Enea Edison Festiwal 2021 – Dzień Drugi [Relacja]

Organizacja festiwali muzycznych to olbrzymie przedsięwzięcie, które uzależnione jest od wielu czynników, na które, pomimo wielu miesięcy przygotowań, organizatorzy nie zawsze mają wpływ. Jednym z nich jest chociażby pogoda. Na szczęście w minioną sobotę, słońce pięknie świeciło nad Poznaniem i mogliśmy wybrać się na drugi dzień Enea Edison Festiwal.

Położenie

Jeszcze zanim rozpoczęły się występy, skorzystałem z okazji by rozejrzeć się po okolicy. Hotel Edison położony jest w pięknym sąsiedztwie jeziora Kierskiego, dzięki czemu teren wydarzenia jest naprawdę malowniczym miejscem. Występy na tegorocznym Edisonie zostały podzielone pomiędzy dwie sceny: Main Stage oraz Forest Stage. I tak jak pierwsza z nich, ze względu na reprezentantów, była tą wiodącą muzycznie, tak estetycznie wspaniale prezentowała się ta mniejsza. Forest Stage faktycznie schowany był 50 metrów od gęstego lasu, dzięki czemu po południu nie doskwierało słońce, a wielu uczestników oglądało występy opierając się o drzewa. Dodatkowa scenografia bocznych elementów sceny (materiały przypominające zalesienie) sprawiły, że nazwa i położenie sceny perfekcyjnie komponowały się z estetyką otoczenia nadając temu miejscu unikalny charakter. Oczywiście, poza samymi scenami na terenie festiwalu zlokalizowane były: usługi gastronomiczne, strefy dziecięce czy sklepy z merchem występujących artystów. Na szczęście, i tu należy się kolejna pochwała organizatorom, były one wystarczająco oddalone od scen, dzięki czemu gawędy przy piwie nie przeszkadzały w odbiorze muzyki, co niestety bardzo często zdarza się na tego typu plenerowych wydarzeniach. Niemniej, nie miałem czasu by korzystać z tych atrakcji, bo przecież muzyka jest najważniejsza na takich festiwalach. A jej było naprawdę co nie miara.

Jan Serce

Po raz pierwszy w moim życiu festiwal rozpoczął się przed planowanym czasem. Panowie z zespołu Jan Serce, spragnieni koncertowania, uznali, iż zgromadzonej publiczności zaproponują troszeczkę dłuższy set i rozpoczęli swój występ piętnaście minut wcześniej. I bardzo dobrze, bo, pomimo mojej nieznajomości twórczości grupy, reprezentanci Asfalt Records wypadli bardzo dobrze. Krótki energetyczny set składający się z najbardziej rozpoznawalnych utworów grupy, pobudził publiczność. Katana, Nie będę tańczył, Król czy Nintendo – te utwory na pewno warto sprawdzić jeśli nie znacie jeszcze tej grupy. Samemu zdecydowałem się na nabycie debiutanckiego materiału, więc to powinno wystarczyć za rekomendację.

Ania Rusowicz

Następnie chwila na dobiegnięcie na główną scenę, co niestety było największym mankamentem tego festiwalu, i na scenie pojawił się zespół Anii Rusowicz, przez chwilę jeszcze bez frontwoman. Każdy, choć delikatnie kojarzący twórczość wokalistki wie, że jej muzyka estetycznie jest umiejscowiona w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku i nie inaczej było w przypadku tego występu. Repertuar, w znacznym stopniu, oparty był o wydany w 2019 roku album Przebudzenie, którego koncertowa promocja, z wiadomych przyczyn, została przerwana. Jak się okazało była to sytuacja, która narodziła ciekawą anegdotę opowiedzianą przez Anię. Mianowicie drugi singiel płyty Do lasu, zachęcający do leśnych wypraw i afirmacji przyrody, puszczany był w radiostacjach w momencie, w którym w Polsce zaczął obowiązywać zakaz przebywania w lasach. Jak widać rzeczywistość potrafi nadać sztuce groteskowe konteksty. Chyba nie muszę dodawać, że wokalistka była zachwycona krajobrazem.

