„Doktór Dziwago w Wieloświecie Szaleństwa”

Zapewne tak brzmiałaby polska wersja tytułu w jednym z multiwersalnych światów. Przynajmniej tak sądzę po obejrzeniu drugiej produkcji z Doktorem Strangem w roli głównej. Tematyka wieloświatów już na dobre zadomowiła się w mainstreamowych produkcjach, a szczególnie w tych o superbohaterach. Tym razem w podróż przez różne światy wybierze się Doktor Strange i spółka. Co z tego wyszło?

Photos promujący film Doktor Strange w Multiwersum obłędu, największa centralna postać to główny bohater, przed nim Scarlet Witch, a wkoło inne postacie z filmu
Źródło: moviesroom.pl

Fabuła na pierwszy rzut oka może wydawać się pretekstowa. Po wydarzeniach z „Avengers: Koniec gry” oraz „Spider-man: Bez drogi do domu” doktor Stephen Strange (Benedict Cumberbatch) próbuje ułożyć sobie życie jako jeden z najsłynniejszych obecnie superbohaterów. Względny spokój zostaje zakłócony, kiedy do Nowego Jorku przybywa America Chaves (Xochitl Gomez). Dziewczyna posiada moc przemieszczania się pomiędzy różnymi światami multiwersum. Z wielką mocą wiąże się oczywiście wielka odpowiedzialność, dlatego Strange postanawia chronić ją przed czyhającymi na nią niebezpieczeństwami. W wyniku nieoczekiwanych wydarzeń duet zaczyna podróżować po multiwersum, aby znaleźć schronienie.

Więcej fabularnych szczegółów nie będę zdradzał, ponieważ ich odkrywanie w trakcie filmu sprawia sporą frajdę. Wspomniałem, że historia wydaje się pretekstowa, ale ten zarzut można przypisać większości produkcji Marvel Cinematic Universe. W tym filmie zostało to jednak ciekawie wykorzystane do pokazania coraz to bardziej szalonych wydarzeń oraz postaci. Niestety scenariusz ma swoje „głupotki” i mielizny scenopisarskie, wynikające z koncepcji multiwersum oraz motywacji niektórych postaci.

Strange Things

Sam Raimi za sterami tej produkcji to jedna z lepszych decyzji kreatywnych. Rękę reżysera widać zarówno w wielu rozwiązaniach fabularnych, jak i wizualnych. Podróż „doktorka” przez różne multiwersalne rzeczywistości to szalony rollercoaster. Z każdą minutą filmu coraz bardziej zatracamy się w tytułowym obłędzie, a peak tego wszystkiego osiągamy w walce na nuty. W połączeniu z lekko horrorowym klimatem daje to powiew świeżości w kręgu marvelowych produkcji. Nie są to bardzo straszne sceny, jednak dodają one filmowi charakteru.

Przed premierą mówiło się, że obraz ten ma być właśnie bardziej horrorowy od reszty MCU, ale przez moment bałem się, że w toku produkcji zostało to wycięte na potrzeby spłaszczania filmu dla masowego widza. Na szczęście nie zrezygnowano z tego, a reżyserowi dano bardzo dużo swobody twórczej. Raimi w „Multiverse of Madness” połączył swoje dwie wielkie franczyzy, nad którymi pracował – „Martwe zło” oraz „Spider-man”. Szczególnie ta pierwsza daje się we znaki i fani przygód Asha znajdą tutaj wiele nawiązań do tego dzieła.

Tak jak dla mnie ręka Sama Raimiego to zaleta, tak jednocześnie powoduje, że film nie jest przeznaczony dla młodszych fanów komiksów. Powodem są nie tylko sceny z dreszczykiem, ale również te związane z walką. Są one dość krwawe jak na standardy MCU, a czasami wręcz slasherowe, w szczególności starcie na Ziemi 838. Dla mnie to nie problem jednak wolę zaznaczyć ten szczegół dla młodszych lub bardziej wrażliwych widzów.

Supreme Strange

Aktorsko mamy tutaj magiczny duet. Benedict Cumberbatch w głównej roli prezentuje się fenomenalnie, szczególnie kiedy mowa o wariantach tej postaci z różnych rzeczywistości. Brytyjczyk przyzwyczaił nas już do wysokiego poziomu swoich występów i tym razem nie jest inaczej. Każda wersja Strange’a jest na tyle odmienna, że od razu wiemy, z którą z nich mamy do czynienia.

