Dziewiąty studyjny krążek rapera G-Eazy jest już z nami. Płytę These Things Happen Too ciągną jedynie gościnne występy.
G-Eazy i smykałka do współprac
Raper jest znany z dobrze dobranych współprac z wokalistami z różnych muzycznych światów. Sam posiada zmysł do szukania osób, które akurat do danego kawałka pasowałyby najlepiej. Można tu wspomnieć o popowych piosenkarkach i piosenkarzach, którzy jak się okazuje do utworów G-Eazy’ego pasują jak ulał. Do tej pory mogliśmy zachwycać się na przykład My, Myself & I, gdzie mogliśmy usłyszeć Bebe Rexhę, Him & I z Halsey czy Sober z gościnym udziałem Charlie’go Puth’a.
G-Easy ma również zmysł do tworzenia niepowtarzalnego i nieco mrocznego klimatu na swoich albumach. Jak do tej pory najlepiej i najciekawiej wyszło mu to na The Beautiful & Damned, które w moim odczuciu wciąż zostaje najlepszym albumem w karierze rapera.
Czym jest These Things Happen Too?
These Things Happen Too to płyta siostrzana do drugiego studyjnego krążka rapera pt. These Things Happen. Można to zauważyć nie tylko po podobnych tytułach, ale także po gościach, jacy się na nich pojawiają. U G-Eazy’ego ponownie możemy usłyszeć E-40, Devon’a Baldwin’a, Anthony’ego Hamilton’a czy blackbear’a. Trzeba docenić wybór bitów i instrumentali, jakie możemy usłyszeć na płycie, bo to one robią całą robotę i tworzą odpowiedni klimat. Choć nie jest on do końca spójny, bo skaczemy między dość ostrą i agresywną stroną rapera a między tą bardziej popową. Przy tak długim krążku (29 utworów) można było pokusić się na podzielenie albumu na części, aby był on przyjemniejszy w odbiorze. Niestety, dostajemy wszystko w jednym worze i żeby dotrzeć do utworu, który może nam się spodobać, musimy przebrnąć przez np. dziesięć.
Nic nowego
Na krążku G-Easy nie wypada ani dobrze, ani źle. Co za tym idzie, nie pokazuje ani nic wybitnego, ani nic wyjątkowo złego. G-Eazy jest po prostu sobą. Jeśli ktoś oczekuje zmian i chce znaleźć w twórczości rapera coś całkiem nowego, to nie tym razem. These Things Happen Too jest krążkiem zwykłym, ale z fajnymi momentami. Słuchając wszystkich 29 utworów pod rząd, po kilku zaczęło mi się nudzić i miałam wrażenie, że słucham tego samego tekstu nawiniętego na kilka różnych instrumentali. Na albumie błyszczą przede wszystkim goście, którzy utrzymują go przy życiu. Ani jeden kawałek, w którym występuje sam G-Eazy nie jest ciekawy i w żadnym sensie nie zaskakuje. Płytę ratują gościnne występy, które są dla słuchacza jak wyrwanie z letargu w labiryncie nudy.
G-Eazy idzie pod prąd
Zastanawia mnie, kto będzie na tyle zdeterminowany, aby przesłuchać wszystkie 29 utworów, które znajdują się na wersji deluxe albumu These Things Happen Too. W czasach kiedy artyści tworzą coraz to krótsze płyty, G-Eazy postanowił dostarczyć prawie trzydzieści piosenek na jednym wydawnictwie. W dodatku nie są one wcale takie krótkie, ponieważ ten krążek to prawie godzina czterdzieści muzyki. These Things Happen Too to różnorodny album, który łączy pop z mrocznym trapowym klimatem. Zapewne wiele osób będzie w stanie znaleźć choć jeden kawałek dla siebie, jednak może być to czasochłonne zajęcie.
Warto sprawdzić
Jeśli nie macie aż tyle czasu, by dryfować między utworami G-Eazy’ego i szukać tych, które wam się spodobają, to proszę, tu są moje propozycje. No more z Ty Dolla $ign, Still be friends z Tory’m Lanez’em i Tygą czy Provide z Chris’em Brown’em i Mark’iem Morrison’em. Myślę, że może wam się spodobać również Hate the way z blackbear’em oraz typowo popowa piosenka pt. Breakdown nagrana wraz z Demi Lovato. Dla wielbicieli trapowych klimatów polecam zapoznanie się z kawałkiem Now, Later, Next, który został stworzony we współpracy z E-40, DaBoii i ShooterGang Kony.