Decadent Fun Club: Okrutny jest brak akceptacji, odrzucenie i wrogość w naszym społeczeństwie. Ciężko się w czymś takim odnaleźć. [WYWIAD]

Gdy dowiedziałem się, że Decadent Fun Club zagra transmitowany koncert online w Poznaniu, natychmiastowo naszła mnie myśl spotkania się i przeprowadzenia rozmowy. Zespół był laureatem „Jarocińskich Rytmów Młodych” w 2017r., wydając od tego czasu kilka singli oraz cover zespołu Maanaam Paranoja jest goła. Na jesień tego roku planują wydać debiutancką płytę – udało mi się o nią wypytać wokalistę Paveu’a Ostrovsky’ego.

Z tego co udało mi się policzyć, dziś był to wasz siódmy koncert w Poznaniu.

Tak… A nie! (w tym momencie Paweł zaczyna wyliczać po kolei wszystkie koncerty Decadent Fun Club w Poznaniu – przyp. red.). Wliczając nasz najdziwniejszy i najkrótszy koncert, który odbył się na dachu Targów Poznańskich podczas festiwalu Pyrkon 2018, zagraliśmy w Poznaniu już osiem koncertów, a dzisiaj jest dziewiąty! Wygląda na to, że Poznań zupełnie nieoczekiwanie stał się drugim najczęściej odwiedzanym przez nas miastem, zaraz po Warszawie. 

Byłem na waszym koncercie w Dragonie – to był jakoś marzec 2018. Bardzo pasowaliście do tego miejsca.

Lubię ten klub. Graliśmy tam dwukrotnie. Poza tym dobrze mi się kojarzy, bo byłem tam na kilku pięknych koncertach jako słuchacz.

Z tamtego wieczoru mocno pamiętam utwór „Szary”. Zatem mam pytanie – czy „Szary” będzie na waszej debiutanckiej płycie? 

Tak, będzie. Nie wyobrażam sobie tego albumu bez „Szarego”. Jego zalążek powstał podczas naszej pierwszej próby w pełnym, czteroosobowym składzie, dlatego uważam go za symboliczny początek Decadent Fun Club. Pamiętam dokładnie ten moment. Wróciłem wtedy z Berlina i było mi smutno. Koledzy zaczęli improwizować i w pewnym momencie z dźwiękowej magmy zaczął wyłaniać się ten powolny, zapętlony motyw. Słabo się znaliśmy, więc trochę wstydziłem się śpiewać, dlatego podkręciłem maksymalnie pogłos i oddaliłem mikrofon tak, aby mój głos był słyszalny jakby z oddali w wielkim kościele. Wtedy przyszedł do mnie ten tekst: „Jednym dmuchnięciem podcięłaś mi nogi/w szarym powietrzu już nie wiem czym jestem”. To były pierwsze słowa, jakie wyśpiewałem z siebie po wielu latach milczenia. Było w tym coś uwalniającego. Wiele miesięcy później znaleźliśmy nagranie tego motywu, rozwinęliśmy go i tak powstał „Szary”. 

Czyli na waszej płycie będzie ‘Szary’, ‘Oko’, ‘Ufo’ oraz ‘Stamina’, która miała premierę niedawno w Antyradiu.

Ciii! Nie mów o tym nikomu! To nie była prawdziwa premiera, tylko zaledwie szkic, którego nie powinienem był publicznie pokazywać, ale dałem się namówić Makakowi (śmiech). 

A ‘Paranoja jest Goła’ będzie na waszej płycie? Wtedy miałbym już połowę tracklisty (śmiech). Bo z tego co wiem – utworów na albumie ma być dziesięć.

Nie, „Paranoi” nie będzie. Ten utwór miał już swój czas, w którym odpowiednio wybrzmiał i spełnił swoje zadanie. To miał być swoisty pomost pomiędzy tym, co było – anglojęzycznymi singlami, a tym co będzie, czyli polskojęzycznym albumem.

W jednym wywiadzie powiedziałeś, że swoje teksty starasz się czyścić ze wszelkich negatywnych emocji. Ja po wyjściu z waszego koncertu stwierdziłem – ‘kurde, Ty jesteś trochę takim polskim Brianem Molko, potrafisz śpiewać tak, że człowiek odczuwa niepokój’.

Nie wiem czy dobrze rozumiem, co masz na myśli mówiąc o niepokoju, ale w pewnym sensie chyba mnie to cieszy. Nie to, żebym chciał kogoś straszyć czy smucić. Moje teksty mają przede wszystkim pobudzać do refleksji. Jednocześnie też nie chcę ich przeładowywać zbyt ciężkim przekazem, ani ograniczać się do epatowania negatywną energią. To byłoby zbyt proste. Pewnie dlatego powiedziałem o tym „czyszczeniu”, bo rzeczywiście proces pisania tekstów w moim przypadku jest dość wymagający. Za każdym razem rzucam sobie wyzwanie, aby wpuścić do tekstu światło. Większość moich tekstów to tak naprawdę szukanie światła pośród ciemności. Jeśli więc „niepokój”, o którym mówisz miałby oznaczać rodzaj wzruszenia czy kontestacji, to zgadzam się, jednak śpiewając chciałbym raczej dawać odbiorcy poczucie, że jesteśmy w tym razem, a nie dołować.

Pisząc te teksty czekasz na przypływy weny czy traktujesz je trochę jak pracę do wykonania ? Nick Cave codziennie chodzi do biura, gdzie stoi fortepian i poświęca tam czas na pracę twórczą.

Na początku opierałem się niemal wyłącznie na „przypływach weny”, jednak ponieważ przypływy uzależnione są od wiatru, który z natury jest zmienny i nieregularny, to w dłuższej perspektywie nie da się na nich polegać stuprocentowo…

Ale miałeś podejście typu ‘nie ma weny, to nie robię’?

Dawniej w ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Nie musiałem. Zazwyczaj w pierwszych fazach powstawania utworu, układam linię melodyczną bez słów, używając tzw. języka pseudoangielskiego i dopiero później wyławiam właściwą treść. Przez długi czas w ogóle nie czułem tej presji, że „piosenka musi posiadać tekst” i beztrosko korzystałem z momentów, kiedy wena przychodziła do mnie sama i jak pegaz porywała w twórczy lot. Z czasem jednak zacząłem podchodzić do tego coraz bardziej zadaniowo. Pamiętam moment, gdy napisałem tekst do utworu „Oko”. Po raz pierwszy poczułem wtedy, że oto właśnie całkowicie wyraziłem słowami to, co czuję i myślę. Odczułem coś w rodzaju spełnienia. Najpierw byłem tym niesamowicie uniesiony, ale zaraz potem złapałem kompletnego doła. Dopadła mnie myśl, że być może już nigdy nie uda mi się napisać niczego więcej, co w gruncie rzeczy było dość paradoksalne, bo istotą tekstu „Oko” jest nadzieja i poszukiwanie spokoju… 

Można z tego wnioskować, że wasza płyta będzie o nadziei? W jednym wywiadzie powiedziałeś, że ‘Oko’ to kluczowy utwór w kwestii albumu.

Tak, generalnie cały album będzie o szukaniu nadziei, wiary i miłości pośród śmietnika, w którym żyjemy. Oczywiście mam na myśli uniwersalne rozumienie tych pojęć, bez zbędnych konotacji religijnych – nie gramy muzyki dewocyjnej! (śmiech)

Inspirujesz się głównie własnymi refleksjami i światem, który Cię otacza. Czerpiesz też z filmów i książek?

Tak, aczkolwiek nie zdarzyło mi się jeszcze nigdy napisać całego utworu pod wpływem konkretnego filmu czy książki. Raczej są to inspiracje subtelnie przenikające jako pewne sformułowania, metafory czy skojarzenia. Wydaje mi się, że najbardziej wyraźne jest nawiązanie do „Malowanego ptaka” Jerzego Kosińskiego w utworze „UFO”, a konkretniej do motywu okrutnej zabawy mieszkańca wsi, który łapał czarnego ptaka i malował mu skrzydła na kolorowo, po czym wypuszczał z powrotem, a jego własne stado go nie rozpoznawało i zadziobywało. Podmiot liryczny utworu „UFO” jest w oczach społeczeństwa jak ten kolorowy ptak – odmienny, a więc zły, niewygodny i nieakceptowalny. O tym między innymi jest ten tekst…

O takiej ‘niemocy odnalezienia się w społeczeństwie’?

Bardziej o wykluczeniu przez bliźnich, niż o niemocy odnalezienia się. Okrutny jest brak akceptacji, odrzucenie i wrogość w naszym społeczeństwie. Ciężko się w czymś takim odnaleźć.

W jednym wywiadzie wspomniałeś, że ‘czeka nas zagłada’. Brzmi to dramatycznie, ale na pewno jest to jakaś metafora.

