Potworki z całego świata zacierały ręce na 7 marca 2025 r., bo właśnie wtedy ukazał się siódmy studyjny album dzisiejszej bohaterki. Po pięciu latach Lady Gaga zabiera nas w podróż do korzeni. Wyprawa jest pełna brudu, popu i sławy. Pytanie czy było warto wsiadać do tego muzycznego samolotu?
Pamiętam, jak z nastoletnią ekscytacją spełniłam moje marzenie. Z wszystkich moich koncertowych wspomnień właśnie TO w mojej głowie żyje ciągle intensywnie. W 2022 byłam na Chromatica Ball w Londynie i to dwugodzinne show było dziełem sztuki samo w sobie. Lady Gaga zapowiedziała wtedy, że pracuje nad nowymi utworami. W tym samym czasie ogłoszono, że piosenkarka wcieli się w rolę Harley Queen w drugiej części Jokera. “Folie à deux” akurat nie zachwyciło publiczności. Gaga udowodniła, że musicale nie są jej obce, jednak ludzie mieli chrapkę na coś większego. Fiasko finansowe z jazzowym Harlequin i brak sukcesu przy drugim albumie z Tonym Bennettem Love For Sale wymagało wysłuchania potrzeb fanów. Jako zagorzała “Little Monster” również czekałam naMAYHEM. Poprzeczka była wysoko. Szczególnie iż Gaga zapowiadała powrót do pełnego, starego popu. Do tego kroku zachęcał ją jej narzeczony Michael Polansky, z którym artystka jest w wieloletnim związku. To on jest współproducentem jej najnowszego albumu. W wywiadzie dla Entertainment Tonight piosenkarka wspomina:
“MAYHEM to seria gotyckich snów. Wydaje mi się, że tak robiłam tak od zawsze. Sposób, w jaki tworzyłam muzykę. Moje historie, które są niekiedy fantazjami, staram się obracać pop”.
Hokus-pokus, czary-mary i Abrakadabra – magiczna moc singli
Wydany w sierpniu 2024 r. Die With a Smile to pierwszy singielMAYHEM i ostatnia piosenka albumu.Duet z Bruno Marsem dotarł na pierwsze miejsce list przebojów w 28 krajach i spędził 10 tygodni jako najlepiej sprzedający się singiel na świecie. Zgarnął również nagrodę Grammy. Utwór zamyka nam album, wyciszając tę electro-popową podróż. Po pierwszym przesłuchaniu uznałam, że Die With a Smile absolutnie nie pasuje do klimatu reszty kawałków. Po kolejnym odsłuchaniu uważam, że to odpowiednie zamknięcie. Szczególnie patrząc na lirykę, można by pomyśleć, że MAYHEM było tylko snem, o którym śpiewa Mars – “I just woke up from a dream”. Natomiast album otwiera nam drugi singiel Disease, który ukazał się pod koniec października. Gaga zaprasza nas do EDM brzmień przepełnionych syntezatorami, agresywnością i surowym wykończeniem. Tekst opowiada o zdolności do miłości, aby leczyć choroby swojego kochanka. Disease przypomniało mi o bezkompromisowej Gadze, która kocha szokować. Fani odebrali singiel bardzo pozytywnie i przebierali nóżkami na więcej. Nie zaprzeczalne Abracadabra jest najlepszym kawałkiem z płyty, który zaczarował internet od razu. Trzeci i ostatni singiel zapowiadający album stał się natychmiastowym viralem – nie dziwota, bo to świetna piosenka. W wywiadzie u Zane’a Lowe’a dla Apple TV Gaga opowiada:
“Myślę, że Abracadabra to bardzo moje dźwięki jak coś, co wypracowałam po wielu latach. Chciałam zrobić to ponownie (wrócić do korzeni) i czułam, że stagnacja była po prostu śmiercią w moim artyzmie. Naprawdę chciałam ciągle być uczniem i nie tylko wymyślać siebie, ale uczyć się czegoś nowego każdym nagraniem. Wiesz, nie zawsze będzie to, czego ludzie ode mnie chcą, ale to, czego chcę od siebie. Jest to rzecz, z której jestem najbardziej dumna”.
