Brodka: W pięciu smakach

I’ll never be the same again – fragment refrenu z Game Change można traktować nie tylko w przenośny, ale również dosłowny sposób. Bo Brodka, jak nikt inny zmienia twarze, bawi gatunkami i nie boi się muzycznego szaleństwa. Na każdym – dopieszczonym do perfekcji – krążku definiuje samą siebie na nowo i pokazuje się od zupełnie innej strony. Flirt z folkiem? Zabawa elektroniką? A może trochę punku? Oto Monika Brodka w pięciu smakach i pięciu utworach.

Brodka

Brodka i Ten – muzyczne objawienie

Cofnijmy się w czasie o niemalże dwadzieścia lat. Na ekrany kin wchodzi właśnie finał filmowej adaptacji Władcy Pierścieni, Beyoncé stawia pierwsze kroki jako solowa artystka, a cały świat imprezuje do najnowszego singla Britney Spears Toxic.

W polskiej popkulturze również działo się naprawdę wiele. Telewidzowie z wypiekami na twarzy śledzili zmagania uczestników trzeciej edycji Idola, programu, który miał nie do poznania zmienić życie szczęśliwego zwycięzcy. W końcu kontrakt na profesjonalne nagranie debiutanckiego albumu oraz prezentowanie swoich zdolności wokalnych przed całym krajem, to nie lada nagroda. Mimo masy talentów i osobowości, na prowadzenie w każdym odcinku wychodziła skromna nastolatka spod Żywca. To głosy widzów – aż 69% spośród wszystkich – doprowadziły szesnastoletnią Monikę Brodkę do wygranej. Debiutanckie wydawnictwo nazwała po prostu Album. Zawierał szereg coverów z klasykami amerykańskiej i brytyjskiej sceny. Jednak nie zabrakło na nim autorskich piosenek, które szybko stały się przebojami. Popowy kawałek Ten jest jak kapsuła w czasie, która zbiera w sobie wszystko, co grano w stacjach radiowych w tamtym okresie. Mimo upływu czasu nadal jest ogromnym hitem, z którym przeciętny słuchacz kojarzy zwyciężczynię trzeciej edycji Idola.

Szysza – drugi debiut

Na nową muzykę od artystki trzeba było czekać naprawdę długo. Oczekiwanie zostało wynagrodzone w postaci świetnego materiału, który – choć ma już dziesięć lat – nadal można nazywać innowacyjnym, nowatorskim i twórczym. Do nagrania albumu Granda, Brodka przygotowywała się nie tyle miesiącami, a latami. Zdeterminowana, by stworzyć coś, czego jeszcze nie było, poszukiwała muzyków do współpracy i dźwięków, które bynajmniej nie są oczywiste.

Połączenie elektroniki z instrumentami ludowymi było powiewem świeżości i czymś, na co ludzie wówczas nie byli przygotowani. Któż pomyślałby o tym, że w jednej piosence usłyszymy syntezatory, trombity i dudy? A na kolejnej bębenek tunezyjski i mandolinę? Te (pozornie) szalone połączenia i niewinny romans z góralską kulturą przyniosły zaskakujący i oryginalny album. Jak mówiła sama Brodka – po raz pierwszy miała odwagę określić się mianem artystki. Wcześniej, mimo dużego wkładu w proces, czuła się jak odtwórca, który ma za zadanie wyśpiewać swoje partie i iść dalej. W przypadku Grandy zupełnie przepadła w akcie tworzenia i był to pierwszy krążek, który faktycznie stworzyła od początku do końca, dlatego też znów czuła się jak debiutantka. Szysza nie bez powodu jest kawałkiem otwierającym wydawnictwo – wprowadza słuchacza w zwariowany świat Grandy – świat kontrastów i pozorów, w którym nic nie jest takie, jakie się wydaje. Trochę folku, trochę elektroniki, trochę autorskiego szaleństwa i intrygujących instrumentów.

