Czy niespełnienie może okazać się satysfakcjonujące? Odpowiedź na to pytanie uzyskałam 12 marca w Teatrze Muzycznym w Poznaniu, oglądając musical „Pippin. Historia prawdziwa o poszukiwaniu szczęścia”. Reżyser Jerzy Jan Połoński nadał opowieści o życiu syna króla Karola Wielkiego bajkową formę, która przy zachowaniu całej swojej wirtuozerii w przystępny sposób wyjaśnia pewne życiowe dylematy. Choć pierwotna wersja historii autorstwa Stephena Schwartza narodziła się za oceanem w 1972 r., to w miniony piątek po raz kolejny na deskach poznańskiej sceny zapanował iście broadwayowski przepych.
Zaczarowana rzeczywistość
Pierwsze takty muzyki rozległy się chwilę po godzinie 19, a na scenę zawadiacko wkroczyła Mistrz Ceremonii, w tej roli Dagmara Rybak. Widząc ten radosny, ale nieco obłąkańczy uśmiech miało się wrażenie, że prędzej Mistrz Ceremonii udaje na co dzień aktorkę niż odwrotnie. Zabawa zgodnie z wyśpiewanymi chórem zapewnieniami zaczęła się natychmiast. Przez chwilę, nieprzygotowana na tak nagły wybuch barw i dźwięków nie byłam w stanie określić, co się dzieje na scenie.
Jednak po chwili moim oczom ukazał się zbiór roztańczonych postaci jak żywcem wyjętych z cyrku. Radośnie śpiewały „Mamy magię i styl”, a publiczność, widząc ich fantazyjne stroje, zaprojektowane przez Agatę Uchman, nie miała co do tego wątpliwości. Po tym muzycznym ekspresie do krainy marzeń zostajemy zaznajomieni z osobą, której cały wspomniany ambaras dotyczył, czyli Pippinem (Wojciech Daniel).
Królewskie Życie
Syn króla frankijskiego właśnie powrócił ze studiów, gdzie jak na wysoko urodzonego młodzieńca odebrał solidne wykształcenie. Od razu rzucał się w oczy jego pospolity ubiór. W białej koszuli z krawatem i spodniach odsłaniających kostki wyglądał jak uczeń podstawówki. Zresztą zachowanie sprawiało podobne wrażenie. Natychmiast zaczął opowiadać o swoich marzeniach i grymasić na zastany porządek. Uradowana Mistrz Ceremonii bierze go pod swoje skrzydła i od tej chwili kieruje jego dalszymi losami.
Bajka o współczesnym człowieku
Jednym z punktów zwrotnych historii jest zabicie Karola Wielkiego przez własnego syna. Przerost ambicji Pippina i chęć bycia lepszym królem niż własny ojciec doprowadza go do tego krwawego czynu. Spektakl stanowi komentarz do współczesnej tendencji, aby „dążyć po trupach do celu” i jako taki musiał zostać okraszony, nie tylko rzewnymi balladami, ale też współcześnie brzmiącymi utworami na pograniczu popu, soulu i Rn’b.
Zachwycająca scenografia, cyrkowe akrobacje i buchający zewsząd ogień tylko do pewnego momentu zasłaniają prawdę o tej bajecznej krainie. Charyzmatyczna niczym Marlene Dietrich w Maroku Mistrz Ceremonii popycha Pippina do coraz bardziej nieudanych prób odnalezienia szczęścia. Nie odnajduje go na wojnie, w pałacu, na imprezach, a nawet w miłości. Wszyscy w jego otoczeniu: ojciec Karol Wielki, macocha Fastrada, przyrodni brat Ludwik, a także poznana przypadkiem Katarzyna mają jakiś cel.
Koniec złudzeń
Podczas Wielkiego Finału Pippin ma zakończyć swoje wyjątkowe życie i wykonać skok ogień. Dym ulatujący w stronę publiczności od podłożonych pod platformę płomieni dowodzi, że nie szczędzono środków, aby umocnić wrażenie nadchodzącej katastrofy.
Jak to wszystko się skończyło? Nie zdradzę. Natomiast z całego serca mogę polecić ten spektakl zarówno koneserom sztuki teatralnej, młodzieży oraz osobom, które nie mają zwyczaju odwiedzania takich miejsc. Rozrywka bez ogłupiania to obecnie rzadkość. Dlatego proste, ale mądre przesłanie musicalu w połączeniu z kunsztem takich aktorów jak: Wojciech Daniel, Dagmara Rybak, Radosław Elis oraz wielu innych, tworzy widok miły dla oczu i serca.