Nieprzerwanie od 1995 roku, Foo Fighters tworzą i pozwalają nam odkrywać nowe aspekty swojej muzyki. Medicine At Midnight planowana była wraz z huczną trasą koncertową, na którą przyjdzie nam jeszcze poczekać. Czy tym razem również usłyszymy tak dobrze znane już riffy i charakterystyczne brzmienie?
Najkrótszy wydany materiał
Medicine At Midnight bez wątpliwości jest najkrótszym do tej pory albumem Foo Fighters. W jego skład wchodzi dziewięć utworów, trwających łącznie jedynie 36 minut. Jest to też materiał najbardziej różniący się od wszystkich poprzednich. Muzycy tworzą przede wszystkim dla zabawy, co bardzo często podkreślają. Być może to właśnie dlatego otrzymaliśmy najbardziej pozytywną i popową z płyt.
Foo Fighters w nieco innej odsłonie
Twórczość Dave’a Grohl’a i zespołu jest z pewnością jedną z kluczowych, które ukształtowały moje postrzeganie muzyki. Przywykliśmy już do ich brzmienia i pomimo różnic pomiędzy poszczególnymi wydawnictwami, charakter FF pozostawał bez zmian. Tym razem posłuchać możemy nieco innego materiału. Według wielu opinii był to klimat i album niezwykle potrzebny w panującej sytuacji.
Charakter utworów
Tracklistę otwiera wpadające w ucho Making A Fire, z damskim chórkiem w tle. Usłyszeć można tam córkę samego Grohl’a, a utwór idealnie oddaje charakter reszty albumu. Kolejne Shame Shame, wydane jako pierwsze, najbardziej odbiega od pozostałych. Od początku planowano, że to właśnie ten singiel usłyszymy najwcześniej, miało to przygotować fanów na klimat odmienny od tego, do którego zdążyliśmy przywyknąć. Następnie słyszymy Cloudspotter – beat w funkowych klimatach, a tak znane już brzmienia w trakcie refrenu tworzą razem ciekawie spójną całość.
Czwarty utwór – Waiting On A War, został napisany przez Dave’a dla najmłodszej córki. Jako dziecko żył w ciągłym strachu przed wojną, która może nadejść w każdej chwili. Nie chciał żeby jego dzieci również musiały żyć z tym uczuciem, a przecież każde z nich zasługuje na przyszłość. Jest to najbardziej refleksyjny ze wszystkich napisanych utworów.
Kolejne na liście, tytułowe Medicine At Midnight, to zdecydowanie jeden z najlepszych tracków na albumie. Wielu doszukuje się tutaj inspiracji ponadczasowych Let’s Dance autorstwa David’a Bowie’go. Najmocniejszy i najbardziej przypominający kultowe rytmy Foo Fighters pozostaje No Son Of Mine. Pełen energii, wyróżnia się na tle rockowo-popowej listy, z pewnością porwie jeszcze nie na jednym koncercie zespołu. Siódmy już, Holding Poison, również nieco bardziej przypomina starsze kawałki i stanowi złoty środek pomiędzy poprzednim i następnym utworem.
Chasing Birds przypadła rola ballady albumu. Delikatna, pełna akustycznego brzmienia i słyszalnych wpływów twórczości zespołu The Beatles. Zdecydowanie jeden z przyjemniejszych utworów do odsłuchu i bardzo miła niespodzianka, biorąc pod uwagę muzyczne inspiracje.
Całość kończy track Love Dies Young, energiczny i skoczny, z dobrą warstwą liryczną. Stanowi dobre podsumowanie zarówno płyty jak i dorobku muzyków. Być może nie jest to najlepszy utwór z wyżej wymienionych, jednak bez wątpienia spełnia się jako zamknięcie albumu.
W oczekiwaniu na trasę Foo Fighters
Medicine At Midnight jest przyjemną odskocznią od dotychczasowej twórczości, nie ujmując przy tym charakterowi zespołu. Na pewno warto zapoznać się z materiałem i samemu ocenić próby brzmieniowe, które nam przedstawiono. Nie pozostaje nic innego jak czekać na możliwość sprawdzenia energii najnowszego repertuaru Foo Fighters na koncertowych scenach.