Gdy muzycy osiągają status ikony, nie potrzebują nazwiska. Takich przypadków jest niewiele – bo niewiele jest też gwiazd, które osiągnęły sukces na taką skalę. Nie trzeba interesować się światem popkultury, by wiedzieć kim jest Madonna, Beyoncé, czy Cher. Podobne zasady działają w świecie alternatywnym. Jedną z najpopularniejszych artystek muzyki awangardowej była – i po dziś dzień jest – Björk. Nieco ponad trzydzieści lat temu funkcjonowała na scenie jako Björk Guðmundsdóttir – frontmenka zespołu The Sugarcubes. Zespołu, który został obwieszczony przez magazyn Rolling Stone „największą grupą rockową pochodzącą z Islandii”. Oto jego historia.
Lata 80. na świecie i na Islandii
Mamy rok 1986. Whitney Houston wygrywa swoją pierwszą nagrodę Grammy, The Smiths wydają swój opus magnum The Queen Is Dead, na ekrany kin wchodzi spektakularny Top Gun, a w muzyce króluje punk i rock’n’roll. To w tym roku swoje pierwsze kroki na islandzkiej scenie stawia zespół The Sugarcubes. Zespół, który wkrótce będzie na językach całej Europy. O islandzkiej muzyce nie było wówczas głośno, podobnie jak o samej Islandii. Rozwijające się tam formacje tworzyły i grały lokalnie, nie wychodząc poza granice maleńkiej wyspy skutej lodem. Mimo, że powstało tam wiele radiowych, popowych przebojów w języku angielskim, to świat pozostał na nie obojętny. Jak na przekór, międzynarodową sławę osiągnął właśnie zespół The Sugarcubes. Głośny, punkowy i ekscentryczny w całej swojej okazałości.
Na lata 80. przypada eksplozja muzyki punkowej na Islandii. Niemalże każdy nastolatek grał w miernym, garażowym zespole. A jeśli w nim nie grał, to skrycie marzył, że wkrótce to on zaprezentuje się światu i stanie się międzynarodową sensacją. Lecz ta rola była zarezerwowana tylko dla paru osób. Wśród nich była Björk – cudowne dziecko, które w wieku jedenastu lat nagrało debiutancką płytę. Jako nastolatka flirtowała z jazzem i gotyckim rokiem, lecz swoje miejsce znalazła gdzieś pomiędzy popem a punkiem. Podobną ścieżkę przebyli pozostali członkowie The Sugarcubes – Einar, Þór, Bragi, Magga i Sigtryggur. Ich drogi wielokrotnie się przecinały, aż wreszcie nadszedł moment przełomowy – piątkowy wieczór, podczas jednej z mocno zakrapianych imprez.
Początki The Sugarcubes
Gdy narodziło się The Sugarcubes, to był żart. Upiliśmy się i zdecydowaliśmy, że to idealna pora, by założyć popowy zespół.
Björk, 2015
Żart stał się rzeczywistością. Na początku swojej działalności tworzyli lokalnie i robili wszystko, by pozostać w muzycznym podziemiu. Gdy wszyscy dookoła śpiewali po angielsku, oni wiernie trzymali się islandzkiego. Gdy inni grali rock i pop, oni eksperymentowali z głośnym, szalonym punkiem. Choć z całych sił próbowali być zespołem tylko dla koneserów, interesowało się nimi coraz więcej osób. Byli zwyczajnie skazani na sukces, ot co. Wtedy nadszedł czas, by zamknąć swoją muzykę na słynnym krążku CD. Był jeden problem: byli nadal zbyt niszowi, by wytwórnia zaproponowała im współpracę, której koszty będą pokryte w stu procentach. Nie ma jednak problemu bez rozwiązania. Zaprojektowali i sprzedali pocztówki przedstawiające Michaiła Gorbaczowa i Ronalda Reagana podczas spotkania w Reykjaviku. Do zarobionej sumy dołożyli trochę oszczędności oraz niewielką sumę zarobioną na koncertach, resztę ufundowała wytwórnia. I wreszcie – choć bardzo tego nie chcieli – znaleźli się tylko krok od międzynarodowej sławy.
Jak The Sugarcubes podbili świat
Przełomowym momentem stały się dwudzieste pierwsze urodziny Björk – wtedy zespół oficjalnie wydał swój pierwszy singiel Ammæli. Popową, luźna kompozycję, której nie zabrakło szczypty dziwaczności w postaci trzasków i krzyków wokalistki. Rok później światło dzienne ujrzała anglojęzyczna wersja zatytułowana Birthday. Wówczas rozpoczęła się lawina. Jeden z brytyjskich magazynów muzycznych uznał piosenkę za kawałek tygodnia, a reakcja łańcuchowa tylko przyspieszała. Są najlepszym zespołem od czasów The Smiths – pisano w gazetach. W efekcie The Sugarcubes podpisali kontrakt obejmujący trzy albumy studyjne. Jeszcze zanim płyta została skończona, zagrali przed Iggym Popem i Bowiem, a także wystąpili w sławetnym programie SNL. Zaczęli przecierać szlak, którym nigdy wcześniej nie szedł żaden islandzki muzyk.