Ofelia

Przyznam szczerze, że w festiwalach bardzo lubię tych, którzy prezentowani są jako ci mniej rozpoznawalni, bo to zawsze jest dobra okazja, aby zobaczyć młodych debiutantów w wersji scenicznej. I tak, Ofelia postarała się o to, żeby publiczność otrzymała trochę muzycznej energii. Dostojne Tu, rockowe Zaraz czy taneczna Zakochana w bicie, to moje ulubione momenty tego występu.  Twórczość Igi Kreft warto obserwować, bo proponuje ona muzycznie dopieszczone kompozycje połączone z intrygującą warstwą liryczną. Tylko te crocsy… Czekam jak skończy się na nie sceniczna moda.

Król

Postać Króla była jedną z tych, które zachęciły mnie do przybycia na ten festiwal. W trakcie pandemicznej sytuacji koncertowej ukazała się płyta Dziękuję, więc nic dziwnego, że dużo kompozycji zostało wybranych właśnie z tego albumu. I tak jak na albumie najbardziej uwiodły mnie: Zbyt dobrze ci idzie, Przytulę pulsującą twarz i Nie zrobię nic; to tak samo dobrze wypadły na scenie. Podczas tego aktu nie mogło zabraknąć tygrysiego show, z którego znany jest Błażej – te pląsy trzeba po prostu zobaczyć. Kulminacją sceniczności wokalisty jest jego „kłótnia” z żoną, która miała miejsce podczas utworu Odpuść. To o tyle prawdziwa gratka dla fanów ze względu na fakt, że próżno szukać tej kompozycji w serwisach streamingowych. Wiadomo jednak, że konwencja festiwalu wymaga zawarcia w setliście przebojów, więc mogliśmy usłyszeć kilka kompozycji ze starszych dokonań Króla jak: Te smaki i zapachy, Całą Ciszę/Pokój Nocny. Natomiast najbardziej poruszającym dla mnie momentem wieczoru był utwór Powoli z debiutu Błażeja, który został wzbogacony o doskonałą solówkę Monii Muc, która dołączyła do zespołu już na tegorocznej płycie Króla. Jeśli jakieś katharsis miało się wydarzyć podczas tego występu, to był to ten moment.

Linia Nocna

Może to kwestia wspaniałości Króla, a może to kwestia chwilowego braku energii, ale występ Linii Nocnej bardzo mnie zmęczył. Dość jednostajne, monotonne kompozycje spowodowały, że nie odczuwałem szczególnej przyjemności z przebywania pod sceną. Ale o ile jeszcze muzycznie entuzjastów tej twórczości jestem w stanie zrozumieć, tak tekstowo są to dla mnie utwory przeciętne. Wpadłeś mi w inne czy Hulajnogi to dla mnie kompozycje jak każde inne. Paradoksalnie najbardziej spodobał mi się akustyczny akt, w którym wykonywany był Poniedziałek i Tosty, choć, co łatwo spostrzec po tytule drugiej z nich, nie są to literackie majstersztyki.

Sanah

Zanim dane mi było zobaczyć mi Sanah, moim oczom ukazało się morze dzieci, których dzielni rodzice trzymali na baranach przez cały występ. Dawno już nie widziałem takiej demografii na koncercie. Tablice, plakaty, neony; wszystko to uszykowały maluchy dla swojej idolki. I tak jak nie odnajduję się w estetyce prezentowanej przez wokalistkę, tak muszę docenić dbałość o pierwiastek „show” w tym występie. Scenografia jest naprawdę spora, a szczególne miejsce zajmuje biała ławka, która ze spokojem mogłaby zostać wykorzystana w jakimś disneyowskim filmie. Jak przystało na gwiazdę muzyki pop zaprezentowała największe przeboje ze swoich płyt, a publiczność skandowała refreny Ale jazz! i etc. (na disco). Sama artystka była bardzo rozgadana tego wieczoru i dbała o przyjemną atmosferę występu. Jednym z ciekawszych inicjatyw wieczoru było zaprezentowanie fragmentu utworu, który służył jej na obronie pracy magisterskiej. Nie spodziewałem się, że artystka posiada tak duży warsztat w grze na skrzypcach.