Dancing shoes – romans z electro-popem

LAX to nie tylko jedno z największych lotnisk na całym świecie. Tak również jest zatytułowany mini-album Brodki, który był chwilą oddechu pomiędzy Grandą a Clashes. Niezobowiązujące dwa utwory o mocnym, elektronicznym wydźwięku były niemałym wyzwaniem dla artystki – po raz pierwszy stanęła przed tym gatunkiem. Tytuł EP-ki nie jest przypadkowy – kawałki zostały nagrane w Red Bull Studio w Los Angeles, gdzie wcześniej zapraszano choćby, takie osobowości jak M.I.A, Diplo, czy Ghost Face. Za produkcję odpowiada niezawodne duo, czyli Bartek Dziedzic oraz Erick Stenman – pierwsza, zagraniczna współpraca Moniki. Na szczęście, jak sama podkreśla, język muzyków jest uniwersalny na całym świecie, więc cały projekt pt. LAX został dopięty na ostatni guzik. Romans z mocną elektroniką był krótki, lecz intensywny, a Dancing shoes potrafi prawdziwie porwać do tańca.

Funeral – muzyczne nabożeństwo

I znów zniknęła na kilka dobrych lat, lecz był to okres wzmożonej obserwacji samej siebie i poszukiwania wewnętrznych zmian, które przełożą się na muzykę. Po premierze Grandy, Brodka zapadła w (jak sama to nazywa) muzyczną śpiączkę. Stare brzmienia przestały ją fascynować, w codziennym życiu towarzyszyła jej z uporczywa cisza, a masa premier nie miała w sobie „tego czegoś”. Z marazmu wyrwały ją organy i opera, które stały się podwaliną pod nową płytę. Zanim ta nadeszła, wokalistka znów wyjechała do Stanów Zjednoczonych, by tam znaleźć ścieżkę prowadzącą do Clashes. Mimo tego, że była to już czwarta płyta w jej dyskografii, a nazwisko Brodka było w środowisku alternatywnym bardzo gorące, to za granicą dopiero debiutowała. Wraz z zespołem występowała na showcase’ach i nawiązywała pierwsze znajomości z cenionymi producentami i wytwórniami.

Nie skończyło się na samej Ameryce, w trakcie pracy nad albumem odwiedziła również Meksyk – tu kłania się utwór Santa Muerte – oraz Japonię, która wypływa z Kyrie. Pieczę nad pracami sprawował sam Noah Georgeson, który odpowiada za ten staromodny klimat płyty. Na próżno szukać tu syntezatorów i efektów komputerowych, w studio wystarczyła gitara, klasyczne instrumenty i oldschoolowe zabiegi – space echa i szafy pogłosowe. Sercem Clashes bez wątpienia pozostaje Funeral – barokowy, dramatyczny kawałek, gdzie na pierwszy plan wysuwają się kościelne organy. Jest mroczny, sakralny i duszny. Prawdziwie religijna uczta dla wrażliwych dusz.

In My Eyes – zmiana zasad gry

Podobnie jak brutalistyczny świat powstaje na prochach dawnego ładu, tak BRUT czerpie z tego, co znane, lecz na swój innowacyjny sposób. Tym razem proces twórczy rozpoczął się bez żadnych oczekiwań. Demówki tworzyły się same, a z nich wypływała inspiracja latami dziewięćdziesiątymi – ostatnią wielką dekadą w pop-kulturze. Ale jak już zdążyliśmy zauważyć, Brodka nie bawi się w pasywną odtwórczynię. Nawet ninetiesowe wpływy musiała przedstawić ciekawiej, lepiej, mocniej. Nie usłyszymy tu klasycznych dźwięków. Nowy świat to nowe zasady – zasady sampli. Z tradycyjnych góralskich i japońskich instrumentów powstały zupełnie nowe twory. Na tym się jednak nie skończyło. Muzyka powstała też z dźwięków klimatyzacji, ruchu samochodowego, czy otwierania bram. Surowe, nieprzyjemne hałasy zmieniły się w prawdziwe melodie. Sam proces mieszania i tworzenia tej szaleńczej gamy zajął tydzień. A reszta – jak to mówią – jest już historią.

Organiczne i syntetyczne brzmienia okraszone są odważnymi tekstami o ludziach, traumach, ale też brzemieniu pandemii. Podczas pracy nad BRUT – w okresie najgłębszego lockdownu – Brodka pozostała w Londynie, gdzie towarzyszył jej strach i niepewność. Te emocje przelała na kawałek In My Eyes – gdzie śpiewa o post-apokaliptycznym, zniszczonym świecie i przytłaczającej samotności. Najnowszy album artystki pozostaje świadectwem, że jest artystką przez wielkie A, która potrafi postawić muzyczny świat na głowie i oprzeć go na własnych zasadach.