Zegarmistrz światła, czyli o śmierci w liryce i muzyce

Początek listopada. Okres po Halloween i Wszystkich Świętych. Wieczory są coraz dłuższe, poranki pochmurne, a dni często wietrzne i deszczowe. To czas, w którym nasze myśli krążą wokół tematu umierania. W tym depresyjnym czasie, niektórzy czytają poezję i słuchają melancholijnej muzyki. A gdyby tak połączyć jedno z drugim? Zastanówmy się nad motywem śmierci w szeroko rozumianej liryce. 

Śmierć jest nieodłącznym elementem życia. Cytując Grubsona: “Rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać”. Tylko to jest pewne (i podatki, ale one są gorsze). Nie może, więc dziwić, że śmierć była, jest i będzie stałym tematem w sztuce. W tym również liryce, zarówno w wierszach, jak i tekstach piosenek. Sposób jej przedstawienia różni się, czasem nawet skrajnie. Wszystko zależy od artysty, jego światopoglądu i przeżyć oraz nurtu, w którym tworzy. Ogromny wpływa ma również epoka. Tym razem jednak skupimy się na bardziej współczesnych dziełach.

źródło: pexels.com

Egalitaryzm śmierci a narkomani

Motyw egalitaryzmu śmierci odnosi się do poglądu, że w jej obliczu wszyscy jesteśmy równi. Zarówno prezydenta, biznesmena, profesora, jak i bezdomnego czeka ten sam los. Wszystkie osiągnięcia i własności przestaną mieć dla nich znaczenie i nikt nie może tego zmienić. Chyba, że ktoś odkryje lekarstwo na śmierć.

Tekst piosenki TSA “51” nie odnosi się do tego poglądu bezpośrednio. Ot, osoba pogrążona w żalu szukająca na cmentarzu utraconego przyjaciela. Można się domyślić, że żaden z nich nie zaliczał się do przykładnych obywateli. Słowa utworu zostały wymyślone po śmierci znajomego Andrzeja Nowaka (gitarzysty zespołu) z powodu przedawkowania. Nie sposób tutaj uniknąć skojarzeń z rodzinami odwiedzającym groby bliskich na Wszystkich Świętych. Ktoś był narkomanem, a ktoś inny kochającym ojcem. To nie ma znaczenia, oboje skończyli w tym samym miejscu. Na tym polega egalitaryzm.

Ars moriendi wersja współczesna

“Sztuka umierania”, bo to oznacza łaciński zwrot, wywodzi się ze średniowiecza. Ludzie mieli wówczas lekką obsesję na tym punkcie. Najważniejszym pytaniem było, jak umrzeć by zostać zbawionym. Lub jak żyć, by osiągnąć ten cel. Pamiętacie “Pieśń o Rolandzie”? Honor, duma i brak zdrowego rozsądku? To było jednym z proponowanych rozwiązań.

 Nie umniejszajmy naszym przodkom, obecnie też się nad tym zastanawiamy. Jak żyć by “powitać Śmierć jak dobrą przyjaciółkę?”. Czy należy się z tym pogodzić, czy może walczyć? Artyści często próbują znaleźć przepis na ars moriendi. Dla siebie i dla innych. Robi to też Tadeusz Woźniak w “Zegarmistrzu światła”. Choć może lepszym stwierdzeniem byłoby, że proponuje własną sztukę umierania. Napawającą melancholijnym spokojem i dodającą otuchy. 

źródło: pexels.com

Śmierć jako ucieczka

Nikomu nie polecam tej metody, są jednak ludzie, którzy nie widzą innej możliwości. Wiedzą o tym też twórcy. “Samobójstwo” Czechowicza, “Upiór” Charles’a Baudelaire, “Nie płacz Ewka” Perfektu czy  “Wasteland”. Tak, “Wasteland” z soundtracku drugiego sezonu “Arcane”. Sztuka to sztuka. Każde z wymienionych dzieł porusza ten sam motyw. Występujący od starożytności, rozpowszechniony w romantyzmie, do dziś bolesny i tragiczny. Samobójstwo jest niestety zjawiskiem coraz częściej występującym w społeczeństwie, pojawia się więc i w dziełach artystów. 


“Żegnam was, już wiem

Nie załatwię wszystkich pilnych spraw

Idę sam, właśnie tam gdzie czekają mnie

Tam przyjaciół kilku mam od lat

Dla nich zawsze śpiewam dla nich gram

Jeszcze raz żegnam was, nie spotkamy się”

To Perfekt i ich “Nie płacz Ewka”. Swoją drogą ten fragment odpowiada to od razu na pytanie: “Ubi est? Ubi sunt?”. Gdzie jest? Gdzie są? W domyśle: wielcy tego świata. Odpowiedzią, zawsze jest: w zaświatach. W Niebie, Duat, Walhalli czy na Polach Elizejskich. To już zależy od tego, w co wierzymy.

Popęd tworzenia i popęd niszczenia

Eros i Tanatos. Namiętność i śmierć. Tak jak to mają w zwyczaju przeciwieństwa, są blisko ze sobą związane. Zapytajcie Freuda. Nie wierzcie w każde jego słowo, lecz w tym wypadku artyści są z nim zgodni. Sztuka uwielbia korzystać z kontrastów. Groteska jest najlepszym przykładem.

Wiersz “Hymn rozpustników” Edwarda Stachury to dużo łagodniejsza forma tego motywu niż “Do trupa” Jana Andrzeja Morsztyna. Koniec życia jest jedynie sugerowany w każdej strofie: “Używajmy póki czas, bo za 100 lat nie będzie nas!” To bardziej “memento mori” i zwrócenie uwagi na “brevitas vitae” (krótkość życia). Jednakże obok erotyzmu, przedstawionego w niedelikatny sposób, mamy przypomnienie o śmierci. Nawet kaskaderzy literatury sięgają po ten kontrast. Swoją drogą, pamiętacie kim są ci artyści? Jeśli nie, to warto ich sobie przypomnieć. 

źródło: pexels.com

Śmierć – koniec, który może być początkiem

Można by pisać eseje i rozmawiać godzinami o motywach związanych ze śmiercią i ich różnorodności. Tego się nie robi kotu, ale nikt z nas nie jest w stanie uciec od tego losu. Artyści są tego świadomi i wyjątkowo chętnie sięgają po ten temat. Czy można ich winić? Ma w sobie coś fascynującego. Jest też dobrym powodem by powrócić do poezji albo poznać nowe piosenki.

Jeśli nie macie pomysłu na spędzenie nadchodzących długich wieczorów to polecam zajrzeć do wspomnianych utworów. Możecie też zajrzeć do naszych innych artykułów, które znajdziecie tutaj.

Autorka: Izabela Jajak