Rok 2022 nie zwalnia i na ekranach polskich kin pojawiła się już trzecia produkcja anime, obok „Belle” oraz „Jujutsu Kaisen 0”. Tym razem poznamy poboczną historię o Saiyańskich wojownikach. Piccolo oraz Son Gohan zmierzą się z odradzającą się Armią Czerwonej Wstęgi. Czy „Dragon Ball Super: Super Hero” jest warty obejrzenia, nawet bez znajomości oryginalnej serii?
Po pokonaniu Armii Czerwonej Wstęgi Son Goku (Masako Nozawa) wraz z Dr. Gero i Cellą, w późniejszym czasie Magenta (Volcano Ota), próbuje odbudować dzieło ojca i ponownie spróbować przejąć kontrolę nad światem. W tym celu manipuluje młodym i uzdolnionym naukowcem, Dr. Hedo (Miyu Irino) do stworzenia najpotężniejszych androidów do walki z ich dawnymi wrogami. Pół roku później Piccolo (Toshio Furukawa) podczas szkolenia młodej Pan (Yuko Minaguchi) zostaje zaatakowany przez nowe twory młodego doktorka. Zielony szatan, po tym jak ledwo uchodzi z życiem ze starcia, postanawia zbadać sprawę nowych wrogów i powstrzymać ich niecne plany.
Fabuła to nie jest najsilniejszy aspekt tej produkcji. Jest bardzo pretekstowa i służy jedynie jako przyczyna do pokazania widowiskowych starć oraz fanserwisu. Nie pomaga też fakt, że pierwszy akt filmu to praktycznie sama ekspozycja przekazywana w nudnych dialogach. Rozumiem ideę wprowadzenia świeżych odbiorców w świat lub zwyczajnie przypomnienie kluczowych informacji jednak sposób w jaki to zrobiono woła o pomstę do nieba. Zniechęca to już na początku filmu, a dopiero później można dotrzeć do bardziej interesujących fragmentów nowego „Dragon Balla”.
Son Goku i przyjaciele
Tytuł tego akapitu to trochę kłamstwo, ponieważ kultowe postacie jak Son Goku czy Vegeta pojawiają się tylko w pewnym fragmencie filmu. Prawdą jest jednak, że pojawia się wiele przyjaciół tego Saiyańskiego wojownika. Produkcja skupia się głównie na postaci Piccolo, Son Gohana oraz jego córki Pan. Jednak nie spodziewajcie się po nich wielkiej głębi psychologicznej. Droga jaką przechodzą bohaterowie jest bardzo prosta. Najlepszym tego przykładem jest Son Gohan. Na początku filmu jest bardziej zainteresowany pisaniem swojej pracy dyplomowej niż zajmowaniem się swoją córką. Jednak, kiedy Pan znajduje się w niebezpieczeństwie musi porzucić swoje plany i udać się jej na ratunek. Żeby jednak tego dokonać Gohan musi w sobie znaleźć odpowiednie pokłady siły, aby pokonać wszystkich wrogów oraz sprostać przeciwnościom losu.
Piccolo oraz Pan to najlepszy duet tego filmu. Duża zasługa w tym młodej dziewczynki, która jest pomysłowa i żywa, a nie brakuje jej również siły do radzenia sobie z przeciwnikami. Piccolo zaś jako mentor Pan oraz jej ojca, chce ujawnić kryjący się w owej dwójce talent. Musi on również radzić sobie ze wszystkim na własną rękę, ponieważ pomoc Son Goku oraz Vegety jest niemożliwa.
Reszta postaci pojawia się dosłownie na chwilę gdzieś w tle i służy jedynie za fanserwis lub jako bardzo marni antagoniści. Szczególnie ta druga grupa traci wiele, przez brak rozbudowanych motywacji i staje się jedynie „tymi złymi”, którzy chcą zwyczajnie przejąć władzę nad światem i nic więcej. Przez to nie jesteśmy w stanie brać ich na poważnie i traktować jako realne zagrożenie dla naszych bohaterów.
Super Fights
Co do warsty audiowizualnej mam mieszane uczucia. Animacja 3D miejscami jest bardzo nierówna i wygląda bardzo sztucznie. Rzuca się w oczy między innymi wyrenderowane komputerowo tło. Jest ono wręcz puste i nie ma w sobie ani krzty życia. Ogólnie lokacje wyglądają jak makiety dla postaci i są sztuczne. Ciekawie i ładnie prezentują się za to starcia głównych bohaterów z przeciwnikami. Czuć, że główny nacisk powędrował w ten aspekt produkcji i do niej przywiązano najwięcej uwagi. Dzięki temu na ekranie dzieją się widowiskowe rzeczy, wręcz kipiące od epickości. Walki są płynne i przyjemnie się je ogląda. To wielki plus tej produkcji.
Nie mogę za to pochwalić warstwy dźwiękowej filmu. Utwory są w tle i dodają emocji do poszczególnych scen w typowy dla blockbusterów sposób. Jednak nie są na tyle charakterystyczne, żeby zapadły widzom w pamięć. Sam nie potrafię przypomnieć sobie żadnej piosenki czy melodii z filmu, którą zapamiętałem na dłużej.
Super Fun?
Zapewne wielu z was, którzy nie oglądali klasycznych serii „Dragon Ball”, zastanawia się czy warto w ogóle zainteresować się tą produkcją. Odpowiedź nie jest wcale taka oczywista, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Ten film jest specyficzny. Z jednej strony miejscami strasznie przegadany, starający się wyjaśnić podstawowe sprawy dla niewtajemniczonych. Historia sama w sobie również nie powala, jest wręcz dziecinnie prosta i miejscami niedorzeczna. Absurd goni absurd. Z drugiej strony marka słynie z widowiskowych starć i tutaj też nie zawodzi w tej kwestii. Na ekranie dzieje się wiele a skala potyczek jest duża.
Fani smoczych kul powinni być zadowoleni z seansu. Porządna dawka fanserwisu oraz Sayańskich wojowników. Dla osób, które nigdy nie miały styczności z tą serią może to być punkt startowy, jeśli chodzi o zapoznanie się z tą kultową mangą i anime.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura