Świstek: nie wyobrażam sobie w tym momencie odejść

Klaudia Świstek, Enea Energetyk Poznań
Klaudia Świstek, fot: Elżbieta Skowron
Kibice Enei Energetyka Poznań mogą mówić o sporym pechu. Drużyna pod wodzą Marcina Patyka przez cały sezon trzymała równą, wysoką formę, czego efektem było trzecie miejsce w tabeli I ligi. Na chwilę przed rozpoczęciem fazy play-off, Wydział Rozgrywek Polskiego Związku Piłki Siatkowej zdecydował się zakończyć zmagania i podtrzymać aktualne wyniki. Wszystko to w związku z pandemią koronawirusa.

W rozmowie z Radiem Meteor kapitan zespołu – Klaudia Świstek, opowiedziała o tym, jak aktualnie wygląda jej życie, co sprawiło jej największą trudność w czasie rehabilitacji, a także podsumowała poprzednie rozgrywki i zdradziła, czy pozostanie w klubie na kolejny rok.

Paweł Jonik (Radio Meteor): Klaudia, nie sposób rozpocząć naszej rozmowy inaczej niż od pytania o to, jak się czujesz. Zdrowie dopisuje?

Klaudia Świstek (Enea Energetyk Poznań): Dziękuję, czuję się całkiem dobrze. Wiadomo, że ciężko jest siedzieć cały czas w domu, ale próbuję robić, co tylko mogę, aby nie siedzieć bezczynnie. Właśnie skończyłam remont swojego pokoju.

Jak wygląda typowy dzień Klaudii Świstek, odkąd koronawirus „wygrał” ze sportem?

Nie nastawiam budzika, a gdy już się obudzę, przygotowuję śniadanie, piję kawę, po czym zabieram się za trening. Mam do dyspozycji siłownię w piwnicy, gdzie próbuję nadgonić swoje braki spowodowane wcześniejszym urazem. Sporo czasu spędzam z rodzicami, gotuję, czytam książki, oglądam seriale, rozmawiam przez internet z dziewczynami z zespołu. Dodam jeszcze, że ostatnio zaczęłam jeździć na rolkach!

W jednym z wywiadów wspomniałaś, że twoją pasją jest taniec. Czy poznałaś już jakieś nowe ruchy w czasie pandemii?

Nie ukrywam, że próbowałam, ale nie jest to takie łatwe (śmiech). Nauka nowych kroków to troszeczkę trudniejsza sprawa niż zwykły taniec.

Czy masz jakąś złotą radę, którą chciałabyś się podzielić z czytelnikami na ten trudny okres?

Przede wszystkim należy myśleć pozytywnie. Nie można się dołować, warto w każdej sytuacji dostrzegać te dobre rzeczy i zająć się tym, na co w normalnych warunkach nie mielibyśmy czasu.

Przejdźmy do tematów sportowych. Dwa dni przed rozpoczęciem play-offów dowiedziałaś się, że sezon został wstrzymany, a później zakończony. Enea Energetyk uplasował się na trzecim miejscu w I lidze. Jaka była twoja reakcja na taką decyzję związku?

Bardzo mnie to zabolało. Nie ukrywam, że długo na to czekałam, bo zdrowotnie dochodziłam już do siebie i mogłam pomóc drużynie. Na początku informacje zmieniały się z godziny na godzinę. Najpierw była mowa o tym, że być może zagramy bez kibiców, ale później otrzymałyśmy już wiadomość, że mamy pojechać do domu i nie wiadomo, co będzie dalej. Pojawiły się płacz i rozpacz. Nie wiedziałyśmy z koleżankami z drużyny, co robić i było to dla nas naprawdę trudne.

Czyli śmiało można powiedzieć, że gdyby w tym momencie trwały rozgrywki, występowałabyś już na pierwszoligowych parkietach?

Tak, chociaż trudno jednoznacznie określić w jakiej roli. Ciężko jest z dnia na dzień odbudować dynamikę i skoczność. Myślę, że z obroną i przyjęciem nie byłoby problemów. Nieco inaczej wygląda kwestia ataku i bloku, ale również chciałabym, aby z czasem to funkcjonowało.

Możesz nam zdradzić, jak wyglądał proces rehabilitacji kontuzjowanej nogi?

Był on bardzo żmudny i długi. Po pierwszej operacji nadal odczuwałam dyskomfort i okazało się, że konieczny będzie drugi zabieg. Później na szczęście było już zdecydowanie lepiej. Po 1-2 tygodniach mogłam chodzić. Każdego dnia pracowałam po 2-3 godziny nad powrotem do gry. Wymagało to sporej cierpliwości i była to dla mnie porządna lekcja.