To historia o romansie pomiędzy pięcioletnią dziewczynką, tajemnicą, a mężczyzną, który mieszkał obok. Ciągle zmieniałam zdanie, o czym właściwie powinien być tekst tej piosenki. Miałam w głowie klimat, który chcę stworzyć, ale nie słowa. Ostatecznie padło na doświadczenie, które sama pamiętam z mojego dzieciństwa. Jest o dorosłym, pięćdziesięcioletnim mężczyźnie, który wpływa romantycznie na marzenia małych dziewczynek. Nic się oczywiście, pomiędzy nimi nie dzieje, ale to uczucie jest naprawdę silne. Wybrałam ten temat, by udowodnić, że wszystko może wpływać na nas sensualnie; człowiek, drzewo, cokolwiek.
Björk o piosence Birthday
Life’s Too Good – wymarzony debiut
Zespołem zainteresowały się również inne wytwórnie muzyczne. Proponowały im znacznie większe wynagrodzenie niż One Little Indian, lecz nie oferowały pełnej kontroli nad wizerunkiem i brzmieniem. Wolność artystyczna była dla nich ważniejsza niż pieniądze. Zważywszy też na to, że zespół powstał jako żart i nikt nie spodziewał się wcześniej, że zarobią na nim cokolwiek. A jednak – ich debiutancki krążek Life’s Too Good sprzedał się w dziesiątkach tysiącach kopii. Pozostało w nich coś z początkowej satyry, bo tytuł płyty również jest ironiczny. To spojrzenie na przesłodzoną, kolorową muzykę pop w krzywym zwierciadle. Być może to ich punkowe, awangardowe granie urzekło publikę. Być może to charyzmatyczna wokalistka, która na scenie nikogo nie udawała. Była dziwna, w najlepszym tego słowa znaczeniu, szalona i zmieniała się w koncertowe zwierzę. Raz śpiewała sopranem, raz krzyczała do mikrofonu do zdarcia gardła, porywając tłumy zbuntowanych dzieciaków, które stały pod sceną.
Trudno jednoznacznie zaklasyfikować Life’s Too Good. Członkowie zespołu bawią się gatunkami i stylami. Zamknęli na tym krążku gitarowe riffy indie rocka, elektronikę, która była kojarzona głównie z muzyką taneczną, a także ciężkie granie i gniew punka. To wszystko pod płaszczykiem wygładzonych, popowych brzmień. Najważniejsza dla publiki była ich autentyczność. Nie udawali kogoś, kim nie byli. W świecie, w którym muzyka coraz bardziej skręcała w stronę komercjalizacji, oni grali dla czystej przyjemności grania i tworzenia. Trzeba jeszcze uwzględnić czynnik świeżości i nowości. Zespół, który przybył z odległej Islandii – tak zapowiedziano ich w programie SNL. Dla muzycznych geeków, którzy nieustannie szukali w alternatywnym podziemiu czegoś nowego, The Sugarcubes spadli z nieba. Zmęczeni dobrze znanymi zespołami, które były na wyciągnięcie ręki, zakochali się w czymś obcym i nieznanym.
Szybki początek, szybki koniec
Jak szybko rozbłysnęli na muzycznym firmamencie, tak szybko zgaśli. Rok po premierze debiutu wydali drugi krążek, który nie zdał testu. Here Today, Tomorrow Next Week! nie oferował nic nowego, nic odkrywczego. Zespół też nie miał pomysłu, jak rozegrać kolejne lata wspólnego grania. Zwyczajnie nie spodziewali się, że dotrwają do etapu, w którym będą pracować wspólnie nad kolejnym krążkiem. Mimo chłodnego odbioru, wyruszyli w pierwszą trasę koncertową. Udowodnili tym samym, że są zdecydowanie zespołem koncertowym, a nie studyjnym. Bo to pod sceną The Sugarcubes pokazywali swoją charyzmę i talent w pełnej okazałości. Próby nie przetrwał nie tylko drugi album, ale też sam zespół. Jeszcze podczas trwania tournée rozpoczęły się pierwsze spięcia pomiędzy muzykami, którzy ostatecznie zawiesili działalność.
Oprócz przyjaźni i miłości do punkowego grania łączyło ich coś jeszcze. Kontrakt, który opiewał nie na dwa, a na trzy krążki. Chcąc nie chcąc, udali się do studia, z którego wyszli tryumfalnie wraz z ich ostatnim wspólnym dziełem – Stick Around For Joy. Nazwałbym to jednak pierwszym dziełem Björk, bo więcej jest w nim solowego ducha wokalistki, niżeli eksperymentalnego brzmienia zespołu. Ze sceną pożegnali się w wielkim stylu – otwierając amerykańską część trasy koncertowej U2 – Zoo TV Tour. Czy można sobie wyobrazić bardziej epickie zakończenie działalności? Nie wydaje mi się.
Mocny początek, mierny środek i piękny finał. Tak wyglądała ścieżka The Sugarcubes. Ścieżka, którą przetarli innym islandzkim wokalistom. Dla Björk był to etap przejściowy. Okres, na oswojenie się ze sceną, nawiązanie pierwszych kontaktów i pozwolenie się poznać publiczności. Już rok po rozpadzie formacji wydała pierwszy solowy krążek – Debut – nad którym pracowała od jakiegoś czasu. Na początku lat 90. porzuciła nie tylko kolegów z zespołu, ale też nazwisko, i stała się jedną z najbarwniejszych postaci sceny awangardowej. Ale to już zupełnie inna historia.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/