Na uwagę zasługuje również sam teledysk. Porywa do tańca niczym Bad Romance, do którego sama artystka nawiązuje. Abracadabra nakarmiła “małe potworki”. Zostało już tylko czekać do premiery.
Debiut ma się tylko raz
Stylistyka MAYHEM jest dość mocno zarysowana. Przeważa czerń i mrok. W świecie Gagi panuje chaos, a świat widzimy przez roztrzaskane lustra. Są to 53 minuty tanecznych brzmień. Na to składa czternaście utworów. Projekt napisany i wyprodukowany jest wspólnie z Polanskym, a także współpracownikami Gesaffelsteinem, Cirkutem i Andrew Wattem. Wpadamy w pułapkę nostalgii. To mieszanka energetycznych rytmów i precyzyjnych queerowych melodii. To właśnie społeczność LGBTQ+ zawdzięcza wokalistce ogromie wiele. Sama stoi w ich obronie. Zabierała głos o ostatnim rozporządzeniu prezydenta Donalda Trumpa głoszącym o tym, że wszystkie dokumenty tożsamości rządu USA mają zawierać informację o płci danej jednostki przypisaną przy urodzeniu. Pokrzywdzone są przy tym wszystkie niebinarne i transseksualne osoby. Lady Gaga daje im projekt muzyczny, który z pewnością wspomoże w tych trudnych momentach. Album chce być brudny, splamiony debiutem z 2008 roku, ale nigdy nim nie będzie. Na tym właśnie polega wyzwanie. Stworzenie czegoś na wzór pierwowzoru nie jest bułką z masłem. Nasza bohaterka wyjaśnia w tym samym wywiadzie:
“Mayhem ma w sobie moje DNA. Nie brzmi też tak, jak The Fame Monster czy The Fame. Jest to mój sposób myślenia o muzyce jako o międzygatunkowym bycie, który jest w stanie połączyć wiele różnych rzeczy w tym samym czasie. Tym właśnie jestem, jako piosenkarka i zawsze taka byłam. W Mayhem o to właśnie chodzi – o bycie nieliniową artystką”.
fot. Frank Lebon
Gdzieś już to słyszałam
Moją ulubioną piosenką albumu jest Zombieboy. Słuchając jej, przenoszę się na potańcówkę disco z lat. 80. Kręcę się na parkiecie we wrotkach, w których nie potrafię jeździć. Na mojej głowie jest afro peruka. Salę wypełnia fioletowe światło. Synth-popowych lat 80. w nowym albumie Gagi jest dużo, jednakże nie jest to, aż tak nachalne. Siódmy numer z projektu jest to ukłonem w stronę Ricka Genesta zmarłego w 2018 roku. On i Gaga poznali się przy teledysku Born This Way. Genest wyróżniał się tatuażami szkieleta, skąd zyskał sobie pseudonim “Zombieboy”. W tej piosence urzekło mnie klubowe brzmienie, o którym już wspomniałam. Świetna solówka gitarowa w drugiej połowie daje mi ciarki. Flirciarski tekst kojarzy mi się z młodą Gagą, a szczególnie z Heavy Metal Lover. Zombieboy będzie na nie jednej halloweenowej składance – „połóż swoje łapy na mnie, chłopcze zombie”.
Perfect Celebrity natomiast to surowy portret branży muzycznej. Tytułem może się kojarzyć z Paparazzi, do którego artystka sama nawiązuje, a dokładniej mówiąc do występu na żywo z MTV w 2009 roku. Na scenie podczas śpiewania Paparazzi krwawi z rany na brzuchu. Artystka metaforycznie umiera na koniec piosenki, pozostawiając audytorium w osłupieniu. W Perfect Celebrity słyszymy: „siedź w pierwszym rzędzie, patrz, jak księżniczka umiera”. Brzmi znajomo? Czwarty utwór z najnowszego projektu jest dla mnie laurką dla wszyskich, którzy uprzedmiotowiają gwiazdy muzyczne i widzą w nich tylko pieniądze. Lady Gaga pokazuje, że ucieka od ram”perfekcyjnej celebrytki”, mimo to że wielu chce, aby tańczyła jak ONI jej zagrają.
