Gutek: Staram się przyjmować postawę optymisty. [Rozmowa]

fot. Instagram: Gutekofficial

Dwie dekady minęły od wydania jego debiutanckiej płyty Part One zespołu Indios Bravos. Teraz staję się debiutantem na nowo wydając płytę Stan Rzeczy już pod własnym pseudonimem. Gutek w rozmowie dla Radia Meteor opowiada o: procesie komponowania, gościnnych udziałach oraz kulturze picia rzemieślniczego piwa.


Minął już ponad rok od kiedy nasza rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Jak przeżyłeś ten czas?

Myślę, że tak jak większość z nas na początku nie wiedziałem czego się spodziewać, dlatego wpadłem w lekką panikę, ale to przez pierwsze tygodnie. Nadal odczuwam pewną niepewność, choć mam dziś dużo więcej wiary w to, że to nie będzie trwało wiecznie. Przez cały ten czas bałem się najbardziej nie zarażenia i choroby, a właśnie kryzysu gospodarczego, ewentualnych zamieszek, co na szczęście nie nastąpiło. Pierwsze tygodnie polegały na gromadzeniu różnych rzeczy, przez co półki w spiżarce uginały się od rzemieślniczych piw, bo bałem się, że już ich nigdy nie dostanę [śmiech].

Płyta „Part One”, od której rozpoczęła się Twoja muzyczna kariera jest moją rówieśniczką. Jak czujesz się obecnie, gdy po ponad dwóch dekadach grania stajesz się debiutantem na nowo?

Z jednej strony ta sytuacja jest trochę podobna, a z drugiej całkowicie inna. Mam świadomość, że Stan Rzeczy jest moim w pełni autorsko-kompozytorskim debiutem, gdzie to ode mnie zależało dużo rzeczy. W moich wcześniejszych projektach miałem również wiele do powiedzenia, ale ten album wymusił na mnie odnalezienie się w nowej roli. Natomiast posiadam obecnie dużo doświadczenia zawodowego związanego zarówno z wydawaniem płyt jak i koncertowaniem, więc nie jestem w tym samym miejscu co ówcześnie. Bardzo się cieszę, że płyta została wydana, bo zeszło ze mnie pewne brzemię. Zarówno ja, jak i publiczność długo czekała na tę premierę i cały ten proces zajął mi trochę czasu – wyszło ponad trzy lata. Aczkolwiek patrząc na Indios Bravos, to też nigdy nie stosowaliśmy gęstszej częstotliwości wydawnictw, więc słuchacze wiedzą, iż ten cykl musi trochę potrwać nim ukaże się album.

Odnośnie procesu powstawania tej płyty: mam ze sobą setlistę z twojego poznańskiego koncertu z 2019 roku, na którym pojawiło się już kilka utworów z tegorocznej płyty. Podczas tego występu wspominałeś,  że płyta ukaże się jeszcze w tamtym roku. Można zatem przypuszczać, że to nie sama pandemia była powodem czasowej obsuwy tej premiery.

Właśnie tak. W momencie, w którym zacząłem formować skład nie miałem jeszcze całego materiału na płytę i podczas koncertów wspomagałem się repertuarem Indiosów jak i innych projektów, w których brałem udział, żeby można to było nazwać koncertem pełnowymiarowym. Graliśmy wiele tras, każdy z nas ma inne zobowiązania zawodowe i prywatne, więc fizycznie nie mieliśmy czasu, aby wejść do studia i zarejestrować cały materiał, dlatego odkładało się to w czasie. Ostatecznie materiał oddaliśmy w grudniu 2020 roku, a wszystko co się później działo było niezależne od nas.

fot. Julia Sobierańska

Od czasu ujawnienia pierwszego singla Co noc działo się jeszcze wiele rzeczy „pomiędzy”, między innymi razem z Indiosami wydaliście płytę Cały Czas.

Traktowaliśmy to bardziej jako celebrację dwudziestolecia wydania Part One, bo wydawnictwo było dodatkiem do pierwszych trzystu biletów z każdego miasta. To też nie była taka klasyczna trasa koncertowa, bo jednak tych koncertów było zaledwie pięć. Główną osią była chęć spotkania się razem, natomiast płyta ukazała się „przy okazji”. Zarejestrowaliśmy dwa nowe utwory, żeby nie sprzedawać samych staroci, natomiast nie traktowałbym Całego czasu jak pełnoprawnego albumu.

