„I tak po prostu…” coś się kończy, a coś zaczyna

Serial „Seks w wielkim mieście” stał się hitem końca lat 90. oraz początku pierwszej dekady XXI wieku, a w grudniu ubiegłego roku ukazała się kontynuacja kultowej serii. W „I tak po prostu…” znów zostajemy wciągnięci w historię przyjaciółek z Nowego Jorku, jednak tym razem mierzą się one z zupełnie nową rzeczywistością. Czy najświeższe dzieło Darrena Stara ma szansę powtórzyć sukces bestsellerowego cyklu? 

Sentyment przepisem na sukces? 

Podejrzewam, że nie ma osoby, która nie kojarzy „Seksu w wielkim mieście”. Z pewnością też wielu od razu po wspomnieniu tego tytułu widzi oczami wyobraźni niezwykłe stroje Carry. Nie pomylę się zapewne, jeśli postawię tezę, że dla wielu fanów serialu wiadomość o jego kontynuacji wywołała uczucie, że jest to coś, co muszą zobaczyć. 

Mimo że sama nie byłam wierną fanką i serię oglądałam sporo po premierze, poczułam przemożną wręcz potrzebę zobaczenia „I tak po prostu…”. Nie zraziły mnie nawet niezbyt pochlebne opinie, które pojawiły się po pierwszych odcinkach. Okazuje się, że intuicja mnie nie zawiodła. 

Po prostu problemy 

Lata 20. XXI wieku nie należą do najłatwiejszych. Pandemia i twardy lockdown mocno dały się wszystkim we znaki, a przecież wciąż trzeba nadążać za zmienną rzeczywistością. Jak radzą sobie z tym niegdyś przebojowe i wyzwolone przyjaciółki? Carry, Miranda i Charlotte nie są już szalonymi młodymi kobietami. Każda z nich ma swoje życie i na swój sposób stara się znaleźć na nie przepis po pięćdziesiątce. Wszystkie czują upływający czas, ale żadna nie chce zwalniać tempa i uchodzić za staruszkę.  

W wyglądzie bohaterek zdecydowanie widać upływ czasu, jednak początkowo ma się wrażenie, że jednak ktoś zamroził je na 20 lat. Wydają się nieco odstawać od rzeczywistości i nie do końca się w niej odnajdywać. Być może to przez przypominaną co jakiś czas pandemię i związane z nią zamknięcie w domach? Jednak każdy kolejny odcinek sprawia, że coraz bardziej wsiąkamy w problemy i codzienne zmagania Caroline i jej dwóch przyjaciółek.

Trzy lepsze niż cztery? 

Jeszcze przed wyemitowaniem serialu twórcy ujawnili, że na ekranach nie zobaczymy Kim Cattrall, czyli serialowej Samanty. Dla wielu fanów ta informacja stała się powodem do całkowitego przekreślenia nowej serii. Faktycznie cięte żarty dodawały opowieści charakteru i da się odczuć jej brak. Czy jednak jej postać okazuje się zupełnie niezastąpiona? Nie powiedziałabym. 

Nowe postacie nie tylko wprowadzą powiew świeżości, ale także w pewnym sensie wypełnią lukę po niezastąpionej Samancie. Jednocześnie jednak twórcy nie dają widzom o niej zapomnieć, więc kto wie, może doczekamy się jej powrotu przed finałowym odcinkiem serii? 

„I tak po prostu…”, czyli coś pomiędzy 

Czasami fakt, że serial lub film nie okazały się wielkim sukcesem, nie oznacza jednocześnie, że jest kompletną klapą. Dokładnie tak jest z najnowszym dziełem Darrena Stara. Czy warto je zobaczyć? Tak, choćby po to, aby wyrobić sobie własne zdanie. Czy pierwsze odcinki do tego wystarczą? Zdecydowanie nie. Dlatego polecam nie rezygnować po pierwszych dwóch rozdziałach i sprawdzić, jak rozwija się historia w kolejnych.  

Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj -> meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/