Ogromnym, pozytywnym zaskoczeniem jest natomiast rola Elizabeth Olsen w roli Wandy/ Scarlet Witch. Aktorka dała popis swoich umiejętności w tym filmie i może to być jej życiowa rola. To już nie jest Wanda, którą poznaliśmy w „Avengers: Czas Ultrona” czy „WandaVision”. Tutaj jej postać jest bardziej dojrzała i dostosowana do horrorowego klimatu filmu. Po seansie mam wręcz niedosyt i mam nadzieję, że zobaczymy ją na ekranie w podobnych kreacjach.

Oczywiście nie tylko na tych postaciach opiera się film. Obok Cumberbatcha w roli protagonistki występuje Xochitl Gomez. Możecie ją kojarzyć z serialu Netflixa „Klub opiekunek”. Młoda aktorka wciela się w postać Americi Chaves i w jej przypadku mam mieszane uczucia. Z jednej strony podoba mi się jej wygląd nawiązujący do komiksów. Marvel ponownie prawidłowo obsadził swoją postać. Z drugiej strony zaś czuć, że służy przede wszystkim jako plot device dla fabuły. Szkoda, że nie dodano więcej głębi tej kreacji, przez co aktorka nie miała, jak się wykazać. Widać tutaj trochę brak pomysłu na wprowadzenie jej do uniwersum filmowego.

Reszta obsady poradziła sobie dobrze bądź poprawnie. Nie są to wybitne role, ale współgrają z całością dzieła. Przykładem jest Wong czy Palmer, o których zapomina się zaraz po seansie.

Źródło: filmweb.pl

Looking for Strange

Podróż przez multiwersum to mała uczta dla oczu i uszu. Jest kolorowo, jest abstrakcyjnie, jest surrealistycznie. Wszystko oblane jest lekko horrorowym sosem w wykonaniu Sama Raimiego. Jeśli jednak ktoś jest wyczulony na taką orgię kolorów i efektów specjalnych, to niech lepiej odpuści sobie seans, bo w tym filmie jest tego pełno. Efekty specjalne stoją na wysokim poziomie, do którego zdążyła nas już przyzwyczaić wytwórnia. Jest wiele ładnych lokacji oraz kadrów, które cieszą oko i które warto zobaczyć.

Muzyka w wykonaniu Danny’ego Elfmana również wpisuje się w znany nam poziom MCU. Bardzo dobrze buduje napięcie w scenach akcji czy grozy oraz podkreśla emocje w ważnych scenach. Czy to najlepszy soundtrack w multiwersum? Raczej nie. Czy jednak dobrze słucha się tej ścieżki dźwiękowej? Zdecydowanie tak.

Strange Friends

Przed premierą sporo się mówiło o festiwalu cameo w nowym „Doktorze Strange’u”. Oliwy do ognia dolewały oczywiście trailery zapowiadające pojawienie się grupy Illuminati. Na szczęście rola gościnnych występów jest mała i film nie opiera się tylko na tym. Wolę to zaznaczyć, bo spotkałem się z wieloma negatywnymi i rozczarowanymi głosami, że nie pojawiła się ta czy inna postać. Jeśli tylko po to idziecie do kina, to chyba lepiej sobie odpuścić.

Podzielić widzów może też wątek wcześniej wspomnianej grupy Iluminatów. Mnie osobiście wykorzystanie tego motywu bardzo się podobało. Nie są głównym filarem filmu, a jedynie pewnym jego elementem większej całości.

Dodatkowo przed seansem był grany ekskluzywnie zwiastun „Avatar: Istota wody”. Został on już oficjalnie udostępniony w Internecie, więc każdy zainteresowany może samodzielnie go sprawdzić, choć trzeba przyznać, że na dużym ekranie robił on jeszcze większe wrażenie.

Zwiastun „Doctor Strange in the Multiverse of Madness”

Strangelove?

„Doktor Strange w Multiwersum obłędu” cieszy się wielkim zainteresowaniem i już w weekend otwarcia zajął jedenaste miejsce w rankingu najlepszych otwarć Box Office na rynku amerykańskim, najlepsze w 2022 roku oraz drugie największe w trakcie pandemii zaraz po „Spider-man: Bez drogi do domu”. Marvel po raz kolejny deklasuje konkurencję pod względem jakości i zainteresowania. Nic w tym dziwnego – ostatnio MCU może pochwalić się świetnymi lub udanych produkcjami. Fani uniwersum będą w większości zadowoleni z seansu.

Sam Raimi serwuje nam soczystą podróż po wieloświecie, której nie można przegapić w kinie. Jedynym jej większym mankamentem jest, moim zdaniem, niewielka zmiana statusu quo w uniwersum filmowym. Mimo to nowe przygody doktora Strange’a są jedną z lepszych propozycji, jeśli chodzi o kinowy repertuar w maju.

MIKOŁAJ LINKOWSKI

Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura/