Nordicwinter – This Mournful Dawn [Recenzja]

Nordicwinter, jak na jednoosobowy skład jest bardzo produktywnym „zespołem” szczególnie w tak przytłaczającym gatunku, jakim jest DSBM (Depressive Suicidal Black Metal). Na This Mournful Dawn nie musieliśmy długo czekać. Choć był to tylko rok, najnowsze wydanie kanadyjskiego artysty okazało się dla mnie ogromnym zaskoczeniem.

Nordicwinter droga do ikony DSBM

Zespół z Kanady powstał już w 2006 roku wydając po roku płytę Threnody. Sam debiut nie wyróżnia się na tle innych przeróżnych black metalowych brzmień. Lubię jednak do niego wrócić, by pochłonąć tę prostotę – zarówno produkcyjną, jak i melodyczną. Po prawie trzynastu latach Evillair, bo tak nazywa się muzyk Nordicwinter, wydał swój drugi album pt.: Desolation (2020). W tym czasie powstało już niezliczona liczba zespołów wykonujących muzykę z pogranicza depressive suicidal black metalu (DSBM), atmospheric black metalu czy też blackgaze’u.

Drugi album nie potrafił zdecydować się czym jest, co przekreśliło jego szanse na zaistnienie, jednak czuć było pewną poprawę. Wykonawca nie dawał za wygraną i po roku wydał album Sorrow oraz EP-kę Le dernier adieu, która stała się ogromnym sukcesem. W szczególności utwór La Nuit — dotąd największy hit Evillaira. Swoją dobrą passę potwierdził rok później w minialbumie Beneath the Fleeting Light, któremu z kolei w pełnej krasie nadał duszę melodiami. Przez ten cały czas kanadyjski twórca szlifował swój własny styl. Im więcej powstawało płyt, tym większe było jego doświadczenie w tworzeniu, produkowaniu muzyki a w szczególności ustawianiu kolejności utworów na albumie. Evillair dąży do tego, aby rozwinąć DSBM na różnorodne ścieżki i nadać temu black metalowi kolejne przedrostki. Tak jak to miało miejsce dość niedawno z deathcore’em i jego symfoniczną odnogą. Jest to, krótko mówiąc, niezmiernie ciężkie zadanie.

Pod osłoną chłodu

Oddanie emocji poprzez melodie nie jest ciężkie, czego dowodzi post-rock, który możemy oprzeć na kilku chwytach czy dźwiękach. Za pomocą nich artyści tworzą pejzaże dźwiękowe, opisują różne historie, poruszają pewne uczucia lub emocje. Tak jak w wyżej wymienionym gatunku, w DSBM nie trzeba włożyć dużo pracy, aby utwór poprawnie brzmiał. Ale czy wtedy odda głębie problemu, z którą boryka się wykonawca, czy też słuchacz? Czy będzie umiał nakreślić historię melodią? To właśnie zależy od kreatywności, wkładu artysty. Dowodzą tego między innymi Australijczycy z We Lost The Sea. Niby są to dwa różne gatunki, jednak mają podobną główną cechę, więź emocjonalną pomiędzy słuchaczem a zespołem, która jest modelowana za pomocą brzmień. Otwierający utwór Enshrouded by Winter oferuje nam ponad dziesięć minut przeprawy przez dźwięki przepełnione bólem, rozpaczą, lękiem i zimnem. Evillair chwycił mnie już za serce głównym motywem gitar, obok którego wydaje z siebie przeszywający chłodem, desperacki wokal.

Niezależnie od świadomości, o czym śpiewa twórca, moim zdaniem jego głos pełni tu funkcję dodatkowego instrumentu. Wokal artysty nakłada się na inne, tworząc ogromną zamieć brzmieniową podobną do ściany dźwięku z shoegaze’u. Można również usłyszeć pewną warstwę symfoniczną składającą się z chórków oraz partii skrzypcowej.

Przenikliwe zimno przenika nas dalej w następującym utworze Death’s Pale Touch, który powoli buduje swoją dynamikę. Wokal atakuje bez wahania, wyrzucając z siebie całą frustrację oraz lęk. Jednak tu gitary okazują zrozumienie, grając w tle rozpaczliwą melodię. Wszystkie te dźwięki przywodzą na myśl noc, podczas której człowiek nie może pogodzić się z samym sobą, podważając każdy argument za sensem życia. Muzycznie, utworom brakuje trochę mocy w niższych tonach, przez co perkusja brzmi na minimalistyczną, choć bynajmniej taka nie jest. Evillair odrobił lekcję od minialbumu sprzed roku i postanowił dodać czyste, akustyczne brzmienia, będące znakiem rozpoznawczym This Mournful Dawn. Te spokojne dźwięki nadają nutę melancholii, ale również czasem nadziei. To wszystko, plus spowolnione tempo oraz przepiękna, depresyjna melodia wprowadza słuchacza na rewiry doom metalu. Taka fuzja gatunków oraz nastrojów tworzy moim zdaniem najlepszą pozycję na tej płycie.

Jesienny szept

Choć cały album jest przesiąknięty agresją, co można jednak przypisać pod styl muzyczny, bardziej niż wizję artysty. Zarówno drugi, jak i pierwszy utwór łączyły gatunki i emanowały zrozumieniem do poczucia beznadziei. W trzeciej pozycji As Twilight Fades chłód od wiatru przemienia się w zamieć śnieżną, która jest tworzona przez dysonanse na gitarze oraz potężny werbel, który przy każdym uderzeniu nas karze. Niemniej nie zabrakło również melodyczności w postaci pięknych pasaży tremolo czy nawet czystych dźwięków fortepianu. One jednak tym razem trzymają się z tyłu, nie mogą przebrnąć przez tę nawałnicę gniewu i rozpaczy. Ciężkość i ostrość zmieniła odbiór i zrozumienie albumu, ale przy tym w żadnym wypadku nie zaburzyła spójności.

Przedostatni utwór Autumn’s Last Mournful Whisper ponownie wraca do wolniejszego, melodycznego brzmienia z nutą doomu. Riffy w tym stylu prowadzą później do sekcji atmosferycznego oraz depresyjnego black metalu. Evillair melodią, jak i głosem opisuje trudy życiowe, które na podłożu psychicznym dotykają wielu ludzi. Słowa „Ostatni żałobny szept jesieni / Ponure miejsce na śmierć” wyrażają ogólny smutek nad końcem obfitości i życia. Są one wyrazem topowego nastroju towarzyszącego tytułowej porze roku. Dodanie zabiegu z post-rocka lub post-metalu w postaci rozwijającego tempa było strzałem w dziesiątkę. Przez narastanie intensywności z minuty na minutę jest o wiele bardziej wyraziste, powodując w głowie wizje pełne dramatu, osamotnienia niemożnością poradzenia z własnym sobą. Utwór kończy się ogromnymi riffami i żałobną melodią, która ma w sobie nuty piękna, z drugiej strony rozrywa serce słuchacza na miliony fragmentów.

Trzy początkowe utwory trwały po dziesięć minut, czwarty z kolei ponad siedem i właśnie on został dopełniony dwu i pół minutowym lamentem na fortepianie oraz instrumentach smyczkowych. My Lament kończy płytę melodią, która zmieniła mój odbiór tego albumu. Artysta tymi dźwiękami oddał pewien hołd tym, którzy zmagają się z problemami i wprowadził brzmienia pełne zrozumienia, ciepła oraz wsparcia. Nie zaburzył atmosfery nadanej przez style pojawiające się wcześniej. Wymarzone zakończenie tej okropnej, jak i przepięknej jesienno-zimowej podróży.

Muzyczna żałoba na This Mournful Dawn

Osiem miesięcy czekałem na tak przytłaczający album, nie spodziewając się, że otrzymam go spod instrumentów Nordicwinter. Evillair od czasów EP-ki z 2022 roku zrobił niesamowity postęp, lubiłem do jego muzyki czasem powracać, bo ma swój unikalny sposób na pisanie muzyki. Jednak to This Mournful Dawn trafił do mojego serca i ucha najbardziej. Całe brzmienie jest dopracowane, co powoduje, że łatwiej mu przelać dźwięki na emocje u słuchacza. Melodie nabrały wyrazistości, jeszcze większej powagi, tkając sieć wokół najcięższych uczuć dla człowieka, łącząc je w jedną całość. Nordicwinter przez ten zabieg, gdy obojętnie gdzie dotknie, porusza całą siecią emocji.

Depressive suicidal black metal należy do bardzo trudnych gatunków w komponowaniu, potrzeba przy nim niewyobrażalnie dużej empatii ze strony twórcy oraz umiejętności muzycznych, aby oddać całą powagę trudności życiowych. Evillair w ciągu tych lat zdobył ogromne doświadczenie w tym, przez co najnowszy album brzmi tak dojrzale, ale również ponuro, rozpaczliwie, boleśnie czy nawet strasznie. Natomiast do tak depresyjnych odczuć dodawał przy każdym utworze nutę nadziei, cieplejszych emocji, podkreślając je w ostatniej instrumentalnej pozycji. This Mournful Dawn jest muzyczną żałobą, ale ma w sobie oczyszczające i podnoszące na duchu brzmienia. Nurt nadany przez główny styl z domieszkami ze świata doom metalu, post-metalu nadaję tej sieci uczuć ogromnej elastyczności, dzięki temu bardzo łatwo pobudzić najbardziej skrywane emocje u słuchacza. Najnowszy album od Nordicwinter stał się jednym z moich ulubionych, ale również bez dwóch zdań ikoną DSBM.

Dominik Pardyak

Po więcej tekstów ze świata muzyki i nie tylko zapraszamy do sekcji aktualności