Nie chciałem zabrzmieć aż tak fatalistycznie, ale rzeczywiście uważam, że ta planeta w końcu pozbędzie się największego szkodnika w ekosystemie, jakim jest człowiek. O tym między innymi jest tekst utworu „Stamina”, aczkolwiek nie roztaczam tam pesymistycznej wizji końca świata, tylko zwracam uwagę na to, co jeszcze może nas do siebie zbliżyć i ocalić. Ludzie dawno temu wymyślili sobie, że ktoś ponad nami powiedział: „czyńcie sobie ziemię poddaną”. To jest bzdura. Niestety, nawet jeśli nasz świat nie zginie w wyniku kataklizmu, to prędzej czy później pozabijamy się sami. Określam to słowem „autozagłada” w innym utworze, który również znajdzie się na naszym albumie.  

Ale ja mam podobne podejście. Rzeczywiście jest coraz gorzej, mimo że chcę myśleć, że jest na odwrót. Przede wszystkim w relacjach człowieka z drugim człowiekiem.

Tak, choć z drugiej strony nie chciałbym też popadać w przesadny defetyzm. Uważam, że w życiu przede wszystkim należy szukać zachwytu, radości i piękna, ale też nie być obojętnym ignorantem. Dużo ludzi żyje w nieświadomości i nie oznacza to, że sami w sobie są źli, jednak ich obojętność staje się narzędziem w rękach ludzi, którzy z zimną premedytacją wykorzystują to do złych celów. 

Wracając do tematu płyty – sesję w studio, która się miała odbyć w kwietniu, przełożyliście na czerwiec. Czy ona finalnie się odbyła?

Tak, udało nam się zrealizować zasadniczą część materiału. Nagraliśmy partie perkusji i basu do wszystkich utworów, następnie rozpoczęliśmy pracę nad klawiszami i wokalem. Niestety w pewnym momencie musieliśmy przerwać ten proces i zacząć walkę z rzeczywistością. Oczywiście jedną z przyczyn opóźnienia jest pandemia, po drodze doszło też do istotnej zmiany w składzie zespołu, jednak największą przeszkodą okazały się pieniądze. Zależy nam na najwyższej jakości – chcemy, żeby album zachwycał brzmieniem i piękną oprawą. Dlatego choć długo się przed tym wzbranialiśmy, to planujemy uruchomić zbiórkę internetową. Niebawem będziemy o tym informować oficjalnie. Mam nadzieję, że sympatycy naszej muzyki zechcą nas wesprzeć. 

Myślę, że takim podłożem do dobrej jakości jest to, że wy jesteście bardzo zgrani ze sobą na scenie i brzmicie bardzo dobrze na żywo.

Właśnie z tego powodu postanowiliśmy nagrywać bas i perkusję „na setkę”. Chcemy uchwycić żywą energię naszego grania. Wspomniana zmiana w składzie dotyczyła basu, dlatego aby móc nagrywać sekcję rytmiczną na żywo, potrzebowaliśmy dodatkowego czasu na zgranie się z nowym basistą.

Od 2016 r. album wciąż się nie ukazał, przez różne perturbacje. Jednak musiały być w międzyczasie jakieś chwile uskrzydlające, które sprawiały, że nie odpuszczaliście i ciągle pracowaliście nad waszym wydawnictwem.

Oczywiście. Najbardziej uskrzydlające były przede wszystkim koncerty. Mieliśmy zaszczyt supportować takie zespoły jak OMD, New Model Army, Zalewski czy Bokka, dzięki czemu graliśmy na wielkich scenach dla kilkutysięcznej publiczności – to zawsze robi wielkie wrażenie. Jednak pamiętam dużo uskrzydlających, ekstatycznych wręcz koncertów w małych klubach. Chociażby nasz ostatni koncert przed pandemią, na początku marca ubiegłego roku. Zagraliśmy w malutkim teatrze w Krakowie. Było kameralnie, ale cała sala była wypełniona ludźmi – okazało się, że po raz pierwszy samodzielnie wyprzedaliśmy koncert. Dzień później wprowadzono pierwsze obostrzenia dotyczące zgromadzeń w związku z pandemią…

Dzisiaj też był taki uskrzydlający moment?

Przyznam szczerze, że dziś byłem bardzo spięty, przez co niestety miałem mocno podcięte skrzydła. Koncert online bez udziału publiczności to dla mnie kompletnie nienaturalna sytuacja. Byłem podekscytowany i szczęśliwy, bo dawno nie mieliśmy okazji grać poza salą prób, ale jednak czuję, że trochę mnie to przerosło. Muszę się oswoić z takimi warunkami…

Miejmy nadzieję, że po wydaniu waszej płyty koncerty z publiką będą już możliwe.

