Lech Poznań – Hapoel Beer Sheva. Remis o smaku porażki [PODSUMOWANIE]

W czwartkowy wieczór futbol na europejskim poziomie miał ponownie zawitać na stadion przy ulicy Bułgarskiej. Do stolicy Wielkopolski przyjechał zespół Hapoelu Beer Sheva, aby rozegrać mecz w ramach trzeciej kolejki Ligi Konferencji Europy. Spotkanie zakończyło się remisem 0:0. Wynik ten z pewnością nie zadowolił gospodarzy i ich kibiców. Oczekiwali oni widowiska podobnego do starcia z Austrią Wiedeń sprzed trzech tygodni. Jak na tle wicemistrza Izraela wypadł Lech Poznań?

autor: Marek Mizerkiewicz

Przebieg spotkania

Na trybunach stadionu zasiadło ponad 17 tysięcy kibiców oczekujących widowiskowego meczu, który zakończy się zwycięstwem niebiesko-białych. Na wsparcie fanów liczył tego dnia Lech, o czym wspomniał na konferencji trener.

„Doping niesie nasz zespół. To wsparcie przekłada się też na naszą postawę, kibice pomogli nam pokonać Austrię Wiedeń i z pewnością na długo zapamiętają tamto spotkanie. Doping kibiców może nam pomóc wygrać również z Hapoelem” – zapraszał John van den Brom

Spotkanie jednak lepiej rozpoczęła drużyna przyjezdnych. Już w drugiej minucie mogli objąć prowadzenie, ale Tomer Hemed nieczysto uderzył piłkę i ta po jego strzale minęła lewy słupek bramki bronionej przez Bednarka. Akcja ta podziałała na piłkarzy „Kolejorza” niczym „zimny prysznic” i od tego momentu to oni przejęli kontrolę nad meczem. Pierwszą, groźną sytuację stworzyli w 7. minucie, jednak strzał Kristoffera Velde nie zaskoczył Glazera. Norweg starał się być aktywny w tym spotkaniu i to po jego samodzielnej akcji w 24. minucie Lech stanął przed kolejną szansą na zdobycie bramki. Tym razem zadaniu sprostali defensorzy Hapoelu, którzy dwukrotnie zablokowali strzały bocznych obrońców gospodarzy. Na kolejną dobrą okazję musieliśmy czekać aż do doliczonego czasu pierwszej połowy. Po dwójkowej akcji Skórasia i Karlstroma, ten drugi podał piłkę do Joela Pereiry, który bardzo niecelnie uderzył z piątego metra boiska.

Mocne wejście w drugą część spotkania mogli zaliczyć piłkarze trenera Johna van den Broma. W 50. minucie bramkarza Hapoelu strzałem zza pola karnego ponownie próbował zaskoczyć Velde, niestety i tym razem próba ta nie przyniosła oczekiwanego efektu. Już niecałe dwie minuty później świetnej okazji nie wykorzystał Filip Marchwiński, którego strzał głową obronił bramkarz zespołu z Izraela. Po przeprowadzeniu zmian i zejściu z boiska dobrze dysponowanego tego dnia w obronie Radosława Murawskiego, Lech stracił kontrolę nad sytuacją na boisku. Piłkarze Hapoelu stworzyli w tym spotkaniu jeszcze dwie bardzo dobre okazje do objęcia prowadzenia. Najpierw Hatuel oddał strzał, po którym piłka minęła poprzeczkę. Następnie Selmani zmarnował stuprocentową sytuację – z dwóch metrów uderzył niecelnie w sytuacji sam na sam z Filipem Bednarkiem. Po upływie doliczonego czasu gry Tamas Bognar zakończył spotkanie.

Lech rozczarował

Pojedynek mistrza Polski z wicemistrzem Izraela nie sprostał oczekiwaniom kibiców, którzy przybyli na stadion bądź zasiedli w domu przed odbiornikami. Niestety, tego co wydarzyło się na obiekcie przy Bułgarskiej nie można nazwać piłką na europejskim poziomie. Drużyna holenderskiego szkoleniowca zaprezentowała się słabo. Piłkarze Lecha mieli duży problem ze stworzeniem sobie dogodnej sytuacji, ich gra w ataku była bardzo statyczna i wyglądało to, jakby piłkarze nie mieli pomysłu jak przechytrzyć obronę Hapoelu.

Na szczęście dla mistrzów Polski, drużyna gości zagrała tego dnia jeszcze gorzej. Ogromne problemy z wyprowadzeniem piłki, częste straty czy niecelne podania, gdy nikt nie wywierał na piłkarzach presji to sytuacje niedopuszczalne na tym poziomie. Również wysoki pressing, który starali się zastosować szczególnie przy wprowadzaniu przez Filipa Bednarka piłki z piątego metra, był bardzo nieskuteczny. Momentami tego spotkania nie dało się oglądać. Piłkarze Hapoelu wyszli na murawę Stadionu Miejskiego w Poznaniu z podobnym nastawieniem jak kilka dni wcześniej zawodnicy Legii Warszawa. Widać było, że ich głównym zadaniem jest skupienie się na grze obronnej, nieprzegranie spotkania i gra głównie w kontrataku.

