Jakie mądrości życiowe można wyczytać z bajki Tomek i przyjaciele? Co Brad Pitt zrobił Bad Bunniemu? Czy butelka wody może zabić? Odpowiedzi na te wszystkie pytania w nowym filmie Davida Leitcha – Bullet Train.
Czy to już Tarantino?
Pechowy agent-zabójca dostaje zlecenie przechwycenia wartościowej walizki z superszybkiego pociągu jadącego z Tokio. „Biedronka” – bo taką ksywkę nosi bohater – nie ma jednak pojęcia, że tą samą trasą podróżuje jeszcze 4 innych fachowców. Mimo różnych zadań, dziwnym trafem, drogi ich wszystkich łączą się na tych samych torach w kierunku stacji Kioto. Oznacza to tylko jedno: Bullet Train dojedzie na miejsce z paroma trupami na pokładzie. Tam, czekać będzie na nich rosyjska mafia. Brzmi trochę jak Tarantino? Nie tym razem! To szaleństwo rozpętał David Leitch.
Spotykają się Biedronka, Mandarynka i Cytryna…
Brada Pitta (Biedronka) znamy ostatnimi czasy jako pełnego filozoficzno-egzystencjalnych refleksji zabijakę z kryzysem wieku średniego. Takiego też postanowili zachować go twórcy Bullet Train. Tym razem, aktor wciela się w rolę leczącego psychicznie swoje pokłady agresji agenta, który ma tendencję do przypadkowego uśmiercania ludzi.
U jego boku, całe to kolejowe szaleństwo napędzają boliwijscy spece od brudnej roboty: Cytryna (Brian Tyree Henry) i Mandarynka (Aaron Taylor-Johnson). Pierwszy z Owoców potrafi zawodowo czytać ludzi, przekładając każdą sytuację życiową na bajkę Tomek i przyjaciele. Mandarynka natomiast jest prawdziwym, brytyjskim twardzielem z krwi i kości, który nie daje sobie w kaszę dmuchać. Nawet gdy trzeba rozbić szybę pędzącego 250 km/h pociągu.
Ci trzej panowie tworzą na ekranie fenomenalny antybromans, który śmieszy do łez. Kreują oni niezapomniane relacje, a ich teksty i choreografie z pewnością zapiszą się na liście klasyków. Ze zwariowaną sceną walki w „cichym wagonie” na czele.
Bullet Train – trochę miejsca dla każdego
Zabójcy o owocowych ksywkach i wyrwany ze swojego świata Zen Brad Pitt, mimo że świecą najjaśniej, nie są jedynymi gwiazdami produkcji. W obsadzie możemy zobaczyć mnóstwo drugoplanowych zbirów, którzy nie pozwalają nam się nudzić, gdy na horyzoncie nie ma zawodowców.
W rolę pełnego woli zemsty „Wilka”, któremu zamordowano dopiero co poślubioną żonę, wcielił się raper Bad Bunny. Niepozorną psycho-dziewczynę w mundurku, która życzyła śmierci chyba każdemu pasażerowi po dwa razy, zagrała Joey King. Znajdzie się też tutaj Sandra Bullock, jako przełożona „Biedronki”, czy Channing Tatum w kompletnie randomowej roli.
Od kaskadera do reżysera
Mimo wszystko trzeba przyznać, że scenariusz najwybitniejszą składową produkcji nie jest. Całą robotę robi tutaj istnie tarantinowska forma. Powoli rozplatające się – dzięki odwołaniom do wcześniejszych wydarzeń – wątki, cięty humor i pomysłowe choreografie walk. Uwaga! Twórcy nie szczędzili krwi.
Widać, że David Leitch na planie bawił się wyśmienicie. Nic w tym dziwnego, gdyż twórca Johna Wicka, Deadpoola czy Hobbs and Shaw doskonale wie, gdzie trzeba wsadzić kamerę, żeby widza przeszedł dreszcz emocji. Reżyser przez lata był kaskaderem Brada Pitta i koordynował niezliczone ilości scen akcji w Hollywood. Jako maszynista Bullet Train również pozostawia nas ze szczękami opadniętymi na szyny.
Bullet Train – w drodze na top
Mogłoby się wydawać, że Bullet Train to kolejna szybka i droga produkcja, o której kino wkrótce zapomni. Tak się jednak z pewnością nie stanie. Humor, niebanalna forma, ogromna prędkość oraz Tomek i przyjaciele to atrybuty, które z pewnością pozwolą produkcji wybić się na top nie tylko tego roku. David Leitch z masą genialnych aktorów u boku stworzył dzieło, które ma nawet szansę wyryć swoje inicjały na Hollywood Sign na długie lata.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura