Bluszcz: Wpadał jeden wers, który ciągnął za sobą drugi, trzeci i po dwóch godzinach nagle był tekst. [WYWIAD]

fot. Hubert Misiaczyk
Zespół 'Bluszcz’ tworzą bracia Jarek i Romek Zagrodni. Swój pierwszy koncert zagrali na OFF festivalu, a w czasie 4 lat działalności wydali 3 płyty. Ostatnia z nich 'Kresz’ to duży ukłon w stronę lat 80′, świetnie napisane piosenki i przede wszystkim bardzo dobre teksty. Porozmawialiśmy o tym jak wyglądał proces twórczy – a przy okazji o masie innych rzeczy.

Super, że mamy okazję porozmawiać! Chociaż już kiedyś się poznaliśmy – kupowałem od was płytę po koncercie w Luksusie1, to było chyba rok temu.

Jarek: To czasem nie z Tobą gadaliśmy o naszym koncercie w Lesznie dla stu tysięcy osób? 

Dokładnie tak, przyjechaliśmy wtedy razem z moim tatą i to on wspominał o tym koncercie w naszym rodzinnym mieście – niestety ciągle jest tam słabe zainteresowanie dobrymi imprezami.

Romek: W sumie z tego co pamiętam to zero osób tam było .

Za to wcześniej byliśmy na waszym openerowym koncercie, gdzie był prawie pełny namiot. W ogóle dzięki wam w końcu obejrzałem Lost in Translation – dokładniej dzięki numerowi Mars Volta.

Jarek: O no to super, miło słyszeć, że kogoś to zachęciło do oglądnięcia tego filmu. Filmy działają mocno na wyobraźnię i na ostatniej płycie jest dużo różnych odniesień. Dużo oglądamy i ja sam poczułem, że fajnie jest posiłkować się takimi rzeczami, które już zostały dokonane, ponieważ bardzo skraca dystans pomiędzy tym co chcesz powiedzieć, a tym co zostało już powiedziane. 

Poza ostatnią płytą, na W naszych domach są takie numery jak Solaris czy Sorrentino. Nie wiem czy znacie film Her? Bardzo mi pasuje do waszej stylistyki i tematów poruszanych na Kreszu.

Jarek: Jasne, że znamy. Ciekawe, że to poruszyłeś – na Juniorze jest utwór Theo, który jest na podstawie głównego bohatera. Bardzo lubię ten film, nawet w tym roku go oglądałem drugi raz – jest według mnie ciągle bardzo aktualny.  

Też uważam, że bardzo pasuje do aktualnych czasów. Będąc cały czas w temacie takiej nostalgii, to myślę, że numer Lata dwudzieste dobrze się w nią wpisuje i jest spójny z wymienionymi wcześniej filmami. Romek, dlaczego nie byłeś z początku przekonany do tego numeru?

Jarek: Dobre pytanie.

Romek: Trochę był inny stylistycznie niż reszta rzeczy, które Jarek mi wcześniej wysyłał, był trochę bardziej popowy. Ale to trwało naprawdę niedługo – zawsze kiedy słucha się numeru, na odbiór mocno wpływają okoliczności, w jakich akurat jesteś. W tamtym dniu może byłem wkurzony, może coś mi nie pasowało i za bardzo mi ten numer nie wszedł – może był też trochę zbyt ciepły, a często gadamy o tym, żeby nie przesadzić z jakąś ckliwością. Dwa dni później odpaliłem go wieczorem i stwierdziłem, że jest zajebisty. Co prawda Jarek twierdzi, że zostałem przekonany przez osoby wokół mnie, ale prawda jest taka, że sam się przekonałem.

Dla mnie ten numer na tle innych na płycie jest najbardziej emocjonalny. Czuć tu trochę ocenę aktualnej kondycji naszego społeczeństwa, ale też mocną szczerość słów. Utwór jest najpopularniejszy z całej płyty – może to potwierdza zasadę, że te rzeczy, w których wychodzimy trochę z naszej strefy komfortu, często okazują się potem najbardziej nośne?

Jarek: Ciekawe, że ten numer najbardziej ludziom wjechał. Nie wiem do końca czy ten numer jest taki jak mówisz – to oczywiście twoja interpretacja i każdy ma trochę inną. Czuję, że jest poruszona tam jakaś frapująca kwestia, ale jest też miejsce na dystans, myślę, że każdy odbiera to we własnych proporcjach.

