Mimo, że mamy dopiero czerwiec to już czuć dynie. Oznacza to tylko jedną rzecz: Helloween powraca z nowym albumem. Była to dla mnie jedna z bardziej wyczekiwanych premier. Nie będę ukrywać, że miałem wobec tej płyty naprawdę spore wymagania, które zespół spełnił w najlepszym stylu.
Zjednoczenie zespołu
Powrót Michaela Kiske i Kaia Hansena do składu Helloween było czymś czego naprawdę nikt się nie spodziewał. Zwłaszcza po słowach Michaela, który mówił, że jego powrót do zespołu ma kosztować niemałą sumę pieniędzy. Krótko po tym jednak zespół ogłosił, że wyrusza w trasę Pumpkins United w składzie: Deris, Kiske, Hansen, Grosskopf, Weikath, Gerstner, Löble. Koncert w ramach tej trasy był moim pierwszym spotkaniem z grupą na żywo. Do dnia dzisiejszego jest to moja ścisła topka jeżeli chodzi o koncerty. Już w trakcie trasy zaczęły chodzić słuchy o tym, że ma pojawić się płyta długogrająca w tym składzie. Wątpliwości co do ukazania się nowej muzyki rozwiał singiel Pumpkins United, który akurat na najnowszym wydawnictwie się nie znalazł, a szkoda.
Helloween nie zaskakuje
Pomimo sporego stażu na scenie power metalu kapela przez cały okres nie zwolniła obrotów ani na chwilę. Oczywiście zdarzały się lepsze i słabsze momenty w ich karierze to zawsze byli w ścisłej czołówce. W przypadku Helloween nie jest inaczej. Od początku do końca jesteśmy niemalże wgnieceni w fotel. To, że tak będzie, wiadome było od początku, dlatego właśnie nie było dla mnie żadnego zaskoczenia. Od początku wymagania były naprawdę wysokie i zostały one spełnione. Płytę rozpoczyna piosenka Out For The Glory, która jest po prostu potężna i mam nadzieję, że to właśnie ona będzie otwierała koncerty na nadchodzącej trasie z grupą Hammerfall, która odwiedzi także Polskę.
Kilka słów o trackliście
Jak wspomniałem wyżej płytę otwiera Out for the glory, czyli najpotężniejszy otwieracz płyty jaki słyszałem od dawna, jednak nie samym utworem otwierającym ta płyta stoi. Następne w kolejce jest równie mocne Fear of the Fallen, w którym wokaliza mnie wgniotła w podłogę i które pewnie równie dobrze sprawi się na żywo. W tym utworze mamy świetną współpracę obu wokalistów. Następnie mamy dwa utwory, które może trochę odstają od pierwotnego stylu grupy, ale nadal czuć tam tego ducha. Mowa tu o Mass Pollution oraz Angels. Te utwory można nazwać najsłabszymi na płycie, głównie ze względu na nieco odmienny styl. Mimo wszystko nadal nadrabiają one refrenami, które od początku wpadają w ucho. Po tych dwóch kawałkach mamy Robot King, minimalnie zalatujący grupą Gamma Ray, czyli solowym projektem Hansena. Oczywiście nie jest to żadną wadą, a wręcz pewnego rodzaju zaletą ponieważ oznacza to świetną budowę instrumentalną. Następnie mamy krótkie Cyanide z zapadającym w pamięć refrenem. Potem mocny duet Kiske/Deris w Down in the Dumps, którego druga połowa jest zdecydowanie definicją całej płyty. No i wisienka na torcie czyli kolos Skyfall, poprzedzony intrem w postaci Orbit. Całość trwa dwanaście minut, których nawet nie odczujesz bo ten numer zabierze cię w zupełnie inny świat.
To jest to
Płyta spełniła wszystkie moje oczekiwania wobec niej. Mocne intro, długi utwór i energia która wgniata w fotel. Wszystkie te elementy składają się na album, którego aż chce się słuchać. Mam nadzieję, że na żywo te utwory wybrzmią równie dobrze. W skali 1-10 płyta ma u mnie jedenastkę. Jeżeli lubicie ciężkie brzmienia to absolutny must have na waszej playliście. Siedmiosobowy skład dla wielu mógłby być czymś co absolutnie nie będzie się trzymało razem. Helloween udowadnia, że jest zupełnie odwrotnie, tutaj siedem osób daje mieszankę wybuchową zarówno na płycie jak i na żywo. Nowa płyta Niemców to 12 energicznych numerów gdzie każdy znajdzie coś dla siebie, zaznając jednocześnie oryginalnego stylu zespołu.