W nowym A oni dalej grzeszą, dobry Boże! Philippe de Chauverona, Claude i Marie Verneuil obchodzą już czterdziestą rocznicę ślubu. Cztery córki, czterech zięciów i reszta rodziny zbierają się razem, żeby wyprawić im rubinowe gody. Co tym razem mogłoby się nie udać?
Czterdzieści lat minęło
W pierwszej części państwo Verneuil doświadczyli niemałego szoku, gdy okazało się, że każda z ich córek poślubi obcokrajowca. W sequelu starali się zrobić wszystko, żeby odciągnąć je od pomysłu wyjazdu ze swoimi rodzinami z Francji. Tym razem twórcy A oni dalej grzeszą, dobry Boże! postanowili skupić się na Claude (Christian Clavier) i Marie (Chantal Lauby). „Zakochanym na swój sposób” stuknęło już bowiem 40 lat od momentu powiedzenia sobie ceremonialnego „tak”, co należałoby hucznie uczcić. Co mogłoby pójść nie tak?
W opozycji do pomysłów córek na zjazd całej rodziny czy lot balonem (pilotowanym przez jednorękiego weterana) wystarczy postawić nieznoszącego niespodzianek pana Verneuil. Wtedy wszystko staje się jasne. Co więcej, na drodze Marie pojawia się niespodziewanie bogaty, przystojny i oszalały na punkcie kobiety niemiec – Helmut. Z tego musiała wyjść katastrofa…
A oni dalej grzeszą, dobry Boże! – sami swoi
Mimo że de Chauveron oparł całą historię na temacie rocznicy państwa Verneuil, nie mogło zabraknąć w filmie esencji całej serii. Jak można by się spodziewać, Claude wciąż żywi otwartą niechęć do swoich zróżnicowanych kulturowo zięciów. W sytuacji zagrożenia spotkaniem któregoś z nich ucieka gdzie pieprz rośnie, a gdy tylko słyszy zaproszenie na rodzinny obiad odruchowo kręci nosem.
Między samymi zięciami topór wojenny też zakopany jest jedynie parę milimetrów pod ziemią. Dlaczego by nie zrobić podkopu, wybudować muru czy odpalić piły maszynowej, bo jabłonka szwagro-sąsiada zarasta zadbany zieleniec. Najlepsze i tak zaczyna się, gdy czarnoskóry Charles ma zagrać w teatrze Jezusa, a do domu Verneuil stopniowo zaczyna zjeżdżać się rodzina.
Wszystko zostaje w rodzinie
Gdy z Wybrzeża Kości Słoniowej przyjeżdża rodzina Koffi (na czele z wybuchowym André, dla którego bigos jest najważniejszą wartością), dla Claude zaczyna się istny koszmar. Dla nas ten duet choleryków to totalne spełnienie komediowe, a dla pana Verneuil dopiero początek rocznicowej przygody.
Reszta rodziny okazuje się niemniej kolorowa od państwa Koffi. Skłóceni Benichou, pan Benassem (rockandrollowiec od siedmiu boleści) czy obrażony pan Dong, którego parę lat wcześniej, podczas odwiedzin, Claude pomylił z innym chińczykiem. Cała grupa stanowi prześmieszne, rodzinne quattro, w którym trudno o brak jakiejś wpadki czy sprzeczki o kwestie kulturowo-polityczne.
Spotykają się muzułmanin, katolik i żyd
Francuska seria znana jest z tego, że twórcy potrafią wyśmiać w niej dosłownie wszystko, od weganizmu, po rasizm. Różne głosy się słyszy na temat poprawności tej formy, szczególnie w obecnych czasach. Niemniej jednak, na tym w końcu polega komedia: na śmiechu i dystansie. W szczególności ta francuska. Jedyny problem w tym, że część tego humoru w A oni dalej grzeszą, dobry Boże! okazuje się miejscami trochę nijaka.
Ile razy można wspominać, że chińskie jedzenie Chao jest niezjadliwe? Prawdopodobnie tyle, ile razy usłyszymy, że żydowi Davidowi nigdy nie wypali żaden biznes. Mimo wszystko nawet ze świadomością, że słyszymy żart po raz enty, na naszych twarzach wciąż pojawia się ten znajomy uśmieszek. To dowód na to, że niezmiennie od 2014 roku, de Chauveron skutecznie nas bawi lekką kontrowersją. Nie da się tego zakwestionować.
A oni dalej grzeszą, dobry Boże! – nic nowego pod słońcem
Po A oni dalej grzeszą, dobry Boże! nie można spodziewać się niczego nowego ani przełomowego. To ten sam prześmieszny, rodzinny film, który zrobił furorę w 2014 roku. Pełen luzu i humoru, wciąż utrzymuje poziom poprzedników i zapewnia nam przyjemne 90 minut rozrywki. Coś, co przyda się każdej rodzinie, czy to w waśni, czy to w zgodzie.
Po więcej ciekawych tekstów ze świata kultury zapraszamy tutaj – meteor.amu.edu.pl/programy/kultura