Superunknown – najbardziej kompletny rockowy album

Wydana w 1994 r. czwarta płyta Soundgarden Superunknown jest uznawana za szczytowe osiągnięcie zespołu. Od razu odniosła sukces komercyjny, zajmując pierwsze miejsce na liście Billboard Top 200 i zebrała bardzo pozytywne recenzje. Choć do dziś wymieniana jest wśród najlepszych albumów grunge’owych, to nie pojawia się w rozmowach o najlepszych płytach rockowych w historii.

W dyskusjach o największych dokonaniach rocka Soundgarden ustępuje miejsca głównie zespołom z lat 60. i 70. oraz rówieśnikom z Nirvany, którzy za sprawą albumu Nevermind stali się marką reprezentującą grunge. Nie umniejszając im niczego, to Superunknown zasługuje na wszelkie laury, będąc prawdziwym apogeum osiągnięć muzyki rockowej. 

Superunknown
Źródło: Wikipedia

Droga do Superunknown

Aby powiedzieć, że dana płyta jest kompletna w ramach gatunku, trzeba najpierw przyjrzeć się jego historii. Pierwszym ważnym okresem dla rocka była tzw. brytyjska inwazja w latach 60., której głównymi przedstawicielami byli The Beatles. To oni dali podwaliny pod dalszy rozwój gatunku, eksperymentując z różnymi brzmieniami. Po ich rozpadzie, na scenę wkroczyli Led Zeppelin i Black Sabbath. Pierwsi wynieśli rocka na wyżyny popularności i sprawili, że gatunek stał się cool, pisząc energiczne przeboje i chwytliwe ballady. Drudzy stworzyli mroczną, ciężką muzykę dając początek heavy metalowi. Te trzy zespoły w największym stopniu ukształtowały złoty okres dla rocka.

Pod koniec lat 70. pojawiły się zespoły grające uproszczoną, brudną, wręcz prymitywną wersję rocka (nazwanego później punkiem). Ruch ten pokazał, że każda osoba z gitarą, niezależnie od umiejętności, może grać rocka. Oznaczało to również koniec klasycznej ery i podział w następnej dekadzie na popularną, tzw. stadionową wersję rocka oraz underground, którego częścią był Soundgarden. Jednak już od pierwszych lat, zespół wyróżniał się na tle reszty dojrzałością kompozycji.

W latach 90. razem z kolegami z Seattle tworzyli tzw. wielką czwórkę grunge’u, który był ostatnim wielkim ruchem w muzyce rockowej. Jego koniec przypadł na połowę dekady. Hip-hop stał się najpopularniejszym gatunkiem muzycznym, a rock od tamtej pory przestał się rozwijać. Dlatego płyta, która może być uznawana za kompletną w ramach tego gatunku, musi pochodzić właśnie z tego okresu. Zespół mógł wtedy połączyć brzmienia wielkich kapel z lat 70. z brudną energią undergroundu lat 80.

Superunknown
Źródło: Consequence of Sound

Dlaczego akurat Soundgarden?

Soundgarden jak większość kapel rockowych zaczynali, jako czterej kolesi grających w garażu. Po kilku latach występów na mniejszych scenach przyszła pora na sukces komercyjny. W 1991 r. zespół wydał płytę Badmotorfinger, będącą zwieńczeniem wczesnego etapu ich kariery. Brudne, punkowe brzmienie zostało przekute w najlepsze dotychczas kompozycje grupy, co zapewniło wysokie miejsca na listach przebojów i przyczyniło się do eksplozji popularności grunge’u. Zespół nie spoczął na laurach i po długiej trasie koncertowej, członkowie rzucili sobie wyzwanie napisania utworów, które miały więcej melodii i brzmiałyby jak żaden, który do tamtej pory stworzyli.

Soundgarden to ciekawy przypadek zespołu, w którym każdy pisze utwory. Nie oznacza to, że powstają one podczas wspólnego grania i w ten sposób każdy dokłada swoją cegiełkę. Taki styl pracy ma wiele kapel. W Soundgarden nikt nie przynosi pojedynczego pomysłu na próbę, lecz rozbudowaną kompozycję, która w mniejszym bądź większym stopniu ulega zmianom. Oznacza to, że każda postać w zespole jest ciekawa i wnosi coś wartościowego.

