Fleetwood Mac i drugie życie Silver Springs

Czerwiec 1997, Studio Warner Bros. w Kalifornii. Na scenie – po raz pierwszy od dekady – najbardziej ikoniczny skład Fleetwood Mac. Lindsey Buckingham i John McVie wygrywają gitarowe riffy, Christine McVie muska klawisze keyboardu, a Mick Fleetwood z tą samą pasją od trzydziestu lat uderza w bębny. Zza mikrofonu, widownię czaruje jedyna w swoim rodzaju Stevie Nicks. Spotkali się na scenicznych deskach nie tylko po to, by zagrać znane wszystkim przeboje, ale by zmieść kurz z tych nieco zapomnianych. Wśród nich znajduje się Silver Springs, która przez siłę nienawiści i krzywdy otrzymała po dwudziestu latach drugie życie.

Stevie Nicks przy mikrofonie

Fleetwood Mac – lata 60. i 70.

Fleetwood Mac to zespół wypełniony namiętnością. Romanse i zdrady były dla muzyków codziennością. W efekcie doprowadziło to do wielu konfliktów, a nawet odejść ze składu. Ale nie wyprzedzajmy faktów! Przenieśmy się do roku 1975, gdy line-up formacji ulega sporej modyfikacji. Wówczas, nikt jeszcze nie wiedział, że skutkować to będzie utworzeniem najpopularniejszego zespołu folk-rockowego Ameryki, nominacjami do nagrody Grammy i tym, o czym marzą wszyscy muzycy – międzynarodową sławą.

Dla niektórych to powszechna wiedza, dla innych ciekawostka, ale warto to jednak przypomnieć. Fleetwood Mac jako zespół funkcjonował od późnych lat 60. i tworzył wówczas nieco inną muzykę, niż później. Formacja słynęła z angielskiego rocka i bluesa – trochę mija się to z obrazem zespołu, który mamy w głowie, prawda? Brakowało w nim też paru elementów, które wywindowały zespół na sam szczyt. Mowa tu o pewnej blondynce obdarzonej anielskim głosem, a także charyzmatycznym gitarzyście, w którym kochały się nastolatki z całej Ameryki. Dziś, nie wyobrażamy sobie Fleetwood Mac bez Stevie Nicks i Lindsey’a Buckinghama. A jednak – do zespołu dołączyli dopiero w połowie lat 70. Jak to bywa z wielkimi historiami – wszystko było dziełem przypadku.

Stevie Nicks i Lindsey Buckingham

Poznałam Lindsey’a, gdy miałam osiemnaście lat, on miał wtedy siedemnaście. Wystąpiliśmy razem na jakimś wydarzeniu szkolnym. Dwa lata później, w 1968 roku, zadzwonił do mnie z pytaniem, czy chciałabym grać z nim rock’n’rolla. Wówczas grałam i śpiewałam głównie folkowe kompozycje, ale się zgodziłam. Dołączyłam do zespołu i w przeciągu kilku tygodni graliśmy jako support przed naprawdę dużymi nazwiskami: Jefferson Airplane, Janis Joplin. Nagle, stałam się rockmenką.

Stevie Nicks

„Bierzesz albo mnie i Stevie, albo nie bierzesz nikogo”

Ta dwójka poznała się w liceum. Połączyła ich miłość nie tylko do siebie nawzajem, ale również do muzyki. Grali wspólnie rockowe kompozycje i – co więcej – wydali nawet debiutancki krążek, nad którym pracowali w Los Angeles, mekce artystów, centrum wszechświata. Jeśli nie byłeś wówczas w L.A., byłeś nikim – prosta kalkulacja. Połowa lat 70. dla zespołu Fleetwood Mac przyniosła migracje członków. Nagle stracili gitarzystę, Boba Welcha, a zespół rockowy bez gitarzysty nie ma prawa bytu. Trzeba było kogoś znaleźć tak szybko jak to tylko możliwe, tym samym nie gubiąc jakości, z której zasłynęli.

Mick Fleetwood usłyszał w studiu nagraniowym krótki fragment gry Buckinghama. Los chciał, że Lindsey był w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, więc zaproponowano mu dołączenie do zespołu. Takiej propozycji nie da się odrzucić. Tylko głupiec by z niej nie skorzystał. Jednakże Lindsey postawił Mickowi pewien warunek. „Bierzesz albo mnie i Stevie, albo nie bierzesz nikogo”. A reszta – jako to mówią – jest już historią.

Fleetwood Mac (1975) – pierwszy krążek ze Stevie za mikrofonem – okazał się umiarkowanym sukcesem. Zespół wyruszył w ogromną trasę koncertową, podczas której przekonał publikę do odświeżonego brzmienia i innowacyjnych rozwiązań. Wkrótce rozpoczęły się napięcia, których nie sposób było uniknąć. W wielkim skrócie: John rozwiódł się z Christine, Stevie zerwała z Lindsey’em, rozpoczynając tym samym przelotny romans z Mickiem. Mickiem, który był w trakcie sprawy rozwodowej. Dodajmy do tego problemy z alkoholem i narkotykami – muzycy wychodzili na scenę pod wpływem takiej ilości dragów, że aż trudno uwierzyć, że ustali na nogach. Te problemy zbiegły się w czasie z nagrywaniem Rumours, opus magnum zespołu, a także płyty, która jest uznawana za tą definiującą amerykańskie lata 70.