I jeszcze zanim dojdziemy do Twojego debiutu to chciałbym dopytać o pierwszym utworze projektu Gutek, który ukazał się na fizycznym nośniku, czyli o coverze Madman’s Joint pochodzącym z płyty Ladies and Gentleman on Acid. Jak doszło do tej współpracy? Świat reggae i metalu jakoś nie łączy mi się ze sobą [śmiech].


Właściwie to nie jest pierwsza taka kompozycja, gdyż popełniliśmy jeszcze cover dla Big Cyca, gdzie też nagraliśmy dla nich interpretacje ich utworu. Podobnie było z jubileuszową płytą dla Acidów gdzie postanowiliśmy złamać serca metalowej braci i muszą to przełknąć [śmiech]. Zrobiliśmy to dla Acidów, ale również dla naszych fanów by być może przybliżyć im twórczość kapeli, której być może nie słuchali. Takie crossovery są zawsze fajne i wynikają z takich koleżeńskich relacji niż tego, że Acid Drinkers słucha Gutka [śmiech].

Pytałem szczególnie o ten przypadek, ponieważ to „nasza” poznańska ekipa.

Wybrałem utwór, który mógłbym zinterpretować melodyczno-wokalnie z wyraźną linią melodyczną, którą dało by się zaśpiewać a nie growlować, więc dużo rzeczy odpadło [śmiech]. A Ślimak śpiewał Madman’s Joint więc wydał się nam naturalnym wyborem, że damy radę to zrobić, a biorąc pod uwagę wspólne fascynacje muzyką country czy westernem pozwoliliśmy się odnieść w tamte rejony. Bardzo się cieszę, że jestem wciąż na takie rzeczy zapraszany, bo powiem szczerze, że te kolaboracje rapowe już mi trochę wyszły bokiem [śmiech]. Natomiast występ z Acid Drinkers, Big Cyc czy Martyną Jakubowicz to dla mnie ogromny zaszczyt.

Po tych wszystkich perturbacjach Stan Rzeczy się ukazał i przyznam, że jestem zaskoczony rezultatem, gdyż nie jest to płyta utrzymana stricte w gatunku reggae. Czy Twój debiut jest dla Ciebie pewnym nowym, muzycznym rozdziałem?

Stan Rzeczy jest kontynuacją wszystkich rozdziałów do jakich zaglądałem, nawet tych, do których zajrzałem na chwilkę. A to, że to nie jest jeden konkretny gatunek, to mnie to w ogóle nie interesuje. Jeśli kogoś będzie to wybijało ze strefy komfortu to trudno, takie było założenie [śmiech].

Tak jak wspominałeś, wcześniej Twoja muzyczna droga stawiała Cię w roli wykonawcy, natomiast teraz stałeś się twórcą. Czy proces tworzenia piosenek sprawiał Ci problemy?

Komponowanie przychodzi mi bardzo łatwo, o wiele trudniej przychodzi mi warstwa liryczna, która wymaga o wiele większej rozwagi – musisz się zastanowić, o czym chcesz powiedzieć i jak powiedzieć. Nie jest to dla mnie tak naturalne, jak emocjonalne wypluwanie z siebie melodii.

Dla mnie również ta warstwa tekstowa w piosence jest niezwykle ważna i chciałbym zadać kilka pytań związanych z treściami utworów. Co masz zapisane w swoim riderze? (Góra Dół)

10 rzemieślniczych piw w stylu IPA. I to jest właśnie ten gwiazdorski rider [śmiech]. Podczas trasy nie mam czasu, żeby szukać specjalistycznych sklepów z rzemieślniczym piwem, chociaż i tak potrafię tak zaplanować trasę, żeby gdzieś zaopatrzyć się w dobre krafty. My pasje do piwa, oczywiście z umiarem, kultywujemy na naszych trasach. I faktycznie trochę o tym piwie jest w tej piosence. Prywatnie jestem też członkiem grupy Katowicki Projekt Piwny, która zrzeszą beergeeków. To piwko jest w naszym życiu bardzo istotne, ale nie na zasadzie kultywowania pijaństwa, tylko kultury przebywania w miłym towarzystwie. Spożywanie alkoholu nie powinno sprawiać dyskomfortu otoczeniu. Fajnie jest sobie czasami pozwolić na brak autocenzury i pozwolić sobie na mówienie, o tym co mnie interesuje. Nie namawiam nikogo do alkoholizmu, bo uważam, że to jest wielki problem społeczny, ale to co my kultywujemy to coś, czego nie chciałbym zamienić na nic innego.