Romek: Mi się wydaje, że ten numer po prostu jest prostym przemyśleniem i jakimś takim spostrzeżeniem dotyczącym codzienności i nie ma w nim jakiejś dozy konwencji. W takich Lampartach, gdzie Jarek macha palcem do ziomeczków nieszanujących kobiet, jest trochę przymrużenia oka, bo w rzeczywistości Jarek nie chodzi i nie mówi ludziom jak żyć, a w tym numerze sobie pozwolił na jakąś taką krytykę zachowania. Pomimo jakiejś śmieszności to jest w tym też dużo prawdy, bo ludzie często zachowują się niefajnie. w Latach Dwudziestych nie ma aż takiej konwencji, dlatego myślę, że każdy w nim słyszy to co się dzieje w jego własnej codzienności.

No właśnie, kiedyś chłopcy chociaż wychodzili popatrzeć na te spódnice dziewczyn, które nie chcą ich znać, a teraz śledzą ich konta na telefonie2. Jakby pomyśleć o tym, to wnioski mogą być przykre i aktualnie jest gorzej, niż w latach 90’, o których śpiewało Myslovitz.

Jarek: Myślę,że to też kwestia interpretacji tego. Na pewno widać, że to jest inaczej, że żyjemy w trochę innej rzeczywistości i mamy inne narzędzia do zawierania znajomości. Z tym idą jakieś ułatwienia, ale też wątpliwości, które ten track porusza. Nie chciałem tego oceniać, tylko pozostawić to słuchaczowi, bo nie czuję się jakoś w pozycji do tego, by mówić ludziom co jest dobre, a co złe. Ogólnie to wydawało mi się, że ten numer jest bardziej wesoły i w ogólnym wydźwięku nie jest dla mnie smutny. Jednak wiele osób mówi mi, że ten track jakoś nostalgicznie ich nastraja, przywołuje bardziej melancholijne emocje.

Jeśli chodzi o brzmienie płyty to jest bardzo ejtisowo, a najbardziej czuć to w Sopot 86′. Czy tam jest używana Yamaha DX-73?

Jarek: Nie nie, tam jest używany Roland Juno. Wiem o co ci chodzi, bo DX-7 ma na maksa ejtisową i nostalgiczną konotację. Ten numer miał być taki, dla mnie najbardziej pokazuje tę konwencję, o której Romek wcześniej mówił. Jest to chyba najbardziej pastiszowy track z całej płyty. Dla niektórych może być mocno serio, ale powstawał w klimacie mocnej „przeryski”.

Sopot z tego numeru kojarzy mi się z takim polskim morzem, jakie było pokazywane w filmie Piłkarski Poker, to też w sumie lata 80’ pełną parą. Nie wychodząc z tej epoki, wiem, że The Cure to dla was ważny zespół. Wasza zmiana stylówki z płyty na płytę kojarzy mi się z poczynaniami zespołu Roberta Smitha, który też serwował całe spektrum różnej muzy ,pozostawiając wciąż swoją oryginalną i zajebistą jakość. Kresz jest bardziej piosenkowy i popowy, niż wcześniejsze albumy – jednak wciąż słychać, że to jesteście wy.

Jarek: Jest tak jak mówisz – The Cure raz nagrywa taką płytę jak Pornography, gdzie jest jakaś taka ciężka warstwa emocjonalna; muzyka jest piękna ,ale depresyjna dosyć. Z drugiej strony są takie piosenki jak Lovecats czy Friday i’m in love’, które proponują zupełnie inną stylistykę, ale w dalszym ciągu czujesz, że jest to spójna i konkretna stylówa danego zespołu. Wydaje mi się, że to fajnie, bo to orzeźwia z punktu twórczego, możesz robić różne rzeczy i jesteś otwarty, ale też dla słuchaczy to jest ciekawsze. Oni też stają się bardziej otwarci i nie oczekują od Ciebie tylko jednego stylu.

Romek: Myślę, że to jest bardzo spoko, jak artysta potrafi odnaleźć się w różnym klimacie, ale też zachować swoją tożsamość. The Cure ciągle kontynuował swoją wrażliwość, więc tym bardziej widzę, że to nie jest przypadek i to był ich świadomy wybór. Fajne jest to, że widać jak bardzo umieją kontrolować ten rezultat.

Byliście na ostatnim koncercie The Cure w Łodzi? To był chyba 2016 rok.

Jarek: Tak, byliśmy i było mega zajebiście. Trwał jakieś 2,3 godziny, ale był naprawdę piękny.

Romek: Cztery bisy…

Pamiętam opowieść mojego wujka o koncercie The Cure w Katowicach w 2008r. Jak zobaczył Roberta Smitha, to jego przekręcanie głowy i usłyszał jego wokal to dochodził do siebie przez 3 dni.

Jarek: Ja pamiętam najmocniej taki motyw, że oni wchodzą na scenę i pierwszy numer jaki zaczęli grać to był Plainsong. Jeszcze jak światła do tego wjechały, to po prostu magicznie się zrobiło tam. Cały koncert był zajebisty.

fot. Hubert Misiaczyk

Płyta Disintegration to chyba bardzo ważna dla was rzecz, pamiętam, że mieliście ją ze sobą na Dogrywkach w barBarze 4.