Niezwykli muzycy

Matt Cameron to perkusista o oryginalnym brzmieniu. W przeciwieństwie do większości zamiast opierania beatów na hi-hacie bardzo często gra na tomach. Do komponowania używa gitary i jest autorem utworów w nietypowym strojeniu, które mogło zostać stworzone tylko przez kogoś ze świeżym podejściem do instrumentu.

Kim Thayil znany jest z bardzo ostrego, wręcz metalowego brzmienia gitary, które odróżnia go od reszty gitarzystów grunge’owych. Jego solówki to totalny chaos, ale w zespole, który jest tak melodyczny, wprowadzają trochę mile widzianej, punkowej energii. Tak można również opisać całe kompozycje Kima.

Ben Shephard to najmniej zauważalny członek zespołu, który jednak bardzo dobrze spełnia swoją rolę. Wie, jak podkreślić energię utworu poprzez granie pulsujących linii basu, a jak podbić ciężar poprzez oszczędny dobór odpowiednich nut. Pisane przez niego kompozycje najbardziej odbiegają od tradycyjnej muzyki rockowej, przez co szczególnie odróżniają się na tle reszty dyskografii grupy.

Oczywiście centralną postacią zespołu jest Chris Cornell — genialny kompozytor i możliwe, że najlepszy wokalista w historii muzyki rockowej, sprawnie operujący czterooktawowym głosem. Na Superunknown pokazuje cały wachlarz umiejętności, nie tylko wykrzykując wysokie nuty, jak na poprzednich płytach, lecz również rozszerzając repertuar o cichy i niski śpiew. Chris pisze także mroczne teksty dogłębnie oddające smutek, samotność oraz gniew, stając się jednym z głosów pokolenia.

Superunknown
Źródło: Teraz Rock

Różnorodność kompozycji

Na płycie kompletnej w ramach gatunku nie wystarczy, by każdy utwór był co najmniej dobry. W takim przypadku moglibyśmy mówić o zbliżeniu się do perfekcji pod względem jakości, a nie o to tutaj chodzi (a przynajmniej nie tylko o to). Jakość kawałków jest oczywiście istotna, ale nie jest jedynym czynnikiem, który świadczy o kompletności płyty. Równie ważna jest wielość stylów muzycznych i różnorodność utworów. Każdy na Superunknown jest zupełnie inny; są długie, krótkie, wolne, szybkie, lekkie i ciężkie. Od ballad przez punka, czy nawet country, aż po doom metal. Magnum opus Soundgarden zawiera niemal wszystko. 

Można by próbować zarzucić Superunknown brak spójności. W końcu zbiór tak bardzo różnych kompozycji powinien okazać się totalnym chaosem. Paradoksalnie, konsekwentna odmienność utworów tworzy spójność płyty. Każdy ma kompletnie inny charakter, ale wszystkie brzmią tak, jakby mógł je napisać jedynie Soundgarden. Można powiedzieć, że na tym albumie, muzycy sami stali się gatunkiem muzycznym.

Wielość brzmień

Nie chodzi też tylko o aspekt kompozycyjny, ale również o barwę dźwięku. Większość świetnych płyt składa się z różnych rodzajów utworów, jednak brzmienie instrumentów pozostaje takie samo, od początku do końca. W erze grunge’u takimi płytami są Ten Pearl Jam i Dirt Alice In Chains. Obie właściwie nie mają słabego utworu, ale wszystkie są do siebie podobne pod względem brzmienia instrumentów. Nie jest to zarzut, po prostu tutaj szukamy czegoś innego. 

Na Superunknown podstawę większości utworów stanowi gitara, bas, perkusja i wokal, lecz niemal każdy wzbogacony jest o dodatkowe instrumenty dodające nowe tekstury dźwiękowe. Usłyszymy tu melotron, pianino, różne elementy perkusyjne, a nawet łyżki. To wszystko sprawia, że płyta nawet dzisiaj bardzo dobrze trzyma się, w świecie muzyki zdominowanej przez wypieszczone hip-hopowe beaty.

