5 Seconds of Summer – 5SOS5 [Recenzja]

Zespół 5 Seconds of Summer przez ostatnie miesiące zajmował się promocją nadchodzącego wydawnictwa, podczas międzynarodowej trasy koncertowej zatytułowanej Take my hand. Artyści zawitali także do Polski, dając publiczności najwyższej jakości show na krakowskiej Tauron Arenie w kwietniu tego roku. Po sukcesach, jakie odnosiły poprzednie wydawnictwa zespołu, zarówno fani, jak i krytycy muzyczni, oczekiwali spójnego, charakternego krążka z dużą dawką eksperymentalnych brzmień. Czy 5SOS5 spełnia oczekiwania?

Spełnione oczekiwania

5SOS5 to zdecydowanie najbardziej świadome wydawnictwo w dyskografii zespołu. Potwierdzają to single, które stanowią doskonałą promocję najnowszego krążka. Zarówno COMPLETE MESS, Me Myself & I, Take My Hand, jak i BLENDER świetnie odzwierciedlają stylistykę panującą na albumie, co ostatecznie jeszcze pozytywniej wpływa na odbiór całej kompozycji. Często bywa tak, że dobre single zwiększają oczekiwania słuchaczy względem zbliżającego się wydawnictwa. Jeśli odbiorcy nie dostają choć namiastki tego, co zostało zaprezentowane w kawałkach promujących, stają się rozczarowani i sfrustrowani. Na szczęście w przypadku 5SOS5 żaden z kawałków promujących nie zawodzi.

COMPLETE MESS jest pierwszym utworem na trackliście. Wprowadza odbiorcę w poczucie nostalgii w zwrotkach, aby z każdym refrenem przełamywać ten stan charakternymi, uderzającymi brzmieniami. Ten kawałek przypomina mi nieco utwór Never Be, który znajduje się na ich pierwszym, pełnowymiarowym wydawnictwie z 2014 roku. Sinusoida budowania napięcia w obu tych kompozycjach jest do siebie bardzo zbliżona. Osobiście uwielbiam ten rodzaj balansowania intensywnością dźwięków między refrenem, a zwrotkami.

Siła singli

Jednym z mocniejszych kawałków na 5SOS5 jest Take My Hand. Utwór miał ogromne znaczenie w kontekście promocji albumu na tegorocznej trasie koncertowej zespołu. Uderzający wokal Luke’a Hemmings’a połączony jest z subtelnymi chórkami i fantastyczną perkusją, za która odpowiada oczywiście Ashton Irwin. Refren w My Myself & I to również absolutny popis wokalny leadera zespołu. Wśród singli znajduje się także utwór BLENDER. To już z kolei zupełna inna bajka kompozycyjna. Szybki, energiczny kawałek, w którym dominują gitarowe brzmienia w wykonaniu Calum’a Hood’a i Michael’a Clifford’a to podobno ulubiona kompozycja członków zespołu. Mnie osobiście brakuje w niej balansu. Dynamiczna warstwa instrumentalna wydaje się być nad wyraz chaotyczna, przez co zaburza przemyślaną, ekspresyjną lirykę.

Zmiany i ewolucja sceniczna na 5SOS5

Nie ulega wątpliwości, że stylistyka, jaka towarzyszy najnowszym wydawnictwom australijskiego zespołu 5 Seconds of Summer, niewiele ma wspólnego z ich pierwszymi kawałkami. Aż trudno uwierzyć, że od premiery debiutanckiej epki minęło już 10 lat. Zespół na początku swojej działalności bazował na pop-rockowych i pop-punkowych brzmieniach. Ich rozpoznawalność wzrosła w momencie, kiedy stali się supportem One Direction, podczas trasy koncertowej Take Me Home. Singiel She Looks So Perfect zdobył ogromną popularność na arenie międzynarodowej, otwierając tym samym drzwi do sławy czterem, młodym, początkującym muzykom. W 2018 roku wydali oni album Youngblood, który – w moim mniemaniu – nadal pozostaje najlepszym albumem w dyskografii zespołu. Nie da się jednak ukryć, że 5SOS5 jest w wielu aspektach lepsze od Youngblood.