W grze Lecha trudno znaleźć wiele pozytywów. Słabo dysponowany tego dnia był Joel Pereira, wiele jego dośrodkowań było niecelnych. Podobnie Michał Skóraś, który od powrotu ze zgrupowania nie prezentuje już takiej jakości jak wcześniej. Natomiast podsumowaniem występu Filipa Marchwińskiego było to, jak kibice pożegnali go gwizdami, kiedy opuszczał plac gry. Występ poniżej oczekiwań zaliczył również Mikael Ishak. Napastnik był niewidoczny i miał duże kłopoty z odpowiednim odnalezieniem się w polu karnym przeciwnika. To kolejne spotkanie pokazujące jak istotna jest rola kapitana poznańskiego zespołu. Gdy Szwed rozgrywa słaby mecz, to podobnie wygląda gra całego zespołu.

źródło: Goal.pl

Trochę pozytywów

Na szczęście nawet w tak rozczarowującym spotkaniu można znaleźć kilka pozytywów. Ponownie dobrze zaprezentował się blok defensywny drużyny „Kolejorza”. Filip Dagerstal i Antonio Milić pokazują, że tworzą zgrany duet i aspirują do bycia najlepszą parą stoperów Ekstraklasy. Nie popełnili oni większych błędów w obronie, często popisywali się skutecznymi interwencjami i nie bali się wyprowadzać piłki. Na pochwałę zasługuje również Radosław Murawski. W wielu sytuacjach idealnie czytał zamysły piłkarzy Hapoelu i z wysoką skutecznością przerywał we wczesnym etapie rozwijające się akcje przyjezdnych. Po jego zejściu i wprowadzeniu na boisku Niki Kvekveskiriego gra w środku pola nie wyglądała już tak pewnie, a goście zaczęli stwarzać coraz więcej sytuacji pod bramką Bednarka.

Mimo wszystko warto również wspomnieć, że jest to kolejne spotkanie podopiecznych van den Broma bez porażki. W dodatku dzięki zwycięstwu lidera grupy – zespołu Villarreal – nad Austrią Wiedeń (5:0), Lech wciąż utrzymuje przewagę punktową nad zespołami, z którymi bezpośrednio rywalizuje o wyjście z grupy.

Niepokojące informacje

O zawrót głowy w tym sezonie przyprawiała trenera Lecha dyspozycja lewych obrońców i duży problem, jaki miał z obsadzeniem tej pozycji. Zarówno Barry Douglas, jak i Pedro Rebocho nie prezentowali poziomu, do którego przyzwyczaili kibiców ze stolicy Wielkopolski. Szczególnie zaskakujące było to w przypadku Portugalczyka. W ubiegłym sezonie był on istotnym zawodnikiem w układance Macieja Skorży i w znaczący sposób przyczynił się do zdobytego na stulecie istnienia klubu mistrzostwa kraju. Jednak w ostatnim czasie Szkot prezentował się coraz lepiej i „gołym okiem” można było dostrzec w jego przypadku wzrost formy. Niestety musiał on przedwcześnie zakończyć czwartkowe spotkanie po brzydkim faulu jednego z zawodników drużyny przeciwnej. Opuścił on boisko w 32. minucie, a po meczu holenderski szkoleniowiec przekazał niepokojące informacje.

„Uraz Barrego wygląda poważnie. To było ostre wejście rywala. Musimy poczekać do jutra, ale na pewno nie będzie gotowy na niedzielę. Szkoda, bo był w dobrej formie” – powiedział po meczu

Natomiast jak się okazało po meczu, Mikael Ishak nie wystąpił w tym spotkaniu w pełni sił. Na szczęście jego problemy zdrowotne nie są tak poważne. Chodziło tylko o gorączkę, o czym również poinformował szkoleniowiec Lecha.

„Potwierdzam, że Mikael Ishak zmagał się z gorączką przed meczem, ale nie był aż tak chory. To doświadczony piłkarz i był gotowy” – skomentował pomeczowe doniesienia

Możliwe, że właśnie gorsze samopoczucie kapitana Lecha miało wpływ na jego występ. Miejmy nadzieję, że nie przerodzi się to w nic poważniejszego.

Zastanawiające decyzje i nadchodzący czas

Dla wielu sympatyków „Kolejorza” zastanawiająca jest sytuacja z Afonsą Sousą. Dlaczego trener w tym i wielu innych spotkaniach zdecydował się na wybór Filipa Marchwińskiego, a nie młodego Portugalczyka? Z pewnością temat ten podgrzał czwartkowy, słaby występ 20-latka. Przed sezonem kibice i dziennikarze przewidywali, że Sousa będzie jednym z kluczowych piłkarzy Lecha, który wniesie do gry dodatkową jakość. Jednak jak na razie nie dostał on wielu szans na zaprezentowanie swoich umiejętności, a te które otrzymał, wykorzystał dość obiecująco, pokazując swoją ponadprzeciętną technikę i odpłacając się bramkami. Pozostaje tylko czekać i obserwować jak potoczą się jego dalsze losy w stolicy Wielkopolski.

Przed Lechem trudny czas, rozgrywki fazy grupowej Ligi Konferencji Europy wkraczają w decydującą fazę, Ekstraklasa nie zwalnia tempa, a dochodzi jeszcze gra w Pucharze Polski. Z pewnością będzie to duży sprawdzian przed trenerem van den Bromem i jego zespołem. Teraz okaże się, czy piłkarze Lecha są gotowi na grę co trzy dni na miarę oczekiwań, jakie mają wobec nich kibice. Najbliższe spotkanie „Kolejorz” rozegra przy Bułgarskiej 17, gdzie gościć będzie drużynę Radomiaka Radom. Następnie w czwartek czeka ich wyprawa do Izraela i bardzo ważny mecz rewanżowy z Hapoelem.

***

Po więcej ciekawych tekstów ze świata sportu zapraszamy tutaj –> https://meteor.amu.edu.pl/programy/sport/