Nowatorskie spojrzenie w przyszłość

Odmienne brzmienia są również wynikiem różnych strojeń gitar. Najczęściej używane standardowe E, prawie tu nie występuje. Oprócz pojawiającego się, do tamtej pory, w dyskografii Soundgarden, drop D, usłyszeć można na Superunknown nietypowe brzmienia, będące wynikiem eksperymentów z przestrajaniem pojedynczych strun.

Należy pochwalić również miks cenionego producenta — Brendana O’Brien’a. W przeciwieństwie do wielu albumów rockowych z tamtego okresu instrumenty nie są utopione w morzu pogłosu. Wszystkie są świetnie nagrane i bardzo dobrze słyszalne. Dzięki temu płyta mogłaby zostać wypuszczona dzisiaj i nie brzmiałaby jak relikt przeszłości. W 25. rocznicę wydania albumu została wypuszczona wersja remastered, która jeszcze polepszyła jakość dźwięku.

Dynamiczny początek 

Płytę rozpoczyna energiczny Let Me Drownbędący dość przystępnym i bezpośrednim wejściem w album. Cornell od razu prezentuje próbkę swoich wokalnych możliwości. Skrecze w refrenach pokazują, że zespół czerpał inspiracje z innych gatunków muzycznych, w tym przypadku hip-hopu, który w tamtym czasie zaczynał szybko zyskiwać na popularności.

My Wave podtrzymuje energię i jest pierwszym odstępem od typowego metrum 4/4. Osoby chcące pomachać głową w rytm muzyki, mogą mieć problem, tym bardziej że perkusja jest zgrana z gitarami, ograniczając się do tomów i akcentowania na werblu. Nie ma tu hi-hatu, który w muzyce rockowej pojawia się niemal w każdym beacie. Efekt wah na gitarze basowej w drugiej części utworu, wprowadza element kolejnego gatunku — funku.

Oniryczny mrok

Fell on Black Days to właściwie przeciwieństwo poprzedników. Spokojna kompozycja jest niemal pozbawiona przesteru na gitarach elektrycznych, co stanowi rzadkość w muzyce rockowej. Tekst Cornella jest jednym z najlepszych opisów stanu umysłu osoby przechodzącej przez załamanie psychiczne. Dziś wiemy, że wokalista cierpiał na depresję, więc osobiste doświadczenia niewątpliwie wpłynęły na jakość tego utworu.

Mailman czysty, zrezygnowany śpiew kontrastuje z brudnym, ciężkim riffem. Razem z tekstem tworzą niepokojącą mieszankę, lecz melodia wokalna w refrenie sprawia, że jest on zaskakująco atrakcyjny.

Tytułowy Superunknown daje możliwość emocjonalnego odbicia się od poprzednich utworów. Hipnotyzujący riff i energiczna perkusja pozwalają mentalnie unieść się w powietrze, a refren jest jednym z najbardziej chwytliwych na płycie.

Head Down to niedoceniana kompozycja, która idealny pasowałaby do westernu. Nieklasycznego z oczywistym podziałem na dobrych i złych, lecz późnego, z zimnokrwistymi zabójcami w rolach głównych. To jedyny utwór na płycie, w którym głównym instrumentem jest gitara akustyczna. Nie oznacza to jednak, że utwór jest lekki, wręcz przeciwnie. To jedna z najmroczniejszych kompozycji na płycie pełnej takich kawałków.

Przeboje i pamiętne riffy

Po niedocenianym utworze następuje największy hit z płyty i najbardziej znany utwór zespołu – Black Hole Sun. Została tu zastosowana grunge’owa receptura cichej zwrotki i głośnego refrenu. Dave Grohl (Nirvana, Foo Fighters) zdradził po latach, że już po pierwszym wysłuchaniu kompozycji wiedział, że podbije ona listy przebojów. 

Gitarowy riff Spoonman jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych nie tylko w dyskografii Soundgarden, ale w całej historii rocka. Perkusista Matt Cameron gra razem z gitarą, znów używając jedynie tomów, gdy większość perkusistów oparłaby ten beat na hi-hacie. Utwór najbardziej jednak wyróżnia użycie łyżek jako instrumentu. 