Jarek: Tak, mieliśmy tam ten winyl, ale z jakąś inną okładką niż oryginał.

Romek: To było jakieś stare wydanie, chyba rosyjskie, z takim zielonym paskiem na górze. 

Utwór Gepard i wers Ty jesteś jak najlepsze klipy z tamtych lat – odrazu przyszedł mi do głowy teledysk do Friday I’m in Love. Takie teledyski Flock of Seagulls też mi przychodzą na myśl – tam był mega kicz, ale jednak to było to super i ciągle fajnie się to ogląda .  

Jarek: Oni ogólnie mocno szli w „przeryskę” ze stylem, ich stylówy były mocno glamowe i było dużo takiego świadomego kiczu.

Prl Synthwave kiedyś widniało w waszym opisie na Facebooku, napisaliście to dla żartu, a jednak ludzie to podłapali i brali na serio . Może po Kreszu napiszecie PRL synthpop?

Jarek: (śmiech) Myślę, że już nie robimy dziś takich rzeczy, nawet usunęliśmy to ostatnio. Ludzie nie skumali ironii trochę, że zespół wymyśla swój gatunek muzyczny. 

Wiem, że ten popowy kierunek wynika z tego, że w trakcie tworzenia płyty dużo graliście z tatą, który jest perkusistą. Bliscy słuchają waszej muzyki?

 Jarek: Myślę, że teraz tak, ale wcześniej nie za bardzo. Ta płyta, jeśli chodzi o odbiór naszych najbliższych, jest dużo jakaś cieplejsza, niż wcześniejsze. Chyba nie jest aż tak ambientowa i wymagająca. Generalnie  tata nie przepada za naszą muzyką, ale tą płytę bardzo lubi. Jak mu puściliśmy Juniora to zasnął (śmiech).

O kurczę, to ciekawe.(śmiech) 

Jarek : To znaczy, nie jest tak, że ją jakoś hejtuje czy coś. Wydaje mi się, że nie do końca obcuje z taką muzyką. Kiedyś nam powiedział, że nasza pierwsza czy druga płyta to dla niego taka muzyka futurystyczna. 

A wasz tata sprawdza takich wykonawców jak Quebonafide czy Taco Hemingway ?

Jarek: (śmiech) Zupełnie tego nie robi, myślę, że nawet nie wie kto to jest. Czasami sprawdzamy tak popularność artystów – jak nasi rodzice znają, to znaczy, że ktoś gdzieś już dotarł szerzej. Myślę, że zna Dawida Podsiadło i chyba wie kto to The Dumplings.

Teksty napisałeś w dwa miesiące i to robi bardzo duże wrażenie. Są bardzo dobre, nie tylko w mojej opinii. Jak wygląda u ciebie proces twórczy?

Jarek: Wiesz co, nie mam jakiegoś wypracowanego mechanizmu. Też jestem zaskoczony, że tak szybko mi poszło. Za dużo nad nimi nie myślałem, pojawiały się jakieś pomysły i potem były rozwijane podczas pracy studyjnej. Starałem się za dużo nie zmieniać i nie dzielić tekstu na roboczy i końcowy. W Nie przechodź i Lamparty muzyka sama narzucała mi pewne pomysły. Wpadał jeden wers, który ciągnął za sobą drugi, trzeci i po dwóch godzinach nagle był tekst. Nie do końca wiem skąd się to bierze. To była dla mnie nowa forma pracy, wcześniej nie robiłem utworów w ten sposób, raczej wokal był na końcu. Teraz przy nowej płycie to już zupełnie nie idzie tak jak wtedy. 

Romek, w jednym wywiadzie wspomniałeś, że nie czujesz potrzeby wyprowadzki z Polski, ale chętnie wyjechałbyś gdzieś na kilka miesięcy.  

Romek: Generalnie nawet wczoraj o tym rozmawialiśmy z Jarkiem. Na ten moment to są Stany Zjednoczone albo Kanada . Nawet łącząc to z normalnym życiem, nie tylko w opcji ciągłego podróżowania. Chciałbym zobaczyć, jak wygląda życie na innym kontynencie, chociaż wiem, że aktualnie to nie byłoby to samo .

Takie coś na pewno jest mega odświeżające i daje wiele perspektyw. To mogłaby być też inspiracja do następnej płyty.

