Tam triumf Lecha, gdzie koziołki Bodo się [ANALIZA WIDEO]

Lech
Mikael Ishak i Jesper Karlström cieszą się z gola w meczu z Bodø/fot. lechpoznan.pl

Poznański Lech dokonał historycznego wyczynu. Jako pierwsza polska drużyna od 32 lat awansował wiosną do kolejnej rundy europejskich pucharów. Na swojej drodze musiał zmierzyć się z bardzo dobrym przeciwnikiem, norweskim Bodø/Glimt, które w ostatnim latach toczyło zaciekłe pojedynki z takimi markami, jak AS Roma czy londyński Arsenal. W jaki sposób Kolejorz uzyskał awans do 1/8 finału Ligi Konferencji Europy? W znalezieniu odpowiedzi na to pytanie posłuży analiza wideo dwumeczu polsko-norweskiego.

Bodø/Glimt 0-0 Lech Poznań

Kolejorz w pierwszym meczu w Norwegii starał się wykorzystać w ataku wysoko ustawioną linię obrony Bodø. Często obok dwójki stoperów pojawiał się środkowy pomocnik (Murawski), tworząc trzyosobową ostatnią linię. Lechici wyraźnie chcieli w ten sposób zaprosić przeciwników do wyższego pressingu, lecz ci nie kwapili się z doskokiem. Pomimo tego, boczni zawodnicy Lecha z trójki z tyłu dysponowali czasem i miejscem na rozegranie piłki, lecz rzadko wykorzystywali wbiegnięcia kolegów za linię obrony Norwegów.

W obronie z kolei (w której poznaniacy znajdowali się przez większość czasu gry) Kolejorz ustawiał się w 4-4-2. Kiedy jeden z napastników podążał w stronę środkowego obrońcy Bodø, drugi odcinał opcje podania do pomocnika gospodarzy. W związku z tym piłkarzom Kjetila Knutsena trudno było rozwinąć akcje przez sektor środkowy.

Po wyłączeniu z gry „szóstki” Bodø, czyli najniżej ustawionego pomocnika, lechici nastawiali się na odbiór piłki nieco dalej od centrum. Wraz z rozwojem ataków przez gospodarzy ich boczni obrońcy wędrowali wyżej i szerzej, dzięki czemu Kolejorz po przechwycie futbólowki mógł wykorzystać wolne skrzydła na połowie Bodø. Wówczas do dwóch napastników Lecha dołączali dwaj boczni pomocnicy, lecz niewiele razy udawało się gościom wypełnić w odpowiednim tempie boczne sektory.

Oprócz krycia pomocnika Bodø za plecami, w grze lechitów rzucała się w oczy duża odległość pomiędzy graczami z linii pomocy – często pozostawiali sektor środkowy niemal całkowicie pusty. Wobec tego zawodnicy Knutsena po prostej wymianie pozycji mogli przejść najkrótszą drogą pod bramkę Filipa Bednarka.

Dlaczego tak się działo? Indywidualna obserwacja gry środkowych pomocników Lecha mogła pomóc wskazać przyczyny takiego stanu rzeczy. Radosław Murawski, Nika Kvekveskiri oraz w końcówce meczu Filip Dagerstål kryli swoich przeciwników jeden na jednego, dlatego ci mogli „wyciągać” lechitów z dala od środka pola. Jeśli dokładali do tego rotacje typu „podaj i idź”, przedostawali się w szesnastkę poznaniaków.

Jak można zauważyć na powyższym materiale, dwóch środkowych pomocników Lecha dzieliło często ponad 20 metrów. W związku z tym każdy przegrany pojedynek z rywalem i nieuwaga w kryciu mogła skutkować przyspieszeniem ataku Bodø na połowie Kolejorza. Wokół Murawskiego i Dagerståla wielokrotnie znajdowało się trzech przeciwników, dlatego „szóstki” Lecha musiały wyczekać zagranie rywali i/lub wybierać „mniejsze zło” w pressingu.

