Ghostemane w Palladium 29.01.2019 – „Nikt nie uchroni się przed złem”

Mroczne, czarne stroje. Paznokcie pomalowane na kolor smoły. Liczne pieszczochy, glany, koszulki
z zespołami metalowymi. Czyżbyśmy znajdowali się w latach świetności Black Metalu? Nie, po prostu Ghostemane po raz kolejny pojawił się w Polsce. Chciał zaprezentować nam materiał z jego najnowszej płyty N/O/I/S/E, która pojawiła się na rynku 10 października 2018 roku. Czy było warto wybierać się aż do Warszawy, aby sprawdzić czy Eric Whitney nie wyszedł ze swojej scenicznej formy? Postanowiłem to sprawdzić dla Radia Meteor.

Osobiście wydaje mi się, że każda osoba, która kiedykolwiek miała jakąś styczność z Trapem w swoim życiu natrafiła na personę Ghostemane’a. Początkowo supportował on dobrze znane zespoły takie jak $uicideboy$, który swoją stylistyką już zapadły w pamięć niejednego słuchacza zagranicznego rapu. Jednak doszliśmy do takiego momentu, że muzyka Erica stanęła niemalże na równi z tymi, których supportował. Jego mroczne brzmienie, niesamowity growl, oraz charyzma sceniczna została doceniona już na całym świecie.
Wiadomo, że jego stylistyka może nie przypadać do gustu, ponieważ tworzy on dość mocno awangardową otoczkę, która przypomina jednak mroczniejsze gatunki metalu takie jak black bądź death, którymi z resztą się inspiruje.  Młody artysta w swoim 27-letnim życiu zdążył wydać 17 albumów (liczę tutaj wszystkie epki oraz wszelkie lp), a materiałem ze swojej najnowszej kompozycji postanowił uraczyć polskich fanów na koncercie w warszawskim Teatrze Palladium 29 stycznia 2019 roku.

Parv0

Po dotarciu na salę w której miał odbyć się cały gig zauważyłem tabun ludzi. Dosłownie, to miejsce po prostu pękało w szwach! Niedługo po 20:00 na scenie pojawił się dobrze znany Parv0, który zagwarantował nam rozrywkę na najwyższym poziomie dzięki swojemu DJ setowi. Wraz z pojawieniem się pierwszego supporta całą scenę pochłonęła ciemność, która czasami była przeplatana fioletowymi i białymi światłami. Sama postać za deckami mogła budzić pewną atmosferę niepokoju oraz tajemniczości, zapewnił to jego wygląd sceniczny. Zostaliśmy uraczeni kilkoma utworami Ghostiego, nie zabrakło również tracków innych topowych artystów trapowych. Miłym gestem ze strony DJ’a było umieszczenie na trackliście Lil Peepa, co było niesamowitym hołdem dla zmarłego artysty.

Horus the Astroneer

Po około 25 minutach na scenie pojawił się kolejny artysta supportujący, był to Horus the Astroneer.
Będąc całkowicie szczerym nigdy nie słyszałem niczego o jego twórczości, dlatego ogromnym zaskoczeniem było dla mnie show, które nam zaoferował. Jego niewątpliwie specyficzne brzmienie stanowiło idealny przedsmak twórczości Erica. Najmilej wspominam sobie wykonanie utworu „Chaos”, które było w stanie zabrać nas w alternatywną rzeczywistość, gdzie artysta odchodził podczas wykonywania swoich utworów na scenie. On po prostu czuł to co robi i oddawał się temu w stu procentach. Ode mnie największe wyrazy szaczunku.