fot. Kevin Mazur/WireImage
Byłam niezwykle podekscytowana, na kolaborację z francuskim producentem Gesaffelsteinem. Oczekiwałam elektrycznego transu, skończyło się na funkowym elektroniczny groovie, który nie zapadł mi w pamięć. To jest ta piosenka, która odstaje od reszty i wyrywa z klubowej hipnozy. To nie oznacza, że to słaby utwór. Gaga w MAYHEM często nawiązuje do swoich starych wykonań. Ma również przestrzeń, aby oddać hołd wielkim artystom, którzy stanowią dla niej inspirację. W Killah usłyszymy wyraźnie Prince’a. Natomiast riffy gitarowe w refrenie przypominające nie jedną piosenkę Davida Bowiego z połowy lat 70. Bowie jest częstym gościem w najnowszym albumie Stefani. W Vanish Into You zwrotki mają tylko subtelne nawiązanie Let’s Dance z 1983 roku. W wokalach można dosłyszeć się ABBY. LoveDrug to kwintesencja AOR (adult-oriented rock), z którym Gaga ma zażyłą relację. Ten utwór kojarzy mi się z 911z poprzedniej płyty Chromatica.
Feniks z popiołów – gotyckie stylizacje i mikrogrzywka z lat 90.
Królowa metemorfoz – jak inaczej można określić Lady Gagę. Swoimi stylizacjami od ostatnich paru miesięcy artystka zapowiadała swój najnowszy projekt. Pixie grzywka nadaje jej gotyckiego pazura, a krucze i długie włosy uzupełniają czarne kreacje. Swoim wyglądem również nawiązuje do lat 80. Robi to natomiast ekstrawagancko, bo wplata panujące trendy. Widać, że zostało w niej trochę harlequinowego szaleństwa po filmowej przygodzie. Dziwaczność w jej wyglądzie to nie jest nowość. Swoimi stylizacjami lubi wzbudzać niepokój i pokazywać, że moda nie zawsze musi być komfortowa. W wywiadach i na ściankach pokazuje pompatyczność. Na tegorocznej gali rozdania nagród Grammy świat zobaczył ją w skórzanym total-looku przypominający wiktoriański gorset. Ta nutka gotyckości buduje MAYHEM, dopełniając stylistykę albumu.
fot. Gray Sorrenti/ Lady Gaga dla Elle
Jakby nie patrzeć, za to właśnie kochamy Gagę. Za nieprzerwalność, bycie bezkompromisową i tworzenie ciągłych eksperymentów. Albo to w muzyce, albo to w swoim wyglądzie. Skandale były jej drugim imieniem na początku jej kariery. Teraz nie ma potrzeby szokować. Jako artystka jest sumą doświadczeń ze swoich poprzednich projektów. Jest dojrzałą piosenkarką. I taki właśnie jest jej siódmy album studyjny – dojrzały, bezpieczny, ale zarazem spełniający obietnicę powrotu do korzeni. Uważam MAYHEMza bardzo dobry album i nie mogę się doczekać, aż będę mogła do nie go tańczyć na koncercie. Stefani Germanotta zredefiniowała postać LADY GAGI na nowo. Zrobiła to bardzo przemyślanie. Zachowała pazur, który pomalowała świeżym muzycznym lakierem.
AUTOR
Asia Sztanka
Kołysze się wśród słów i nut. Lubi snuć historie, przelewać opowieści na kartkę lub antenę. Gdyby mogła zaszyłaby się w studiu radiowym. Jej ulubionymi zapachami jest kaszmir i wanilia.
Planeta Sportu 12.03.2018 Prowadzą: Julian Antoniewicz, Maciej Gierczak Realizuje: Hubert Weydmann W drugiej godzinie audycji, gośćmi Planety Sportu byli zawodnicy Poznań Hussars […]
Po doskonałej passie ostatnich dokonań macierzystej formacji, przed członkami zespołu stanęło nie lada wyzwanie. Nie jest łatwo stworzyć nową, intrygującą formułę, która […]
Zeszły rok nie odebrał nam na szczęście przyjemności z przeżywania wartościowych premier. 2020 poza masą problemów, dał też tak szeroką gamę wspaniałych […]