W którymś momencie pojawiło się w twojej głowie zwątpienie, że po powrocie nie będziesz już w stanie rywalizować na poziomie I ligi, czy od początku wiedziałaś, że to zaledwie kwestia czasu?

Bywały chwile zwątpienia, ale miałam świetnych ludzi wokół siebie, którzy mi pomagali i naprowadzali mnie z powrotem na dobrą drogę. Niekiedy trudno patrzyło się na trenujące koleżanki z drużyny, ale tak to już czasem bywa, że jeden dzień jest lepszy, inny gorszy.

Skoro wspomniałaś o zawodniczkach z zespołu, to przejdę do tego tematu. Przed rozpoczęciem sezonu 2019/2020 zarząd zdecydował się na wymianę niemalże całego składu. Jak duży był to dla ciebie szok, gdy dowiedziałaś się, że z wieloma zawodniczkami nie będziesz już dzielić szatni w przyszłych rozgrywkach?

Co sezon występują rotacje w szatni. Na pewno jest to przykre. Z jednymi przyjaźnimy się bardziej, z innymi nieco mniej, ale drużyna jest jak rodzina, więc nie było to łatwe. To był tzw. „dream team”. Świetnie się uzupełniałyśmy, dogadywałyśmy się zarówno w szatni, jak i poza nią, więc była to dla mnie duża przyjemność grać razem z nimi.

Po tamtym sezonie zostałaś ogłoszona kapitanem drużyny. Jakie to uczucie pełnić tak ważną rolę w zespole?

Na pewno było to miłe wyróżnienie. To bardzo odpowiedzialna rola. Mam nadzieję, że jakoś wywiązałam się ze swojej funkcji. Było to dla mnie o tyle trudne, że mogłam pomagać dziewczynom wyłącznie z boku, a nie z perspektywy boiska. Momentami nie do końca odczuwałam zatem, że jestem kapitanem.

Jaki cel w lidze postawił wam we wrześniu zarząd?

Naszym celem był medal. Zwykło się jednak mówić, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc chciałyśmy wygrać tę ligę i awansować do LSK. Nie było to oczywiście narzucone, ale czułyśmy, że możemy wywalczyć awans. Myślę, że gdyby rozgrywki nie zostały przerwane przez koronawirusa, to spokojnie mogłybyśmy powalczyć o mistrzostwo. Nasza dyspozycja rosła.

Ostatecznie prawo gry w elicie wywalczyły Joker Świecie oraz Uni Opole. Jak sądzisz, czy te drużyny są przygotowane do tego, aby występować na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce?

Sporo zależy od budżetu, miasta i sponsorów. Aktualna sytuacja na świecie może być problematyczna, ale nie zapominajmy o tym, że te ekipy od początku deklarowały walkę o awans. Uważam, że mają szansę.

Przed sezonem klub zdecydował się na zmianę hali. Tym sposobem zamiast w popularnej „Chwiałce” kibice mogli oglądać drużynę w Hali Cityzen. Jak wy jako zawodniczki podeszłyście do tej zmiany?

Mi w nowej hali było trochę zimno (śmiech). Na pewno Hala Cityzen jest większa, dzięki czemu oferuje ona więcej możliwości. Dziewczynom dobrze się tam trenowało. Na mecze przychodziło też więcej kibiców.

Nie miałyście problemów, aby dzielić obiekt z koszykarzami Biofarmu Basketu Poznań?

Nie było żadnego kłopotu. Raz my grałyśmy swój mecz w sobotę, innym razem oni.

Porozmawiajmy chwilę o przyszłości. Czy otrzymałyście już od zarządu zapewnienie, że klub wystartuje w kolejnych w rozgrywkach I ligi?

Z tego co mi wiadomo, I liga będzie w Poznaniu. Na ten moment nie wiadomo jednak, o co dokładnie będziemy grały, jak będzie wyglądał skład i jaki będzie budżet. Nie wszystko zależy od nas. Klub czeka, a więc i my musimy się uzbroić w cierpliwość.

Czy możesz uspokoić kibiców i potwierdzić, że pozostaniesz w Enei Energetyku Poznań na kolejny sezon?

Mój kontrakt nadal trwa. Wstępnie jesteśmy dogadani w sprawie nowego. W czasie kontuzji wszyscy wokół byli dla mnie bardzo pomocni i nie wyobrażam sobie odejść z Poznania w taki sposób. Chcę jeszcze zostawić sporo serducha na parkiecie.

_______

Cała rozmowa do wysłuchania na fanpage’u Planety Sportu na Facebooku. W niej Klaudia zdradziła, m.in. jaki okrzyk obowiązuje przed meczami Energetyka, a także podała swoje największe sportowe marzenie.