyć okien, bo przecież po zimie są brudne. Chociaż nie wiadomo czy już wszystko nie jest posprzątane.

Właśnie, święta. Jako osoba, która mianuje się Grinchem każdych świąt (naprawdę, nie przesadzam xD) nigdy specjalnie mi na nich nie zależało, jednak jest mi smutno, że nie będzie to wyglądać tak jak zawsze, a co dopiero muszą myśleć osoby, które wyczekują tych dni. Może jednak ten pomysł z przeniesieniem ich na wrzesień nie był taki zły. Teraz wszystko się przenosi na inny czas. Najbliższe kilka lat będzie ciekawe w skutkach tego nieszczęsnego początku 2020.

Spędzanie czasu z rodziną jest fajne, tym bardziej kiedy studiujesz dość daleko i nie możesz sobie pozwolić na częste powroty do domu. Posiedzenie na kanapie z mamą i słuchanie teorii spiskowych o COVID jest zabawne, a próby zbicia jej teorii argumentami racjonalnymi myślami i badaniami i tak nic nie da.

A jeżeli już naprawdę nie wiecie co robić to zawsze zostaje obejrzenie po raz 20 ulubionego filmu, upieczenie gigantycznej ilości ciastek, czy nauczenie się robić na drutach.