Lech Poznań 1-0 Bodø/Glimt

Układ trójkowy w zespole Bodø występował w wielu miejscach na boisku i nie inaczej było przy Bułgarskiej w Poznaniu. Goście po raz kolejny przeciwstawili się Lechowi ustawieniem 4-3-3, co dawało im przewagę trzech na 2 względem pomocników Kolejorza, który bronił w 4-4-2. Boczni gracze z tej trójki znajdowali często wolną przestrzeń pomiędzy skrzydłowym i pomocnikiem Lecha. T pozwalało im otworzyć środkowy sektor, którego nie wykorzystali w pełni w meczu na Aspmyra Stadionie. Wielokrotnie w takich sytuacjach piłkę otrzymywał gracz na boku, a „szóstka” Bodø w końcu mogła się oswobodzić, wbiegając daleko, aż pod pole karne Kolejorza. W ten sposób „trójkąt” gości został odwrócony.

W pierwszej części spotkania w stolicy Wielkopolski Lechowi dobrze wychodził pressing w kierunku linii bocznych. Zawodnicy z przednich formacji (Ishak) zabiegali jednego środkowego obrońcę i kierowali się drugiego, ograniczając mu opcje zagrania. Stoper gości był wówczas otoczony z każdej strony i nie pozostawało mu nic innego, jak wykonać długie podanie po przekątnej, które gracze Kolejorza mogli względnie łatwo przeciąć.

W bocznych sektorach na własnej połowie boiska lechici wykorzystywali zaś tzw. trójkąt bezpieczeństwa. Pod kątem względem siebie występowali skrzydłowy (11), środkowy pomocnik (6) i boczny obrońca (3), blokując podania prostopadłe pomiędzy nich. Wadą takiego ustawienia było jednak to, że boczni pomocnicy Lecha schodzili zbyt nisko pod swoje pole karne, by móc szybko wybiec do kontrataku. Podobnie jak w Norwegii, boczne sektory boiska pozostawały wolne, lecz początkowo poznaniakom nie udawało się ich spożytkować. Gdy gracze nr 7 i 11 pojawiali się na połowie Bodø, goście zdołali już odbudować ustawienie w obronie.

Zdecydowanie więcej pożytku w ataku zapewniało Lechowi wyższe ustawienie w obronie. Kiedy skrzydłowy (11) i środkowy pomocnik dobrze wyczuwali moment podania, ustawiając się pomiędzy dwoma rywalami (w tzw. półdystansie), po chwili następował odbiór piłki. Wówczas Lech dysponował już czterema graczami w linii ataku (7, 9, 10 i 11) i po jednej z takich akcji był bliski objęcia prowadzenia jeszcze przed przerwą. W drugiej połowie z kolei miał jeszcze mocniej zaakcentować swoje odważne nastawienie w pressingu.

Zdecydowany doskok do rywali początkował już od otwarcia gry od bramki Bodø. Obrońcy gości byli kryci głównie jeden na jednego, zaś w kolejnej linii Norwegowie mogli korzystać ze wspomnianej wcześniej przewagi trzech na dwóch. Jeden pomocnik Lecha przeciwstawiał się dwóm rywalom, lecz czerpał korzyść z tego, że dłuższe podanie od bramkarza, nomen omen, dłużej leciało. Dzięki temu mógł wyczekać zagranie rywali, stanąć na linii podania i wysoko przejąć piłkę. Po takiej akcji Jesper Karlström zmienił kierunek ataku, wykorzystał (w końcu!) wolny sektor boczny, skąd Joel Pereira zanotował asystę przy trafieniu Mikaela Ishaka.

W ostatnich fragmentach spotkania asekuracja defensywna po stronie Lecha weszła na jeszcze wyższy poziom. Zawodnicy Kolejorza wzajemnie się motywowali i zwracali uwagę na swoje ustawienie, a w najbardziej newralgicznym punkcie – pomiędzy skrzydłowym a środkowym pomocnikiem – pozostawało mniej miejsca, niż w pierwszej połowie meczu.

Nawet jeśli piłkarzom Bodø udawało się przedostać w tę półprzestrzeń, „szóstka” Kolejorza (w tym przypadku Sousa) zdecydowanie obniżała pozycję między obrońców, wypychając rywali z dala od światła bramki.

Lech Poznań awansował do 1/8 finału rozgrywek dzięki klarownemu planu na Bodø/Glimt. Z biegiem czasu dokładał coraz lepsze wykonanie, a determinacja zawodników, zwłaszcza w końcowych momentach starcia przy Bułgarskiej, dopełniła strategię meczową. Tak rewanż w Poznaniu podsumował trener Kolejorza, John van den Brom: