Relacjonując koncert zespołu Nanga, wspomniałem o tym, iż są zespoły, które wizualnie dużo lepiej sprawdzają się na klubowych scenach, niż w plenerowych realiach. Zespół Tides From Nebula jest przykładem grupy, której twórczość najlepiej odbiera się w zamkniętych przestrzeniach. Wynika to przede wszystkim z „kosmicznej” muzyki jaką uprawia trio. Te kompozycje wymagają ciemności, bo przecież gwiazdy też podziwiamy nocą. Na całe szczęście dla wszystkich wybierających się na koncert zespołu, występ, z przyczyn pogodowych, został przeniesiony do wnętrza Tamy. Jak widać, zdarzają się sytuacje, w których deszcz polepsza odbiór koncertu.
Nim koncert się rozpoczął, moją uwagę zwróciło sceniczne rozstawienie zespołu. Powierzchownie rozstawienie to wyglądało na dość typowe – gitarzyści z przodu, a perkusja z tyłu, natomiast rezultat w trakcie samego występu był interesujący. Wzajemne ustawienie muzyków formowało szeroko rozwarty trójkąt, a gitarzyści nie raz stawali bokiem, aby grać na klawiszach. Taka konwencja sprawiła, że wszyscy muzycy byli od siebie szeroko odseparowani, co sprawiało, iż centrum sceny było przez większy czas trwania pozostawione puste. Zabieg ten odczytuje jako celową chęć wycofania się przez artystów, aby ustąpić miejsca muzyce. To ona wypełniała przestrzeń Tamy tak skutecznie, że w pewnych momentach miałem wrażenie, iż klub jest zbyt mały, aby pomieścić taką gęstość wydobywających się dźwięków. Dobrze pamiętam swoje pierwsze spotkanie z twórczością Tides From Nebula i pamiętam jak wprawiony zostałem w zachwyt poprzez adekwatność nazwy grupy w stosunku do ich muzyki. Podobnie jest ze scenografią, która składa się ze stojących podłużnych lamp przywodzących na myśl ciała niebieskie. Niby to nic wielkiego, ale jednak staje się to kolejną częścią niebiańskiej układanki, którą układa dla nas warszawskie trio.
Pomimo, iż podczas samego występu nie padło zbyt wiele słów, mogliśmy dowiedzieć się, że tegoroczne wakacyjne koncerty są pierwszymi występami „Tajdsów” od czasów przedpandemicznych. W związku z tym setlista koncertu również była bardzo zróżnicowana: od debiutanckiej Aury po ostatni From Voodoo To Zen. Zresztą to właśnie te albumy otrzymały najliczniejszą reprezentację. Jako „otwieracz” ukazał się Ghost Horses, a chwilę później wybrzmiała The New Delta. Pojawiły się również: Sleepmonster, Radionoize czy Purr, a to też repertuar z tychże płyt. Każdy album grupy otrzymał chociaż jednego reprezentanta zatem niezależnie od upodobań fanów każdy otrzymał coś dla siebie. Można było usłyszeć zarówno The Lifter (z płyty Safehaven) jak i Only with Presence (z płyty Eternal Movement). Całość zakończyła piękna dwunastominutowa Siberia, podczas której członkowie po kolei schodzili ze sceny. Zresztą w zachowaniu samych artystów też wyrażony był duży szacunek do prezentowanej muzyki, dzięki czemu również publiczność była niezwykle skupiona na samym występie. Trio dobrze wie, kiedy mogą pozwolić sobie na odpowiednią dozę szaleństwa (It Takes More That One Kind Of Telescope), a kiedy warto zapewnić słuchaczom odpowiednie warunki do zasłuchania się (Siberia). I pomimo tego, iż Tides From Nebula prezentuje muzykę rozrywkową, próżno szukać w zachowaniu muzyków taniego fajansiarstwa spod znaku „Poznań! Jesteście tu?”. Zamiast tego zgromadzona w Tamie publiczność mogła usłyszeć chociażby anegdotę o pierwszym fanie zespołu, Leszku, który był obecny podczas występu. Tymczasem najważniejszym momentem łamiącym konwencję artysta-słuchacz było wykonany na bis słynny Merrick (Tragedy Of Joseph Merrick). Na końcu kompozycji Maciej zdecydował się na zejście ze sceny by wśród zgromadzonych słuchaczy wykonywać finał tej kompozycji. To naprawdę piękny gest, gdy samemu schodzi się z piedestału.
Koncert zespołu Tides From Nebula był półtoragodzinną podróżą poprzez ocean dźwięków. Emocje, które zaserwowało nam stołeczne trio wypełniły poznańską Tamę aż po sam sufit. Przysłuchując się pokoncertowych rozmów, żaden z odbiorców nie wychodził niezadowolony tego wieczoru. Znaczna większość deklarowała konieczność przyjścia po raz kolejny. Jeżeli nie znasz twórczości tej kapeli to warto dać tej muzyce szansę, gdyż „Tajdsi” serwują piękne instrumentalne kompozycje, które wyróżniają się nie tylko oryginalnością, ale po prostu pięknem.
Zespół Tides From Nebula wystąpił w składzie:
Maciej Karbowski – git, syn
Tomasz Stołowski – dr
Przemek Węgłowski – bgtr, syn