Co ciekawe, zdradzę Ci, że mamy już plan na drugą płytę! To jest trochę straszne, bo wciąż nie nagraliśmy pierwszej. Podczas koncertów zapowiadałem album już w 2016 roku, potem przestałem już w ogóle o tym mówić, żeby nie wyjść na mitomana…  (śmiech) Inna sprawa, że w międzyczasie kompletnie zmieniliśmy koncepcję całej płyty. Pierwotnie jej zawartość miała być złożona z singli, które zaczęliśmy wydawać jeszcze w 2017 roku, uzupełnionych o materiał, który prezentowaliśmy podczas pierwszych koncertów. Nakręciliśmy nawet teledysk do piosenki „Genie”, który nigdy się nie ukazał. Przede wszystkim jednak miał to być materiał dwujęzyczny – większość piosenek po angielsku plus kilka po polsku…

Słyszałeś kiedyś od kogoś, że lepiej brzmisz po polsku, niż po angielsku?

Owszem, zdarza mi się słyszeć tego typu opinie. Może nawet w pewnym stopniu mógłbym się z nimi zgodzić, bo bardzo lubię śpiewać po polsku. Jestem zafascynowany językiem polskim.

Ja nigdy nie rozumiałem, dlaczego dużo ludzi – w szczególności śpiewających – bardzo odbiegała od naszego języka i wolała śpiewać piosenki anglojęzyczne.

Wiesz, od wielu lat jesteśmy otoczeni anglojęzyczną muzyką, więc śpiewanie w tym języku dla wielu z nas wydaje się być czymś naturalnym. Prawie tak samo jak śpiewanie po polsku. 

Nigdy nie założyłem z góry w jakim języku będę śpiewał, tylko pozwalałem, aby przychodziły do mnie słowa i samoistnie okazało się, że w pewnym momencie tych angielskich było więcej niż polskich. Być może dlatego, że język angielski jest bardziej śpiewny. Na pewno nie bez znaczenia jest również to, że większość angielskich tekstów napisałem z pomocą mojego przyjaciela, Barta. Poza tym też łatwiej było mi się zasłonić angielskimi metaforami, a wydaje mi się, że na tamtym etapie potrzebowałem tego rodzaju dystansu.  

Coraz więcej artystów w Polsce rezygnuje z angielskiego na rzecz polskiego.

Być może, jednak w moim przypadku bynajmniej nie jest to chęć wpisania się w panujący trend. Tak jak już wspomniałem przed chwilą, jest to raczej dzieło przypadku niż świadoma decyzja. Wracając do płyty – może to nawet lepiej, że jeszcze się nie ukazała, bo w międzyczasie coś się we mnie otworzyło i napisałem dużo polskich tekstów, co pozwoliło nam zdecydować, że cały album będzie zaśpiewany w jednym języku. Myślę, że dzięki temu materiał będzie bardziej spójny.  

Te nowe utwory to są rzeczy spontaniczne?

Źródła naszych utworów są różne. Sporo materiału powstało podczas improwizacji. Poza tym każdy z nas co jakiś czas przynosi mniej lub bardziej zaawansowany pomysł, który następnie wspólnie opracowujemy podczas prób. W moim przypadku najczęściej są to gotowe linie melodyczne z tekstem i proste harmonie grane jednym palcem na syntezatorze. Wymyślam je spontanicznie, bo zazwyczaj pojawiają się w najmniej oczekiwanym momencie, np. w pracy, na ulicy, w sklepie lub podczas rozmów z innymi ludźmi. Nagrywam pomysły na dyktafon lub notuję na karteczkach, których mam mnóstwo.

Mam jeszcze pytanie co do merchu – czy w najbliższym czasie będzie? We wrześniu wrzuciliście zdjęcie, że koszulki są zrobione.

Tak, będzie. Od dawna wiele osób dopytywało nas o merch podczas koncertów. Kiedy w końcu znaleźliśmy firmę, która uszyła nam bardzo dobre jakościowo koszulki, wstrzymaliśmy działalność koncertową z powodu pandemii i nie mamy gdzie ich sprzedawać. Szykujemy też t-shirty, które będzie można nabyć w ramach zbiórki na płytę. To będzie coś absolutnie wyjątkowego i unikatowego, ponieważ każdą koszulkę mamy zamiar wykonać własnoręcznie!

Życzę wam, żeby wszystkie rzeczy z płytą ułożyły się jak najlepiej, no i ,że następnym razem spotkamy się podczas koncertu z publiką!

Jest szansa, że latem znowu zagramy w Poznaniu – tym razem na zewnątrz, a więc już z udziałem publiczności. Bądźmy dobrej myśli.