Wavy Jone$

Ostatnim wspomagającym na placu boju stał się Wavy Jone$, no i po raz kolejny nie mam niczego do zarzucenia. Psychodelia, psychodelia i jeszcze raz psychodelia! Chociaż w sumie czego mogliśmy się spodziewać na koncercie takiego artysty jakim jest Ghostemane? Ze wszystkich suportów najwięcej czasu przypadło na Jonesa, jednak czas ten był w pełni zasłużony, ponieważ widać było, że posiada on już obycie sceniczne i naprawdę potrafił on poprowadzić publiczność. W pewnym momencie nawet połowę sali pochłonął szaleńczy mosh-pit. Klimat tracklisty nie odchodził od tego co było nam oferowane wcześniej.
Dalej mieliśmy do czynienia z mrocznymi brzmieniami, niepokojącymi bitami oraz niskimi, wręcz demonicznymi wokalami. Naprawdę muszę pogratulować doboru suportów, ponieważ wszyscy tworzyli jedną historię. Każdy element układanki pasował do siebie wręcz perfekcyjnie.

Czy uchronicie się przed złem?

21:20, każdy z uczestników gigu już wiedział co to znaczy. Wszystkie światła zgasły, z nagłośnienia dało się usłyszeć niepokojące nuty intra pt. Nihil. To już ten czas, to już ta chwila. W tym momencie na scenie pojawia się długo wyczekiwany Ghostemane. Wtargnął on w trakcie wykonywanie utworu Flesh, który sprawił, że cała publiczność wręcz zaczęła szaleć. Pamiętacie gdy wspominałem o moshu, który odbył się na występie Wavy’ego? Zapomnijcie o tym, tutaj po prostu działa się rzeźnia. Oświetlenie raczyło nas rażącą bielą lub krwawą czerwienią. Powiedzmy sobie szczerze, te kolory idealnie oddawały to co działo się właśnie
w Palladium. Eric swoją tracklistą zabrał nas w podróż przez całą swoją muzyczną karierę. Mogliśmy usłyszeć tak dobrze już znane hity jak Andromeda, Venom, Rake, a nawet 1000 Rounds.

Bez ogródek stwierdzam, że Ghostemane jest jednym z nielicznych artystów rapowych, którzy brzmią o niebo lepiej na żywo niż studyjnie. Warsztat wokalny Erica to po prostu coś niesamowitego, naprawdę mam dla niego ogromne wyrazy szacunku za to, co potrafi on zrobić ze swoim głosem. Wydaję mi się nawet, że niejeden artysta ze sceny metalowej mógłby pozazdrościć takiej niesamowitej barwy. Black Mage (mowa o Ericu) jest już wyjadaczem scenicznym, więc to co robił z publiką było po prostu niesamowite, każdy uczestnik na czas trwania koncertu stawał się niemalże kultystą, który oddawał cześć swojemu panu. Istna rewelacja. Wykonanie kawałków z N/O/I/S/E też było czystym majstersztykiem (Bonesaw na żywo brzmi jeszcze lepiej!), ponieważ te surowe brzmienia były wspierane przez kapelę składającą się z perkusisty oraz gitarzysty, który podkreślali charakter bitów niesamowicie klimatycznymi riffami. Całość występu okazała się kompozycją idealną, wszyscy mogli znaleźć w tej setliście to za co pokochali twórczość Erica.

Wszystko co dobre kiedyś się kończy.

Jakie są moje wrażenia po koncercie? Naprawdę musicie jeszcze pytać? Czym prędzej dajcie mi kolejny event
z udziałem Ghostemane’a w Polsce! Ze spokojem muszę powiedzieć, że to jeden z najlepszych koncertów na jakim kiedykolwiek się pojawiłem. Wszystko było dopięte na ostatni guzik za co na pewno trzeba pochwalić organizację. Wszyscy dostali się na teren Palladium sprawnie i bezproblemowo, dzięki czemu sam koncert okazał się być nie lada przyjemnością. Artyści byli udźwiękowieni nadzwyczaj poprawnie, a oświetleniowiec powinien dostać jakąś nagrodę, ponieważ to co zrobił na koncercie Erica było wręcz niesamowite.
Z niecierpliwością oczekuję ogłoszenia następnej europejskiej trasy Erica i pamiętajcie NO ONE IS SAFE FROM EVIL!