Toksyczna męskość, majestatyczne, rozległe krajobrazy nowozelandzkiej prerii i międzybraterski konflikt. Tak można by określić fabułę najnowszego filmu Jane Campion. Ale czy za tak krótkim opisem, który serwują nam producenci, „Psie pazury” skrywają coś więcej?
„Psie pazury”, czyli było sobie kiedyś dwóch braci
Jest rok 1925. Od ćwierć wieku bracia Phil i George zajmują się hodowlą bydła. Pierwszy z nich, grany przez Benedicta Cumberbatcha jest typowym samotnikiem, lubiącym znęcać się nad innymi. Młodszy (Jesse Plemons) jest bardziej empatyczny i ciepły w porównaniu do starszego brata. Zbliża się on do miejscowej wdowy i w sekrecie przed Philem pobiera się z nią. Spokój starszego ranczera zakłóca jednak wprowadzenie się do domu jego nowej szwagierki. W tym momencie życie kobiety, a także jej syna zamienia się w piekło.
Nic nie jest takie, na jakie wygląda
„Psie pazury” podzielono na cztery części. Dopiero po przeanalizowaniu produkcji na chłodno widać, dlaczego tak postąpiono. Na początku dane jest nam poznać każdego z bohaterów w swoim naturalnym środowisku. Nie dbający o higienę i najważniejsze potrzeby Phil, dla którego liczy się tylko dobro farmy. George’a zastajemy podczas kąpieli. Nawet sposób ubioru świadczy o ich kontraście. Witają oni w gospodzie prowadzonej przez miejscową wdowę i jej syna. Po pewnym incydencie młodszy z rodzeństwa zbliża się do kobiety, w następstwie czego pobierają się w tajemnicy. Po przeprowadzce, starszy z braci znęca się psychicznie nad nową szwagierką. Zakłóca jej spokój, udowadniając wciąż, że jest gorsza.
Każdy ma jakieś sekrety
Wszystko, o czym dowiadujemy się na przestrzeni trzech części, znika z rozpoczęciem czwartej. W dokładnym środku filmu wdowa sprowadza syna na farmę. Wcześniej homofobiczny Phil, widząc, jak jego kompani drwią z młodego Petera, momentalnie zmienia swoje nastawienie. Stara zaprzyjaźnić się z chłopakiem, widząc w ich relacji młodszego siebie i jego starszego kompana od siodła Bronco Henry’ego. Skrywana tajemnica związana z tym mężczyzną nie daje spokoju ranczerowi, który próbuje uciec od swoich demonów przeszłości. George w przeciwieństwie, jak mogłoby się wcześniej wydawać, nie umie zająć się żoną. W tym samym czasie wcześniej niepijąca Rose zaczyna romansować z alkoholem.
Obsada najwyższych lotów
Uwielbiam Benedicta Cumberbatcha i to, jak dobrze umie wejść w rolę mężczyzn nieliczących się z innymi. Przez cały film gra postać, która nie chce zdradzić swojego sekretu, przybierając zbroję, niepozwalającą zbliżyć się do siebie innym. Towarzyszy mu Jesse Plemons, grający kontrastującego do Phila, Georga. Kojarzyć go możecie z roli Todda w serialu „Breaking bad” albo jak w przypadku „Psich pazurów” z innych filmów wyprodukowanych przez Netflixa. W rolę Rose wyniszczanej psychicznie i nieradzącej sobie ze swoimi problemami kobiety wciela się znakomita Kristen Dunst, grająca Marry Jane w pierwszej trylogii „Spider-Mana” Sama Raimiego. Warto również pochylić się nad młodym Kodi Smit-McPhee, wcielającym się w ekscentrycznego syna Rose, nieumiejącego poradzić sobie z otaczającą rzeczywistością. Jednak myślę, że całe show kradnie Cumberbatch za rolę sadystycznego Philla.
„Psie pazury” – wrażenia końcowe
Nie ukrywam, film nie należy do najłatwiejszych. Ten dramat psychologiczny ukazuje nam, jak łatwo pozory mogą mylić. Niepokojąca muzyka Jonnego Greenwooda z łatwością przenosi nas do świata przedstawionego przez Jane Campion. Film warty jest obejrzenia, ale czy każdemu przypadnie do gustu? Krytycy są zadowoleni, patrząc na oceny serwisów filmowych, znajdą się głosy negatywne, jednak osobiście oglądałem ten film na Netflixie z przyjemnością.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj -> meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/