Zaginione Miasto – Indiana Jones w cekinach

Ostatnio obserwujemy wielki powrót Hollywood do starego, dobrego i prostego kina przygodowego. Tropikalne krajobrazy, starożytny grobowiec i bohater w kapeluszu – choć tym razem Zaginione miasto odsłoni przed nami Sandra Bullock w cekinowym kombinezonie.

Plakat promujący film „Zaginione Miasto"
Źródło: kino.krakow.pl

Rozrywka, której nigdy nie mamy dosyć

O tym, że kicz i tandetne historyjki sprzedają się najlepiej, doskonale wie główna bohaterka filmu Zaginione miasto – Loretta Sage (Sandra Bullock). Autorka książek romantyczno-przygodowych, za którymi uganiają się spragnione tropikalnego romansu kobiety po 30-stce, przeżywa jednak kryzys twórczy. Załamana po śmierci męża archeologa, decyduje wycofać się z biznesu w dniu premiery swojej nowej książki. Tego samego dnia zostaje jednak porwana. Odpowiedzialnym za uprowadzenie okazuje się zafiksowany na punkcie ukrytych skarbów miliarder – Fairfax (Daniel „Harry Potter” Radcliffe). W ślad za wywiezioną na Dominikanie autorką, na ratunek wyrusza jej okładkowy model, a nasz (obowiązkowy) filmowy mięśniak – Alan (Channing Tatum).

Czasem miewam wrażenie, że wśród hollywoodzkich producentów krąży jeden, legendarny „scenariusz filmu przygodowego”. Dżungla, wykopaliska, szalony biznesmen i rodzący się romans. Jednak z drugiej strony, czy nie tego oczekujemy od gatunku? Jest w tym coś ujmującego, że mimo tak podobnych historii, poszukiwanie starożytnych świątyń nigdy nam się nie nudzi. Tę właśnie lukę w gustach filmowych społeczeństwa postanowili wykorzystać producenci Zaginionego miasta z Sandrą Bullock na czele.

Zaginione miasto i sprawdzony przepis na hit

Idąc do kina na Zaginione miasto, nie miałem innych oczekiwań poza czystą rozrywką w dżungli z Bradem Pittem (który swoją drogą kradnie całe show). Jak to zazwyczaj bywa z nastawieniem, okazało się błędne. Nie od dziś wiadomo, że producenci uwielbiają chować scenariusze pisane na kolanie pod płaszczykiem fenomenalnej obsady. Tutaj ta zasada nie do końca znajduje uzasadnienie.

Sandra Bullock, Channing Tatum, Brad Pitt i „Harry Potter” to z pewnością potężny potencjał aktorski jak na jeden film. Jest tu nawet Oskar z The Office. A jednak! Scenariusz nie wymusza rozpaczliwego łapania się za głowę, ale potrafi nawet porządnie wciągnąć i rozbawić trafionymi gagami. Fabuła jest rzeczywiście banalna, głupio śmieszna i miejscami ckliwa, ale tym się właśnie broni – prostotą! Reżyserzy – Aaron i Adam Nee oraz Sandra Bullock doskonale zdawali sobie z tego sprawę, inwestując w film prawie 75 milionów dolarów.

Ale jednak ta obsada…

O tym, że epizodyczna rola Brada Pitta najemnika-zabijaki, jest totalnym hitem filmu, już wspomniałem. Aktor fenomenalnie parodiuje wszystkich bohaterów kina akcji wyruszających na ratunek reszcie ekipy. Humor, szybka pięść i oczywiście jakaś przekąska – mamy esencję sensacyjnego wcielenia Pitta. Sandra Bullock i Channing Tatum stanowią natomiast świetny duet, który wypada naprawdę zabawnie i przekonująco. Historia miłosna pełna dissów i podchodów, mimo iż lekko kiczowata i niewymyślnie napisana, wciąż pasjonuje i skutecznie bawi.

Gwiazda Miss Agent to już klasa sama w sobie. Widać, że w komedii romantycznej czuje się równie dobrze, jak pijawki na plecach Alana. Tatum jednak nie ugina się pod kobiecą aurą swojej partnerki. Nie jest to kwestia wielkiej klaty, a prawdziwego talentu aktora, który podobnie jak Bullock, w gatunku komediowym czuje się świetnie. W tym wszystkim przewija się jeszcze Daniel Radcliffe, który w roli szalonego miliardera przysłowiowo w kaszę sobie dmuchać nie daje.

Zaginione miasto – czy jest czego szukać?

Zaginione miasto na ten moment dobrych ocen nie zbiera i prawdopodobnie nigdy się to nie wydarzy, a jednak wciąż zachęcam. Jak już wspomniałem na początku, prosty i głupio-śmieszny film to nic złego! Po to powstało kino, żebyśmy mogli się rozerwać i na chwilę uciec od rzeczywistości. Dlaczego by więc nie wybrać się na Dominikanę? Pośmiać się z Sandry Bullock w różowych cekinach, uciekającej przed „Harry Potter”? Daniel Radcliff opisał proces twórczy filmu jednym zdaniem: It was a huge amount of fun. Takiego samego podejścia do Zaginionego Miasta wszystkim życzę.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj ->meteor.amu.edu.pl/programy/kultura