W temacie kultury: Czy dla Ciebie reggae jest tylko i wyłącznie muzyką, czy również pewnego rodzaju subkulturą? Król Złoty posiada bardzo antykapitalistyczny wydźwięk.

Gdy zaczynałem poznawać reggae, to właśnie ta antyestablishmentowość była tym, co odróżniało tę muzykę od innych gatunków. Muzyka niosła ze sobą bunt i treść, z którą młody, poszukujący prawdy człowiek, chciał się utożsamiać. Dla innych hip-hop stał się takim gatunkiem, a dla mnie muzyka reggae. Natomiast nigdy nie zamknęliśmy się w rezerwacie pod tym tytułem i czerpaliśmy z różnych gatunków. Nie wyobrażam sobie, żeby projekt Gutek miał grać tylko ten jeden gatunek. Biorę to na siebie i wiem, że nie trafię w gusta ortodoksyjnych wielbicieli tego gatunku, ale mam też świadomość, że dzięki temu trafiam do grona słuchaczy, którzy takimi ortodoksami nie są. Fale popularności danych gatunków to ciągłe sinusoidy, obecnie reggae nie jest tak popularne jak kiedyś, ale na pewno jeszcze ta muzyka przejdzie kolejny renesans, a ja nigdy nie zastanawiałem się co jest obecnie popularne. Wszystko co robię wynika z mojej intuicji i tego co naprawdę chcę tworzyć.

Album Stan Rzeczy kończy się utworem Ogniwa, który dla mnie jest próbą szukania pozytywów w tej trudnej, otaczającej nas rzeczywistości. Czy Ty jesteś życiowym optymistą?

Staram się przyjmować taką postawę. Nie zawsze patrzę optymistycznie, ale myślę, że nie jestem malkontentem i nawet pomimo tej pandemicznej sytuacji starałem się odnaleźć w sobie pewną równowagę. Nie podążam za ciemnymi myślami i staram się koncentrować na pozytywach. Dla mnie ważne jest, aby nie zapominać o tym, co jest ważne zająć się: rodziną, zdrowiem, spotkaniami z kumplami. Kiedy przyjdzie czas koncertów, to będziemy grali. Nie zamierzam jechać do Warszawy i palić gumy krzycząc „Otwórzcie kluby”, bo uważam, że obostrzenia nie są całkowicie nieuzasadnione. Odczuwam dyskomfort podobnie jak miliony ludzi na całym świecie, ale to nic w porównaniu z tragedią jaka dotyka: chorych, umierających i ich rodziny. Natomiast jest to sytuacja, w której trudno wyrokować, dlatego w Ogniwach chciałem zawrzeć treść zwracająca nas ku tym co dla nas ważne. Musimy mieć wiarę, że nic nie trwa wiecznie i zło się skończy. Nie można się poddawać i załamywać rąk: trzeba działać, trzeba się motywować, żeby nie dać się depresji.

Do limitowanej edycji Twojego albumu, poza samymi płytami oraz koszulkami, dołączona została zapalniczka benzynowa oraz multi-tool. Czy jesteś takim trochę „prepersem”?

Niespecjalnie. Zastanawialiśmy się, co możemy dołączyć do tego Fan Boxa i pomysły były najróżniejsze. Jedną z najciekawszych propozycji były szminki [śmiech]. Stwierdziliśmy, że to będzie coś, co będzie miało fajne, praktyczne zastosowanie. Od czasu premiery co chwilę otrzymuję filmiki, gdzie ktoś używa tego multi-toola, więc widać, że świetnie się to sprawdza.

Jaka była najciekawsza interpretacja okładki z jaką się spotkałeś?

Nie miałem jeszcze okazji wysłuchać wielu propozycji, ponieważ nie gramy koncertów, więc nie rozmawiałem jeszcze z publicznością. Właśnie podczas, wywiadów byłem sam wielokrotnie pytany, ale wolę nie odpowiadać, gdyż to jest własna wizja grafika – Maciejowi Mraczkowi. Dla mnie sztuka jest zarezerwowana do indywidualnego odczytywania i nie będę narzucał swoich interpretacji. Poza samą okładką, zależało mi również, aby album nie posiadał standardowej książeczki z moimi tekstami, bo nie czuję się literatem. Zasugerowałem Maciejowi, aby słowa lub pojedyncze frazy pojawiały się wraz z ilustracjami. Tak też się stało i rezultat bardzo mnie satysfakcjonuje.

Może być ilustracją przedstawiającą tekst „GUTEK STAN RZECZY”
Okładka płyty „Stan Rzeczy”