KoRn – Requiem [Recenzja]

Nu-Metalowcy z Kalifornii nie kazali czekać długo na swój powrót! Zaledwie dwa i pół roku temu zespół Korn wydał świetnie przyjętą przez fanów i krytyków płytę The Nothing, która niejako była powrotem do typowo mroczniejszych korzeni tego zespołu. A od 4 lutego możemy cieszyć się nowym albumem pt. Requiem. Czy nowe wydawnictwo kontynuuje trend powrotu do przeszłości? Wyciągajcie z szafy koszulki z laleczką, zaplatajcie dredy i wybierzmy się do przełomu lat 90′ i 00′!

Tło zapowiadające premierę nowej płyty grupy Korn, Fot Facebook

Korn nie kazał na siebie czekać

Tak, jak wspomniałem we wstępie, grupa nie kazała na siebie czekać. Poprzedni album grupy został wydany we wrześniu 2019, a w listopadzie 2021 mogliśmy cieszyć się nowym singlem. Właśnie tego dnia na serwisy streamingowe trafił numer Start The Healing, który zdecydowanie zapowiedział kontynuowanie trendu z płyty The Nothing. Podobnie, jak u poprzedniczki można usłyszeć zdecydowany powrót zespołu do połowy lat dziewięćdziesiątych, gdzie powstały takie arcydzieła, jak KoЯn czy Follow The Leader. Taki powrót do przeszłości mógł być następstwem krytyki nowych albumów zespołu, które zdecydowanie oddalały się od korzeni zespołu. To odejście zraziło starych fanów, ale przysporzyło kapeli też nowych słuchaczy, którzy obserwują zespół w ponownym rozkwicie.

Singiel promujący płytę

Kontynuacja trendu

Tak, jak wspomniałem wyżej, zespół na pewno przeżywa ponowny rozkwit. Powrót do nieco mroczniejszych klimatów muzycznych, ostre riffy na gitarach, które mają siedem strun i mocne brzmienie gitary basowej. Tymi rzeczami zespół dał się poznać na początku, pewnie moje stwierdzenie będzie dla niektórych oczywiste, ale trzeba powiedzieć, że stary dobry Korn do nas wrócił. Jedynym, co wyróżnia nową płytę od pierwszych wydawnictw, to mniejsza ilość elektroniki. Jednak myślę, że wstawki elektroniczne będą nam rekompensowane na żywo. Ponadto warto wspomnieć, że nadchodząca trasa koncertowa będzie pełna nowości, bo zostanie zaprezentowany materiał z aż dwóch płyt. Z jednej strony może się to wiązać z pominięciem niektórych perełek. Jednak z drugiej strony zespół może się zdecydować na długi i naprawdę przekrojowy set. Jednak, jak będzie naprawdę przekonamy się, gdy zespół pojawi się w Europie. No, o ile trasa się odbędzie.

Dojrzałość

Generalnie, teksty zespołu od samego początku poruszały zdecydowanie tematy, do których trzeba było dojrzeć. Świetnym przykładem będzie numer Daddy, który znalazł się na debiucie. Jednak w przypadku Requiem dojrzałość postrzegam przez pryzmat wieku. Zespół debiutował, gdy członkowie mieli około dwudziestu trzech lat, jednak od tamtej chwili minęło prawie trzydzieści lat. Mamy tu świetny przykład, że zespół nie dojrzał, tylko takową dojrzałość utrzymał. Dodatkowo świetnie starzejący się głos wokalisty dopełnia obrazu, jakoby zespół był cały czas czymś świeżym, co może nas jeszcze zaskoczyć.

Drugi z singli promujących płytę zespołu Korn

Krótko o trackliście

Na płytę Requiem składa się dziewięć piosenek, które łącznie trwają pół godziny. Grupa zdecydowanie postawiła na jakość, a nie ilość (Iron Maiden uczcie się). Utwory trwają mniej więcej trzy minuty, jeden natomiast trwa cztery. Korn nie bawi się w niepotrzebne solówki, dziwne progresywne wstawki czy wokalizacje na siłę. Oni doskonale wiedzą czego chcą i właśnie to nam dają. Płytę rozpoczyna numer Forgotten, który na dzień dobry kopie. Następne pozycje zdecydowanie nie odchodzą poziomem. Na płycie wyróżniają się numery Start The Healing, Hopeless and Beaten oraz Worst Is On Its Way. Ten ostatni, który jednocześnie zamyka krążek, puszcza oczko do fanów. Nie będę wam mówił, w jaki sposób. Powiem tylko, że jak znacie największe przeboje kapeli, to na pewno je wyłapiecie.

Słowem podsumowania

Płyta jest zdecydowanie tym, co chciałem usłyszeć. Chce się rzec: krótko, zwięźle i na temat. Powrót do przeszłości w przypadku zespołu jest strzałem w dziesiątkę. Może i zdarzają się jakieś małe niedociągnięcia, ale są one na tyle niezauważalne, że nie odbierają mi radości z słuchania. Płyta zdecydowanie wpisuje się do metalowej topki 2022, a mamy dopiero luty. Jeżeli jaraliście się Kornem w gimnazjum, tak samo jak ja, to ta płyta będzie wręcz idealnym powrotem do przeszłości.

Tracklista:

  1. Forgotten
  2. Let The Dark Do The Rest
  3. Start The Healing
  4. Lost In The Grandeur
  5. Disconnect
  6. Hopeless And Beaten
  7. Penance To Sorrow
  8. My Confession
  9. Worst Is On Its Way