Przede wszystkim dominują tu nostalgiczne, nastrojowe kawałki. Zespół chyba w końcu znalazł sposób na połączenie rockowej energii z eksperymentalnym, nastrojowym pop brzmieniem. Fundamenty tych działań dostrzegalne były już w Youngblood i CALM, ale na ostatnim krążku są one zdecydowanie najbardziej świadome i dojrzałe. Przeważają spokojne utwory z charakternymi refrenami. Komponowanie muzyki w ten sposób zawsze będzie budowało pozytywne napięcie i robiło wrażenie na słuchaczach. Takie kawałki doskonale wypadają także w wersji live.

Refleksje i sentymenty

Pierwsze 5 utworów to absolutne perełki na albumie. Oprócz wspomnianych już singli, topowe miejsca na trackliście zajmują Easy For You To Say oraz Bad Omens. Nie znajduję słabego punktu w żadnym z tych kawałków. Warstwa liryczna chwyta za serce, skłania do refleksji i wprowadza słuchacza w poczucie nostalgii. Pojawiające się w Easy For You To Say klawisze zapewniają nową jakość, która pod koniec utworu zostaje przełamana intensywnym, mocnym brzmieniem gitar i perkusji. Na szczególne wyróżnienie zasługuje także utwór You Don’t Go To Parties. Możemy usłyszeć tu solówki Calum’a w zwrotkach, które stanowią ciekawe przełamanie dla wyraźnej, tenorowej barwy Luke’a. Ten prosty kawałek ma wiele ekspresyjnych, zaskakujących momentów. Wystarczy poczekać do drugiej minuty utworu, aby dostrzec prawdziwą moc gitarowego brzmienia, połączonego z fenomenalnym popisem perkusyjnym Ashton’a.

Małe ALE

Ten album mógłby sprawiać wrażenie jeszcze dojrzalszego i bardziej świadomego, gdyby nie znajdowało się na nim aż 19 utworów. Cała albumowa kompozycja trwa ponad godzinę. Kawałki zajmujące ostatnie miejsca na trackliście, nie robią wrażenia pod kątem warstwy instrumentalnej. Gdyby zabrakło ich na 5SOS5, album z pewnością nie straciłby na jakości.

Liryka to zdecydowanie najmocniejsza strona tego albumu. Wierni, wieloletni słuchacze doceniają utwory Best Friends i Emotions. Spotkały się one z ciepłym odbiorem ze względu na liczne odwołania do sentymentalnych, znaczących momentów z przeszłości zespołu. Fani z pewnością czekali na kompozycje, które będą tak samo emocjonalne i głębokie, jak uwielbiany kawałek Jet Black Heart z płyty Sounds Good Feels Good. Utwór ten ma olbrzymie znaczenie zarówno dla samego zespołu, jak i ich wiernego fanbase’u. Trzeba przyznać, że moc, jaka płynie z tego wieloletniego kawałka, przy każdym odsłuchu robi ogromne wrażenie i powoduje ciarki na skórze.

5SOS5 jako niezależne, świadome wydawnictwo

5SOS5 to zdecydowanie najbardziej spójne wydawnictwo w całej dyskografii 5 Seconds of Summer. Autentyczność zawsze wydawała się być mocną stroną zespołu, ale dopiero przy 5SOS5 widać i słychać, jaka stylistyka rzeczywiście drzemie w ich sercach. Chwytliwe, komercyjne utwory o niegrzecznych dziewczynkach i bieliźnie znanej marki zostały zastąpione intymnymi, refleksyjnymi opowieściami o zawiłych uczuciach, romantycznych rozterkach, trudnych momentach w życiu prywatnym oraz doświadczeniach związanych z ich przyjaźnią. Dojście do tego miejsca w karierze zajęło im dekadę. Mimo prostoty liryki, żadnego z utworów nie można nazwać płytkim, czy banalnym. Fani zespołu z pewnością usatysfakcjonowali są także większą ilością solówek w wykonaniu Calum’a i Michael’a. Płyta zwiastuje naprawdę nową jakość australijskiego zespołu. Z niecierpliwością czekam na kolejne produkcje w ich wykonaniu.

Sprawdź naszą relację z koncertu 5 Seconds Of Summer w Polsce!

Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/