Limo Wreck zawiera jeden z najdziwniejszych i tym samym najciekawszych riffów gitarowych w historii. Podciągane niskie struny dają solidną, ciężką podstawę, a uzupełniane flażoletami tworzą niepokojący nastrój. Jego autorem jest perkusista Matt Cameron i może właśnie jego świeże podejście do instrumentu, który nie jest dla niego przewodni, pozwoliło mu wpaść na coś tak oryginalnego. Zwrotki natomiast przywodzą na myśl „Dazed and Confused” zespołu Led Zeppelin, który niewątpliwe stanowił jedną z głównych inspiracji dla Soundgarden.

The Day I Tried To Live  melodia wywołuje poczucie spadania w otchłań i tym samym świetnie zgrywa się z tekstem, bezpośrednio dotyczącym depresji i strachu przed życiem. Nietypowe metrum przeskakujące na zmianę między 4/4, a 7/8 tylko potęguje uczucie dziwności.

Eksperymentalna końcówka

Kickstand to prosty, krótki utwór, który wprowadza bardzo potrzebną w tym momencie płyty energię. Jego kompozytor Kim Thayil przypomina o punkowych korzeniach grupy, która na Superunknown daleko od nich odeszła.

Utrzymany w średnim tempie Fresh Tendrils jest wręcz relaksujący w porównaniu do reszty płyty. Najciekawszy jest tu refren z zatrzymaniami instrumentów wraz z krzyczanym słowem „shame”. Można powiedzieć, że to jedna ze słabszych kompozycji na albumie, ale jej spokojny charakter go dopełnia.

4th of July to zdecydowanie najcięższy utwór na Superunknown, którego nie powstydziłyby się zespoły doom metalowe. Można powiedzieć, że to muzyczna apokalipsa. Dodatkowo nałożone są tu na siebie dwie ścieżki śpiewu — jedna wysokiego krzyku, druga niskiego, wręcz sennego pomrukiwania.

Orientalne melodie Half zagrane na instrumentach smyczkowych, są prawdopodobnie hołdem w kierunku indyjskich kompozycji na późnych płytach Beatelsów. To jedyny instrumentalny utwór, tym samym spełniający kolejne kryterium płyty kompletnej.

Według Cornella Like Suicide przeszedł najwięcej zmian w trakcie komponowania. Ostatecznie otrzymaliśmy dość minimalistyczne, spokojne i długie zakończenie płyty, podczas którego wokalista ma szansę zaprezentować swoje umiejętności.

Czy można lepiej?

U schyłku popularności rocka jedynie dwie kapele dorównywały Soundgarden wszechstronnością. Były to Faith No More oraz The Smashing Pumpkins, jednak żadna z ich płyt nie spełnia wszystkich, wymienionych kryteriów kompletności. Jedyny znany mi album, o którym można tak powiedzieć to Led Zeppelin IV, ale jak wcześniej ustaliliśmy w 1971 roku, rock jako gatunek miał jeszcze wiele przed sobą. Dlatego, to właśnie magnum opus Soundgarden można określić mianem apogeum osiągnięć tego gatunku. 

Superunknown to płyta paradoksów. Pełna różnorodnych brzmień, a jednak spójna. Czerpiąca z bogatej przeszłości gatunku, a jednak ponadczasowa. Przede wszystkim to zbiór niebanalnych, wręcz dziwnych utworów, które jakimś cudem są chwytliwe. Potwierdzeniem są wyniki sprzedaży i pierwsze miejsce na liście Bilboard Top 200.

Zacząłem ten artykuł od porównania do płyty Nevermind Nirvany, która jest o wiele słynniejsza i raczej tak zawsze będzie. Choć obie wyrażają podobne emocje, Superunknown jest muzycznie bardziej złożona i przez to bardziej wymagająca dla słuchacza. Możliwe jednak, że mniejsza popularność działa na jej korzyść. Dziś wiele osób kojarzy Nirvanę z ubrań w sieciówkach, kontrowersyjnej śmierci Kurta Cobaina, czy tylko jednej piosenki — Smells Like Teen Spirit. Soundgarden, choć już nieaktywne, wciąż pamiętane jest przede wszystkim z muzyki i mam nadzieję, że tak pozostanie.

Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj –> https://meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/