Hygge, kultowe klopsy z Ikei, SKAM… Z przytulnej spuścizny Skandynawii czerpiemy codziennie. Kultura Dalekiej Północy to jednak coś więcej, niż piękne wnętrza i swetry z wełny merynosa. To masa wspaniałej, klimatycznej muzyki. Bo skandynawscy artyści nie kończą się na Björk i Abbie. Zapraszamy na prawdziwą wyprawę, tylko załóżcie coś ciepłego!
Odwiedziliśmy już najodleglejsze rewiry Skandynawii, które czerpały z ludowości pełną garścią. Nie zabrakło też mocniejszych brzmień i szokujących rozwiązań. Przed nami kolejna, wielka trójka – Dania, Szwecja i Finlandia. Nie ma czasu do stracenia, mamy masę świetnej muzyki do odkrycia!
Dania – Iceage
Duńska muzyka jest bardzo charakterystyczna i leży gdzieś pomiędzy dwoma biegunami – szlagierami oraz heavy metalem. Szale przechylają się to na jedną, to na drugą stronę. To, co najciekawsze, znajdziemy gdzieś pomiędzy. Nie jest to jazgot urywanych strun, ani muzyka z lokalnego pubu. To po prostu Iceage – formacja, która czerpie ze spuścizny punku jak może. Sam nazwałbym ich duńską odpowiedzią na Arctic Monkeys, bo ogromnie przypomina wczesną twórczość brytyjskiego zespołu.
Poznali się w wieku nastoletnim, dlatego pierwsze albumy wręcz ociekają młodzieńczym gniewem i złością na wszystko i wszystkich. Mocne gitary, jeszcze mocniejsza perkusja i silny wokal. Im dalej w las, tym spokojniej. Ich najnowsze wydawnictwa są już nieco wygładzone i wyciszone, lecz nadal pozostał w nich pierwiastek ich nastoletniej złości.
Szczególnie dobrze widać to na koncertach, gdy członkowie formacji przez dwie godziny skaczą, krzyczą, rzucają się po scenie – jakby opętani przez demoniczne siły. Po takim wyczerpującym show jedyne o czym marzą to błogi sen w busie, by dać z siebie wszystko następnego dnia. I tak przez kilka miesięcy. Nic dziwnego, że idą teraz w stronę łagodniejszych brzmień. Nie są już tymi przepełnionymi złością siedemnastolatkami, a dorosłymi ludźmi, którzy gorzko oceniają otaczającą rzeczywistość i samych siebie sprzed dziesięciu lat, gdy byli oskarżani o promowanie faszyzmu i ksenofobii, co pasowało do ich punkrockowego wizerunku. Dziś mówią, że to głupota, ale tej brudnej plamy na ich przeszłości nie da się wymazać.
Co ciekawe, gdy wejdziemy w statystki zespołu na Spotify, miejscem, gdzie Iceage ma najwięcej słuchaczy w tym miesiącu nie będzie rodzinna Kopenhaga. Ta zajmuje dopiero drugie miejsce. Podium należy do… Warszawy. Wszystko dzięki temu, że w tym roku formacja ze Skandynawii wystąpiła na Open’erze, gdzie rozgrzała Alter Stage do czerwoności.
Szwecja – Madminton
Szwecja dała radiowej muzyce naprawdę wiele. W tym kraju odkryto przepis na idealny pop, którego nie można wyrzucić z głowy przez wiele dni. Weźmy choćby Abbę, Roxette, czy Ace of Base. Oprócz tego masa eurowizyjnych hitów, które jakimś cudem praktycznie zawsze dostają się do ścisłego finału konkursu. Jenak na tym nie kończy się szwedzka muzyka. Oczywiście, rockowa scena również trzyma się tam bardzo dobrze. Myślę jednak, że po punkowym Iceage potrzebujemy chwili oddechu. Oddechu, który może nam przynieść Madminton.