Romek: Raz miałem okazję być miesiąc na Filipinach, przez ten czas nikt nic ode mnie nie chciał, a ja skupiałem się głównie na podróżowaniu i odkrywaniu nowych miejsc i nowych rzeczy. To jest na maksa otwierające głowę i myślę, że super byłoby to powtarzać co jakiś czas. 

fot. Katarzyna Zagrodna

Swego czasu byłem na Litwie 4 miesiące i to też było dla mnie bardzo ciekawe przeżycie. Co ciekawe, wyjeżdżając tam słyszałem, że „Litwini nie lubią polaków”, a jednak ja bym sformułował zupełnie odwrotny stereotyp. Myślę, że jak człowiek jedzie gdzieś i podchodzi do innych z pozytywną energią to dostaje to samo w zamian.

Romek: Właśnie takie gadanie, że jakaś nacja nie lubi innej nacji jest strasznie staroświeckie. Każda osoba jest inna, wystarczy, że masz podejście pozytywne i nie ma opcji, żebyś spotkał się z jakimś hejtem. 

Też tak uważam. Takie generalizowanie, którego ciągle jest dużo, bardzo uwłacza wielu osobom i jest krzywdzące.

Romek: Jak ktoś Ci coś takiego mówi, to jedziesz tam z kompleksami, bo „słyszałeś, że mogą cię nie lubić w tym kraju”. Myślę, że trzeba się tego pozbyć po prostu.

Mam tutaj pewien cytat: Ostatecznie w Wielkim Finale znalazły się reprezentacje dwóch krajów: Portugalii prowadzonej przez Jarka Zagrodnego vel „Jaro” oraz Anglii prowadzonej przez Damiana Tendera vel „Speeda”. Walka była bardzo zacięta, początkowo prowadziła Anglia ale w drugiej połowie Portugalia zaczęła grać ofensywnie nadrabiając straty. W ostatniej minucie „Jaro” ustalił wynik spotkania na 3:5 i zwyciężył w Ogólnopolskim Turnieju UEFA EURO 2004!5.

Jarek: (śmiech) Bardzo dobrze znam ten tekst i wiem do czego zmierzasz. Tak, kiedyś wygrałem mistrzostwa Polski w Fifę.

Romek: Ale teraz już dostaje baty nawet ode mnie .

Jarek: Nie no, na ciebie jeszcze starczy Romek .

Czyli w czasie pandemii fifa była grana ? 

Jarek: Trochę tak. Co prawda dzisiaj już nie te skillsy co kiedyś, gramy jedynie czasem z Romkiem albo jak wpadamy do naszego innego ziomka. No ale tak, kiedyś zanim się grało na instrumentach, to grało się w fifę i w piłkę .

Romek: Nie wiem jak teraz wygląda granie, ale kiedyś wszyscy uczyli się bugów gry. Było coś takiego, że z jednego miejsca w grze jeśli  wrzucało się piłkę na główkę, a bramkarz wybiegał jak jakiś dziwny bot – kto więcej tak strzelił goli, ten był mistrzem.

Jarek : Nie no to nie było tak – zawsze tak mówisz, ale to jest nieprawda. W tym turnieju EA SPORTS już to naprawiło i nie można było robić czegoś takiego. We wcześniejszej wersji tej fify rzeczywiście były takie błędy.

Romek: Pamiętam, że Jarek wtedy miał jakieś 15 lat – jeździłem z nim no bo był za młody, żeby jeszcze tak samemu jeździć po Polsce. Wchodził jako taki ziomeczek znikąd, bez żadnego t-shirtu z napisami sponsorów i wygrywał cały turniej. Mnie to jeszcze bardziej śmieszyło jak patrzyłem na to z boku, wszyscy ze sponsorowanych teamów byli bardzo źli na niego.(śmiech)

Pamiętacie jeszcze jakie nagrody wtedy były?

Jarek: Był jakiś pecet, sprzęt komputerowy – karty graficzne itp .

Romek: Piłki roteiro.

Jarek: Tak, były też dwie piły Roteiro. Mamy je do dzisiaj i czasem jak z Romkiem jesteśmy u rodziców na wsi to sobie gramy.

1Klub D.K. Luksus we Wrocławiu.

2W tekście do utworu Lata Dwudzieste zespół parafrazuje wers Myslovitz w piosence Chłopcy.

Bo wieczorami mali chłopcy sięgają po telefon
Śledzą konta dziewczyn które nie chcą ich znać
Bluszcz – Lata Dwudzieste

Wieczorami chłopcy wychodzą na ulicę
Szukają czegoś co wypełni im czas
Rzucają kamieniami w koła samochodów
I patrzą na spódnice dziewczyn które nie chcą ich znać
Myslovitz – Chłopcy

3Yamaha DX-7 to kultowy syntezator klawiszowy ,używany był bardzo powszechnie w latach 80′.

4Dogrywki – cykl spotkań z artystami, które odbywają się we Wrocławiu. Z zespołem rozmawiał wtedy dziennikarz Maciej Przestalski.

5Cytat pochodzi z artykułu napisanego na stronie gry.interia.pl.