Rumours – miłość i narkotyki

Gdy spojrzymy na Rumours przez pryzmat tła, które mu towarzyszyło, wszystko staje się jasne. To album wypełniony prawdziwymi emocjami i ludzkimi namiętnościami. Za teksty odpowiadają w głównej mierze Nicks i Buckingham, dlatego możemy słuchać o ich zerwaniu z dwóch perspektyw. Perspektyw, które nie zawsze się pokrywają. I tu pojawia się nasz główny bohater – piosenka Silver Springs, która… nie pojawiła się na oryginalnej trackliście.

Napisałam Silver Springs o Lindsey’u. Jechaliśmy przed Maryland, gdy ujrzałam przy drodze znak „Silver Springs (sic), Maryland. Zakochałam się w tej nazwie. Silver Springs brzmiało jak miejsce z bajki. I pierwszy wers – „Mógłbyś być moim Silver Springs”, to symbol tego, co o nim wtedy czułam.  

Stevie Nicks

Album był już niemal skończony. Wtedy Mick poprosił Stevie na stronę, by przedyskutować z nią pewną drażliwą kwestię:

Wiedziałam, że to poważna sprawa, ponieważ Mick nigdy nie prosi nikogo na stronę. Chodziło o to, że Silver Springs nie ukaże się na płycie, bo jest za długie. Było też kilka innych powodów. Fleetwood chciał lżejszy kawałek – I Don’t Want to Know. Piosenkę, w której śpiewam z Lindsey’em w duecie. Zaczęłam wrzeszczeć i pewnie powiedziałam parę bolesnych słów. Wróciłam do studia kompletnie wściekła.

Stevie Nicks

Producenci szukali sposobu, by jakoś wcisnąć Silver Springs na krążek. Proponowali skrócenie długich utworów – jak Gold Dust Woman, albo zastąpienie innej piosenki. Bezskutecznie. Długość piosenki była tylko jednym z kilku problemów. Innymi była chęć równej reprezentacji członków zespołu na albumie – a wyżej wspomniane Silver Springs byłoby już trzecią balladą Nicks na Rumours. Do tego inni członkowie nie chcieli dopuścić. Ostatecznie utwór ukazał się jako strona B singla Go Your Own Way.

Pierwszy powrót Silver Springs

I tu – w każdym innym przypadku – byłby koniec tej historii. Ale przecież u Fleetwood Mac nic nie może być tak proste! Problem powrócił jak bumerang. Wczesne lata 90. przyniosły kolejne zmiany. Największą z nich był początek solowej kariery Stevie Nicks. Ta, rozwinęła się tak dobrze, że wokalistka przygotowywała się do wydania składanki z największymi przebojami. Składanki, na której bardzo chciała umieścić Silver Springs. Zespół miał jednak wobec niej inne plany. Chciał umieścić ją na własnych the best of.

Powiedziałam managerowi, że chcę Silver Springs, bo ta piosenka należy do mnie i mojej matki. Groziłam mu, że jeśli nie dostanę nagrania do poniedziałku, opuszczam zespół.

Stevie Nicks

Mick Fleetwood postawił na swoim, a Stevie, by nie być gołosłowna, odeszła z zespołu.

Drugi powrót Silver Springs

Teraz możemy wrócić do naszego początku i sławetnego koncertu w studiu Warner Bros. w Kalifornii. Po dziesięciu latach na scenę powrócił najbardziej ikoniczny line-up Fleetwood Mac. Poprzez działanie solo, każdy nieco zdystansował się od starych problemów i mógł spojrzeć na sprawę z trzeźwą głową. Dawne miłości, kłótnie i zdrady poszły w niepamięć. Liczyła się radość ze wspólnego tworzenia, która – podobnie jak kokaina – napędzała ich przez te lata razem.

W połowie koncertu, światła zostały przytłumione, na sali panowała kompletna cisza, a zespół zaczął grać pierwsze akordy. Akordy piosenki, która dla większej części publiczności była nowością. Nastrojowy wstęp akompaniował wejście Nicks na scenę. Chwyciła mikrofon, by wypowiedzieć swoje ukochane słowa piosenki: „Mógłbyś być moim Silver Springs…” Nagle, coś w niej odżywa. Tekst, napisany pod wpływem prawdziwych emocji, uwalnia masę wspomnień. Zasklepiona 20 lat temu rana na nowo się otwiera. Wówczas wokalistka odwraca się w stronę grającego na gitarze Lindsey’a. Gdyby jej spojrzenie mogło zabić, uśmierciłaby go w ułamku sekundy. Ani na moment nie odrywa wzroku. Wyśpiewuje tekst piosenki z taką siłą, jaką ma tylko zraniona, zdradzona kobieta:

Czas rzucił na ciebie urok / Już nigdy o mnie nie zapomnisz / Wiem, że mogłabym cię pokochać, ale na to nie pozwoliłeś / Dźwięk mojego głosu będzie cię nawiedzał / Już nigdy nie uciekniesz od głosu kobiety, która cię kochała

Obietnica Stevie

Zespół jeszcze nigdy nie otrzymał tak gromkich oklasków. Utwór otrzymał wówczas drugie życie – coverowały go dziesiątki artystów, o tym występie mówiła cała Ameryka, a piosenka stała się gwoździem programu na późniejszych koncertach. Nawet dwudziestoletnia śpiączka nie zdołała ostudzić emocji Stevie. Po tym można poznać prawdziwą artystkę – mimo upływu lat, jej poruszenie jest nadal żywe. Nadal namacalne. I przemawia z ogromną siłą. To też kolejny dowód na to, że Nicks dotrzymuje swoich obietnic. Lindsey już nigdy nie zdoła uciec od głosu kobiety, która go kochała. Dlatego, że ta kobieta zamknęła go właśnie w tym nagraniu.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tu! https://meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/