Aż trudno uwierzyć, że to muzyka z Północnej Europy. Gdybym nie wiedział, że formacja narodziła się w Sztokholmie, pomyślałbym, że powstała w słonecznej Kalifornii z inspiracji plażowym życiem. Dałbym sobie uciąć rękę, że nie są to numery współczesne. To już nie jest fantazja na temat psychodelicznego, amerykańskiego funku. To zupełne wejście do tego świata. Postawiłbym ich na regale gdzieś pomiędzy The Beach Boys a The Mamas & The Papas. Wystarczyły pierwsze sekundy kawałka Be My Love, a przeniosłem się w czasie o sześćdziesiąt lat i ze Sztokholmu przeteleportowałem się do upalnego Los Angeles. Właśnie tak dużą moc ma ich muzyka.
Pierwszych utworów formacji możemy doszukiwać się w 2019 roku, lecz dopiero od roku intensywnie publikuje w sieci nowe kawałki. Dokopałem się nawet informacji, że grali niedawno swoje pierwsze koncerty na żywo, wspólnie z innymi młodymi twórcami ze Szwecji. Oprócz tego nie wiadomo o nich zupełnie nic. Social media świecą pustkami, podobnie jak ich opis w serwisie Spotify. Mają tam miesięcznie niewiele ponad 3 tysiące słuchaczy. Jak to mówią, dobra muzyka obroni się sama. To ostatni dzwonek, by zainteresować się tym zespołem i za parę lat powtarzać „Znałem ich zanim byli sławni…”.
Finlandia – Husky Rescue
Nasz ostatni przystanek – Finlandia. Kraina tysiąca lasów i ojczyzna Muminków również ma wiele do zaoferowania, szczególnie jeśli jest się fanem sceny death metalowej. Pójście w tą stronę byłoby jednak zbyt proste i oczywiste. Przywiała nas tu chłodna, lecz łagodna bryza i tak samo łagodnie zakończymy. Wraz z ambientowym zespołem Husky Rescue.
Grupa narodziła się w Helsinkach 20 lat temu. Powstała z inspiracji światem filmu, malarstwa i fotografii. Marko Nyberg – kompozytor i tekściarz – wymienił wśród swoich największych muz samego Davida Lyncha. Odbicia jego dzieł możemy odnaleźć w debiutanckim krążku – Country Falls. Nagranie składa się z trzydziestu utworów i trwa grubo ponad dwie godziny. Jest to pewnego rodzaju wspólne dzieło wielu helsińskich twórców, którzy użyczyli swojego wokalu lub instrumentów. Każdy kawałek czerpie też z rodzinnej Finlandii – długich zimowych nocy i chłodnych poranków. Melancholijna, słodka muzyka przepełniona nadzieją na lepsze jutro. Jest jak pierwsze płatki śniegu na zmrożonej ziemi w Skandynawii, gdy trawa traci swą żywą zieleń.
Kolejne wydawnictwa Husky Rescue to połączenie światów Bergmana i Jeuneta, muzyki symfonicznej, nieskazitelnej Laponii i rześkiego powietrza. Muzycy łapią w swoich kawałkach te ulotne, fińskie momenty, które możemy wyraźnie zobaczyć oczami wyobraźni.
To muzyka idealna na jesienne spacery czy chłodne letnie wieczory przy kubku parującej herbaty. Mała Finlandia zamknięta w kilkudziesięciu minutach nastrojowych, minimalistycznych brzmień. Jednym słowem – Husky Rescue ujmuje plamami dźwięku ulotność fińskich krajobrazów z kunsztem najlepszych impresjonistów.
To był ostatni przystanek naszej podróży. Mam nadzieję, że ta mała wycieczka po Skandynawii pokazała, że Północna Europa to coś więcej niż Björk, Abba, czy girl in red. Intrygujących, ciekawych twórców jest cała masa. Są na tyle odważni, że eksplorują gatunki muzyczne w poszukiwaniu tego, który poczują całym sobą. Sześć krajów, sześć zupełnie innych stylów muzycznych, sześć odcieni chłodu. Lecz tak naprawdę to dopiero czubek góry lodowej – o skandynawskiej sztuce mógłbym pisać o wiele, wiele więcej. Nasz statek odpływa już jednak dalej W kolejnej serii zawitamy w trochę cieplejsze rejony.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata muzyki zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/magmuz/