Terrific Sunday

Ostatni występ na Forest Stage w ostatniej chwili zmienił wykonawcę. Ze względu na ograniczenia pandemiczne zespół The Cool Quest musiał pozostać w Holandii, a na ich miejsce wskoczyła poznańska ekipa Terrific Sunday. Panowie stanęli na wysokości zadania i na tę późną godzinę (22:30) przygotowali nastrojowy i lekko melancholijny set.  Wyjątkowo onirycznie wybrzmiały: Streets Of Love i połączony z wyjątkową grą świateł Days Goes By. Poza tym, Piotr Kołodyński zapowiedział powstawanie trzeciej płyty, z której usłyszeliśmy jeszcze nienazwaną kompozycję. Nie zabrakło też również mocniejszych akcentów jak np. Bałtyk czy Diorama i aż szkoda, że tego koncertu trochę nie uciągnęła akustyka, bo wokal był zdecydowanie za głośno w porównaniu do gitar. Na szczęście Storms na koniec bardzo dobrze zamknęło ten nastrojowy akt. Przy zapowiedzi ostatniej kompozycji Artur Chołoniewski powiedział: „Ja nazywam się Artur, ale nie Rojek, także zrozumcie, że musimy już kończyć”. Zatem zarówno publiczność jak i muzycy szybko pobiegli na ostatni występ tego wieczoru.

Artur Rojek

A biegać było na co, prawie dwugodzinny koncert zawierał ekstrakt z dwóch solowych płyty Rojka, z dominacją Kundla. Lato 76 świetnie sprawdziło się jako otwieracz, a dalej artysta nie oszczędzał publiczności prezentując po kolei przeboje ze swoich solowych albumów. Kolejno: Bez końca, Sportowe życie, Składam się z ciągłych powtórzeń. Nie brakowało też mniej oczywistych momentów z Kundla takich jak W nikogo nie wierzę tak jak w Ciebie, ale wiadomo, że festiwalowa publiczność najbardziej reagowała na Beksę czy Syreny. Pomimo, iż artysta konsekwentnie odcina się od swojej przeszłości to podczas tego występu nie zabrakło utworów z repertuaru Myslovitz. Przearanżowani Sprzedawcy marzeń jak również Peggy Brown zakończyły część bisową tej nocy. I po tych przeszło siedmiu godzinach grania, chyba nikt nie wyszedł niezadowolony.

Podsumowanie

Tak naprawdę jedynym mankamentem, na który muszę zwrócić uwagę to brak odpowiedniego czasu na dotarcie pomiędzy koncertami z różnych scen. Odległość była na tyle duża, że aby usłyszeć pierwszy utwór na jednej ze scen trzeba było wyjść wcześniej z drugiej. A szkoda, bo wystarczyłoby zapewnić 10 min pomiędzy występami i problem byłby rozwiązany. Dodatkowo podczas dwóch występów na Forest Stage (Ofelia i Terrific Sunday) przeszkadzało mi lekko ustawienie dźwięku, ale wiadomo, że przy takim tempie zmian nie jest to nigdy łatwe.

Enea Edison Festiwal jest festiwalem świetnie zorganizowanym, któremu daleko do przeciętnego festiwalowego zjawiska. Atmosfera wydarzenia stanowi pewne połączenie pomiędzy rodzinną wyprawą, a koncertowym doświadczeniem. Nie brakowało wśród uczestników osób z kocami czy innym piknikowym wyposażeniem, które obserwowały scenę z dalszej części polany. Co ważne, wszystko to zachowało swój naturalny klimat, który nie przerodził się w Święto Ziemniaka czy inne plenerowe imprezy. Zgodnie ze sloganem festiwalu „Taste The Music” najważniejsza była muzyka. A jeśli piękną muzykę połączymy z pięknym otoczeniem to chyba nie można w lepszych warunkach jej smakować. Jeśli organizatorzy zapewnią odpowiedni czas między koncertami, to bez zastanowienia, melduję się w parku Hotelu Edison w 2022 roku.

A po więcej fotografii zapraszamy na naszego Instagrama!